piątek, 28 grudnia 2012

Refleksyjnie i wspominkowo - Marcin Kołodziej.



Czas, w którym piszę ten tekst, zwykle skłania do świętowania i podsumowania. Cóż, ja nie obchodzę świąt jak większość polskiego społeczeństwa z tego względu, że nie przywiązuję wielkiej wagi do religii i tradycji. Natomiast kończący się rok zawsze skłania do dokonywania bilansów. Tej pokusie nie oparłem się i ja. Niedawno gadałem z Arkiem, który zgodził się zamieścić ten tekst na swoim blogu. Ostrzegałem go, że będzie sentymentalno – melancholijnie. Zobaczymy, może nie będzie tak tragicznie.

Marcin Kołodziej


Powtórzę, co napisałem blisko 2 lata temu w ostatnim tekście zamieszczonym jeszcze na Spotkaniach z Nieznanym. Nie jestem, nie byłem ufologiem. Jednak, gdy w 2005 roku skontaktowałem się z Arkiem, podsyłając mu przy okazji swoje obserwacje, poprosiłem o przysłanie kwestionariusza osobowego, niezbędnego do weryfikacji mojej osoby pod kątem przydatności w CBUFOiZA. Tak, chciałem wstąpić do tej organizacji, która – także moim zdaniem – była jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą działającą w Polsce grupą badawczą. Na chęciach wtedy się skończyło, poza tym studiowałem, dorywczo pracowałem. Ale, zarobionych pieniędzy nigdy nie wydawałem na tanie – moim zdaniem – rozrywki – panienki, piwko, wóda (brrrr!), trawka… Kupowałem za nie książki i czasopisma o ufologii, tajemnicach przeszłości. W chwili obecnej, w mojej domowej biblioteczce znajduje się ponad 150 publikacji, z których lwia część poświęcona jest paleoastronautyce, dalej ufologii, pozostałych kilkanaście porusza problem pozostałych szeroko rozumianych zjawisk paranormalnych, które też mnie interesują. Zbiorek sukcesywnie powiększam, w miarę finansowych możliwości, rzecz jasna. To był rok 2005.

Dla mnie jeden z najlepszych pod wieloma względami, dla ufologii polskiej tragiczny. Dlaczego? Po pierwsze, Agencja Nolpress zakończyła wydawanie Magazynu UFO. Moim zdaniem kwartalnik ten był rewelacją. Praktycznie w całości poświęcony tematowi, który mnie (wtedy) rajcował w równym stopniu, jak paleoastronautyka. Po drugie, po CBUFOiZA pozostała ogromna wyrwa. Nie zapełni jej ani Fundacja Nautilus ani NPN, PGU ani indywidualnie działający ufolodzy, którzy w wyniku rozmaitych niesnasek (nie opowiadam się po żadnej stronie) poszli w swoje strony. A szkoda, bo tylko kolektywnym wysiłkiem można coś osiągnąć. Wiem coś o tym. Sam jestem typem „Zosi-Samosi”, indywidualistą, który z racji tych cech charakteru zawsze ma pod górkę, bo „ja siam!”. Tak przy okazji, może pora to w końcu zmienić? Powinienem już dawno to zmienić. Ale, mniejsza o mnie. Wracając do sedna sprawy, stan ten utrzymuje się po dziś dzień, a nawet jest jeszcze gorzej. Polska ufologia zdechła, nieliczni badacze i publicyści, którzy jeszcze „siedzą w temacie” sami mają niewielkie pole do manewru. Tym bardziej cieszy powrót Damiana Treli, którego artykuły publikowane na stronicach kwartalnika UFO także „łykałem” niczym pelikan ryby. 

Z rozrzewnieniem wspominam czasy, kiedy każdą książkę o UFO pochłaniałem w kilka wieczorów. Obecnie mam pięć – sześć pozycji, które stoją na półce, od kilku lat nieruszone. Nie potrafię po prostu się przemóc, by przeczytać je. Z paleoastronautyką sytuacja jest nieco lepsza, ale i na tym poletku coraz częściej występuje zjawisko powtarzalności. Ileż można czytać o mapach Piri Reisa? O Płaskowyżu Nazca? O „Synach nieba” opisywanych w starotestamentowych apokryfach? Więcej, co prawda, można znaleźć na stronach AAS, Atlantis Rising, ale większość materiału wciąż się powtarza. Z książkami o tych tematykach też nędza. Znalazł się jeden pasjonat, Adam Chrzanowski, który podjął się trudu tłumaczenia publikacji wydawanych na Zachodzie. Jego ostatnia świetna robota to „Spuścizna Andreassona”. Smutna prawda jest taka, że książki o tematach nas interesujących można nabyć głównie na… allegro i w antykwariatach. Ja tak robię. Innym miejscem, gdzie co jakiś czas pojawiają się jakieś nowości, jest Wydawnictwo Prokop. To także miejsce, w którym zaopatrywałem się w „nowe” książki. I nie sądzę, że proza życia, praca, domowe obowiązki są jedynym wytłumaczeniem sytuacji, dlaczego jedną książkę czytam nawet kilka tygodni.

Z moich poszukiwań wynika, że tematyka UFO i paleoastronautyczna wciąż popularna jest na Zachodzie. Von Daniken wciąż jest popularny w krajach strefy niemieckojęzycznej. Istnieje wiele organizacji, z których prym wiedzie MUFON CES. Także w Wielkiej Brytanii nie panuje taka posucha na „naszym” poletku, jak w Polsce. Może to jest właśnie klucz? Może, zamiast działać samemu i tym samym ginąc w tłumie, stworzyć na początek nawet jedną, acz prężnie działającą organizację badawczo – popularyzatorską. Organizację, która skupiałaby się na rejestrowaniu, katalogowaniu i popularyzowaniu tematyki. Olać stawianie pomników czy tworzenie „polskiej Strefy 51”. Przyciągnęłaby z pewnością uwagę wielu ludzi. Może cokolwiek ruszyłoby z miejsca. A tak? Mamy, co mamy? Powstały w tym roku kwartalnik Szósty zmysł wydawany przez Agorę, poszedł do piachu po wydaniu… dwóch numerów. Jest Nexus, jest jeszcze kwartalnik Enigma. A poza tym, najdłużej istniejące Czwarty Wymiar i Nieznany Świat. Pisma, które zdobyły uznanie wśród polskich czytelników. Swoją drogą, to prawdziwy ewenement, który mógłby się zdarzyć chyba tylko w Polsce: na rynku utrzymują się pisma, założone praktycznie przez małe wydawnictwa, bez potężnego wsparcia finansowego. A więc, pieniądze to nie wszystko.

Jeżeli chodzi o mnie, w ciągu dwóch ostatnich lat spróbowałem swoich sił jako publicysta w prasie. Co jakiś czas można więc przeczytać artykuły spod mego pióra. Jest, jak jest, ani się nie raduję, ani nie jojczę. Zawsze jednak słowo drukowane/pisane stało u mnie ponad Internetem z tegoż to względu, że do Internetu dostęp mają wszyscy. Natomiast czasopismo ma ograniczony nakład, więc kupienie go, a co dopiero publikowanie traktuję jako swego rodzaju zaszczyt i nobilitację, dającą poczucie swoistej wyjątkowości. Nie popadam w samo zachwyt, bo prawda jest taka, że na kilkadziesiąt propozycji podsyłanych w ciągu dwóch ostatnich lat, ukazało się ponad dziesięć, bądź ma się ukazać. Ale, swoją kolej trzeba cierpliwie odczekać.
Jeśli idzie jeszcze o mnie, moje fascynacje tajemniczymi zjawiskami zejdą na dalszy plan. Z bardzo prostego powodu. Życie wymusiło na mnie (na każdego praktycznie wymusza) podjęcie kilku decyzji, które poskutkowały drastyczną zmianą priorytetów, jakimi się kierowałem. Ufologia i paleoastronautyka kiedyś nimi były do tego stopnia, że chciałem napisać o jednym i o drugim książkę. Cóż, zadawalam się moimi artykułami, które sporadycznie (dobre i to) się ukazują. Dzisiejsza rzeczywistość wymaga przekwalifikowywania się, nabywania nowych umiejętności. Zabiera to często mnóstwo czasu. Tak też będzie i w moim przypadku. Arek wie, o czym piszę. Tak więc, marzenia o napisaniu książek, czy pracy w jakiejś gazecie pozostaną marzeniami, ja natomiast, chcąc coś zrobić w moim kierunku, będę musiał zacisnąć zęby, zakasać rękawy, ścisnąć poślady i wziąć się ostro do roboty. Długa i wyboista droga przede mną, ale, wierzę, że osiągnę to, co zamierzam. Udowodniłem to nieraz. Przykładem tego jest także pisywanie do prasy. To nastawienie to też swego rodzaju leczenie się z pesymizmu, z którym się urodziłem i który ciążył mi przez całe dotychczasowe życie. 

Wierzę (może naiwnie, a może nie), że i polska ufologia mimo wszystko się odrodzi. Wierzę, że działający jeszcze badacze i popularyzatorzy, odkładając na bok wzajemne uprzedzenia, są w stanie się dogadać i zrobić coś w tym kierunku. A ja? Mam nadzieję, że ten tekst natchnie co niektórych do podjęcia odpowiednich działań. Arek odwala kawał dobrej roboty. Damian powrócił do ufologii. Robert Leśniakiewicz też nie próżnuje, tylko robi wiele na swoim blogu, np. tłumaczy artykuły z prasy rosyjskiej. Jest jeszcze kilku niewymienionych w tym tekście, którzy także dołożyli po swojej cegiełce w rozwój ufologii i którzy mogą przywrócić jej blask. Nikt nie wymaga tego, by było, jak za Bronisława Rzepeckiego, Krzysztofa Piechoty, Zbigniewa Blanii-Bolnara, Lucjana Znicza-Sawickiego, Olgierda Wołczka, Andrzeja Trepki, Andrzeja Marksa, Arnolda Mostowicza i innych znakomitości i pionierów polskiej ufologii. Bo te wspaniałe czasy nigdy już nie wrócą. Minęły bezpowrotnie. Ale, UFO nie przestało się ukazywać, napływają relacje, co niektórzy sporządzają raporty, jeżdżą w teren, popularyzują…
Może pora najwyższa?

Marcin Kołodziej
20 – 21 XII 2012

14 komentarzy:

  1. Dziękuję Marcinie za ciekawy tekst taki na luzie - czasami i takie są potrzebne. W wielu kwestiach jak wiesz zgadzam się z Tobą w kilku nie, ale tak to już jest. Moim zdaniem era organizacji/klubów, prezesów etc. już dawno straciła sens. Widać z przeszłości co się z wieloma stało. Lepsza jest grupa 2-3 osób coś robiących niż 20 wydających opinie z fotela. Ufologia się zmieniała jak i nieco samo ''zjawisko''. Niestety nadal za mało jest aktywnych osób, prac prowadzonych w terenie a za dużo gadania na forach, czatach itp.. to do niczego nie prowadzi. Dlatego ja nieco izoluję się od całego ''ufologicznego szumu'' i robię swoje acz zaczynam przestawiać się w innym kierunku jeśli chodzi o ufologię. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już z ufologii dawno odszedłem, choć - z tekstu jasno wynika - nigdy jej czynnie nie "współtworzyłem". Paleoastronautyka też powoli zaczyna wychodzić bokiem. Coś mi się widzi, że po 21 latach fascynacji, obydwie pasje podzielą ten sam los, co moją inną pasję: gry, komputery, konsole. Czy nie nazywa się to wypaleniem?
    Marcin

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja caly czas mysle o tym zeby kiedys powolac do zycia organizacje skupiającą Sky Watcherow ( jak ta w Meksyku )

    Z drugiej strony nie wiem jakie moglyby byc z tego korzysci (poza ścisła wspołpracą) ale mimo to chodzi mi to po głowie ;)

    Chyba wiem poprostu zazdroszcze Meksykancom :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Marcin zmęczenie materiału a co ja mam powiedzieć heee ;) Przemku ja nie zazdroszczę im tak bardzo ponieważ ich ''ufologia'' skupia się tylko i wyłącznie na Sky Watcherow a to stanowczo za mało oprócz rejestracji brak rzetelnych opracowań, analiz, raportów. Czy słyszeliście ostatnio z Meksyku o jakimś CE 1, Ce-2 ???? Ja nie a w Polsce było CE-1 sprzed kilku dni Mszana Dolna. Jedynie co nam w Polsce brakuje to chęci w sprawie Sky Watcherow bo wielu badaczy/osób jest do tego uprzedzonych co jest wielkim błędem ponieważ efekty same za siebie mówią ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak u nich tak ale u nas cos takiego mogloby powstac, zwlaszcza ze sa ludzie ktorzy potrafią zrobic analize czy raport.
    Bylaby grupa sky watcherow i badaczy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz Arek, wiele złego, oprócz całokształtu dzisiejszej chorej rzeczywistości robi internet. Różnej maści indywidua krytykują, ośmieszają różnego rodzaju inicjatywy. Masa niesprawdzonych, śmietnikowych informacji wylewa się z monitora. Popularyzacja zjawiska, choć jest bardzo ważna, to nie wszystko. Obserwowanie, analiza, raporty - według mnie do tego trzeba wrócić.
    Powracając do kwestii internetu, z w/w powodów korzystam z niego rzadko, a już na pewno nie traktuję go jako narzędzia do zdobywania wiedzy, bo jak pisałem, internet to informacyjne śmietnisko - syfisko - wysypisko!
    M.K.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie mam Marcinie aż takich uprzedzeń do internetu to właśnie dzięki niemu trafili świadkowie do mnie ja do nich odkąd mam bloga od 2008 roku tylko z samego Podkarpacia otrzymałem ponad 100 obserwacji w tym kilka CE jak z Brzezówki, Lubziny, Rzeszowa itp, itd gdyby nie blog nie internet nigdy bym nie poznał tych zdarzeń do dzis ludzie zgłaszaja mi obserwacje z dawnych lat gdzie wówczas mogli tylko listownie/telefonicznie i to nie zawsze.

    Nie trzeba sie go bać a rynsztokowych krytyków zwyczajnie ignorować chyba że mówią mądrze i rzetelnie to co innego. Stara gwardia ufologów właśnie bardzo bała sie internetu jak Piechota, Rzepecki i nie słusznie. Marcinie nigdzie nie poznasz dobrych raportów o UFO jak niestety z internetu żadna gazeta tego nie opublikuje i trzeba się z tym pogodzić. Internet to kopalnia wiedzy tylko trzeba czasami włączyć filtr ;)

    Przemku dobrze, że choć Ty i ja jestem to już cos ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mimo wszystko Arek, ja swego zdania nie zmienię: nie ma to jak papierowe wydanie magazynu/dziennika.
    M.K.

    OdpowiedzUsuń
  9. Marcin ja też wolę papierowe wydania, ale obecnie niestety net to wypiera i nic na to nie poradzisz a z papierowych wydań jedynie cos fajnego za granicą można dostac w Polsce kompletnie nie ma nic. Jak znasz dostatecznie jeżyk angielski to zaopatruj sie z Ebay w fajne pozycje.

    OdpowiedzUsuń
  10. Któż by pomyślał, że internet dokona takiego spustoszenia na rynku prasowym? Mam nadzieję, że moje czarnowidztwo odnośnie only e - gazet nie spełni się. Toż to byłaby porażka.
    M.K.

    OdpowiedzUsuń
  11. to tylko Marcinie kwestia czasu ....

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobijające perspektywy...:(((
    M.K.

    OdpowiedzUsuń
  13. ...potworna składnia, na bogów - ciężko przebrnąć przez te wspominki (co muszę zaznaczyć nolens volens, i niechaj mi nie będzie to poczytane za jakowyś atak personalny).

    Temat UFO został przefiltrowany na tyle, na ile pozwalają nam nasze dzisiejsze możliwości (w sensie te dostępne nam - zwykłym zjadaczom chleba; tuszę że coś tam w tajemnicy musi być robione pod kątem empirycznej analizy zjawiska na wyższych szczeblach, jeśli nie - nie jest dobrze). Kolejne zgłoszenia to jak notowanie ilości opadów w skali roku.

    Internet jest śmietniskiem - ciężko coś wygrzebać na poziomie (tak merytorycznym jak i formalnym, ot choćby i z poszanowaniem ortografii), ale jest dobrodziejstwem dla wszelkiej maści pasjonatów. Z tym że zwalnia od odpowiedzialności, wiele rzeczy robiony jest na pół gwizdka, w sposób nie do końca przemyślany – bo każdy wie ze z uwagi na obszerność informacji może liczyć na znikomą uwagę. Gorzej, że daje możliwość komunikowaniu światu swej głupoty ogromnej masie bezrefleksyjnych ludzi. No ale takie jest prawo cywilizacji.

    Grunt że może szerzyć się informacja. Niestety nie każdy ma dobry filtr i może nieświadomie przyswajać tak błędne wzorce, jak i informacje. W tym przypadku liczy się marka i renoma serwisu, domeny. Ale i takie podążanie za autorytetem może być zgubne.

    OdpowiedzUsuń
  14. Co miałem do napisania, po prostu napisałem. Nothing more nothing less
    M.K.

    OdpowiedzUsuń

Napisz komentarz: