W annałach Polskiej
ufologii zostało opisanych kilka zdarzeń dotyczących tzw. ‘’przelotów UFO’’ nad
Polską, było ich kilka w większości zawsze były to obserwacje nocne i na dużych
wysokościach. W perspektywie czasu jako nr. 1 mogę zarekomendować przelot UFO z 13 lipca 1984 roku, który cechował się dużą
ilością szczegółowych relacji w tym pilotów i kontrolerów lotu z Mielca
i Jasionki.
Zdarzenie o jakim mowa szczegółowo opisałem w mojej książce ‘’UFO
nad Podkarpaciem’’, a chodzi o zdarzenie z udziałem srebrzystej kuli, która
została zaobserwowana przez setki jak nie tysiące osób nad całym Podkarpaciem
oraz częściowo w woj. Małopolskim. Nie będę dokładnie przytaczał całości opisu
ponieważ najważniejsze informacje znajdziecie pod tym linkiem
Przelot UFO z 13 lipca 1984 roku, był zdecydowanie
odmienny i moim zdaniem o wiele ciekawszy od przelotów UFO, które
został odnotowane w Polsce w latach 70 i 90 XX wieku. Dlaczego tak uważam. Raz
zdarzenie miało miejsce w biały pogodny
dzień, dwa świadkami było tysiące osób z takich miast jak Rzeszów, Mielec Przemyśl,
Tarnów i wiele innych miejsc, do dziś otrzymuję
zgłoszenia dotyczące obserwacji z tego
dnia z różnych małych wsi i miasteczek.
Uważam, że świadków było tysiące ponieważ obiekt był dość duży
wielkością zbliżony do tarczy księżyca, który odbijał na błękitnym niebie intensywne srebrzyste
‘’światło’’. Świadkowie w większości
interpretowali obiekt jako balon meteo, i szybko przechodzili do innych
czynności. Tylko ów ‘’balon’’ zatrzymywał się nad większymi miastami jak
Przemyśl, Rzeszów, Mielec, Tarnów, a jak wiadomo z praw fizyki balon nie może
tkwić non sto przez godzinę w jednym miejscu pomimo wiejącego wiatru. Trzecią ciekawostką to znamienny fakt, że
oprócz zwykłych świadków w zdarzeniu brały udział osoby związane z lotnictwem i
Wojskiem o czym pisałem w książce. Byli to kontrolerzy lotów z Mielca i
Rzeszowa ( port Jasionka) piloci doświadczali, oraz personel obsługi
lotnisk, oraz żołnierze stacji radiolokacyjnej w Sandomierzu. Najcenniejsze informacje na temat natury
zagadkowego obiektu dostarczył pilot doświadczalny Pan Henryk Bronowicki, z
którym miałem okazję przeprowadzić w 2001 roku rozmowę na temat zaistniałego
zdarzenia. On sam opisał obserwację z 13
lipca 1984 roku w swojej książce pod tytułem "Pilot Doświadczalny", w której bardzo szczegółowo zgłębia dzień w którym zetknął
się z czymś co przekracza wiedzę pilota. Czwarta rzecz to dystans pilota
względem obiektu, który wynosił jak sam
stwierdził około 100 metrów, a zatem było to CE-I, co już stanowi obserwację z
‘’górnej półki’’. Przyznam, że w czasie naszej rozmowy w 2001 roku, nie
ustaliłem dokładnie odległości samolotu od obiektu. To już druga obserwacja typu CE-I pilota
doświadczalnego nad Mielcem pierwsza była w 1983 roku, w czasie przelotu UFO
‘’tzw. ‘’nocna parada krzyżaków’’ wówczas inny pilot ‘’otarł’’ się o kulę
światła ze smugą. Poniższy tekst jest
zbieżny z tym co przekazał mi w 2001 roku Henryk Bronowicki i oddaje
‘’dramaturgię’’ pamiętnego lata kiedy również ja jako 8 latek miałem okazję
obserwować ów obiekt, który kierował się nad Mielec.
‘’13
lipca 1984 roku (piątek) po przerwie obiadowej, przyjechałem do pracy na
lotnisko. Miałem wykonać lot TS-11 Iskrą w celu sprawdzenia samolotu po
usunięciu usterek występujących w poprzednim locie oraz jego zachowania się w
korkociągu. 2 dni wcześniej oblatywałem tę Iskrę, potem wykonałem lot
poprawkowy, a ten miał być trzeci. W planie były korkociągi po cztery zwitki w
lewo i w prawo. Jeżeli wszystko wypadnie dobrze, miałem podpisać dokument, że
samolot nadaje się do eksploatacji, i można go przekazać odbiorcy czyli wojskom
lotniczym. Po wyjściu z samochodu zauważyłem, że mechanicy i inne osoby
pracujące na starcie stoją przed hangarami, spoglądają w niebo i żywo
dyskutują. To, co tam zobaczyłem, trochę mnie zdziwiło - nad lotniskiem
znajdował się obiekt w kształcie srebrzystej kuli i mimo wiatru wiejącego z
prędkością około 5m/s, czyli 18km/h, był nieruchomy. Gdyby to był balon,
uleciałby z wiatrem. Zacytuję
fragment z tekstu opublikowanego w codziennej gazecie wojewódzkiej Nowiny
nr.178, autorstwa redaktora Anatola Wołoszyna: Tajemniczy i dziwnie się zachowujący obiekt, który pojawił się w piątek
13 lipca br. w godzinach popołudniowych, wywołał duże wrażenie wśród
mieszkańców naszego regionu. Przez dłuższy czas obserwowały go tysiące ludzi,
zastanawiając się co też to może być. Widoczny był wyraźnie na czystym,
bezchmurnym niebie mniej więcej od godz. 16,30 do późnych godzin
popołudniowych. Obiekt pojawił się nad
Rzeszowem nagle i przez dłuższy czas jakby zawisł nieruchomo nad miastem.
Później zaczął się powoli przemieszczać w stronę Mielca. Jego ruchowi nie
towarzyszyły żadne odgłosy. Przesuwał się jakby płynąc po niebie. Kształtem
przypominał sporej wielkości balon, co do wyglądu i rozmiarów panują rozbieżne
opinie. A oto kilka wypowiedzi naocznych świadków:
Stanisław R.: - mieszkaniec Baranówki: W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś zwyczajny balon, Kiedy jednak zacząłem mu się przyglądać uważniej, zastanowił mnie fakt, że obłoki płynęły po niebie a on wisiał nieruchomo w jednym miejscu, jak przyczepiony. I tak jakoś dziwnie błyszczał w słońcu...
Janusz
B.: Na Nowym Mieście obiekt był bardzo wyraźnie widoczny i stąd
wnioskowałem, że musi znajdować się niezbyt wysoko. Mógł mieć 2, 3 metry
średnicy. Doskonale odbijał promienie słoneczne, jakby był wypolerowany lub
powleczony srebrem. { ...} Nie wzbudzał we mnie większych emocji.
Tajemniczy
balon został zauważony także przez służby naziemne lotniska. Kontroler lotów na
rzeszowskim lotnisku w Jasionce Janusz Szpont stwierdził, że była to
jakby kula, od której odbijało się jaskrawe światło. Orientacyjnie mogła się
znajdować na wysokości ok. 2 tysięcy m i miała kilka metrów średnicy.
Przesuwała się w kierunku Mielca ( moja uwaga: przemieszczała się pod wiatr do
Mielca odległego w linii prostej o 50 km). Tu dziwny balon był wyraźnie
widoczny i bacznie obserwowany przez służby naziemne lotniska. Pogoda była
idealna. Pełniący wówczas
służbę kierownik lotów Kazimierz Lubertowicz podał dane, jakie wówczas
wskazywały przyrządy pomiarowe: zachmurzenie
6/8 cumulusa, podstawa chmur 1800 m , widzialność 20 km, wiatr 270 stopni , prędkość
wiatru 5m/s, ciśnienie 747,8 mm słupa rtęci. Obiekt ten o powierzchni kulistej
jakby powleczony folią (Anatol Wołoszyn) znajdował się na południe od
mieleckiego lotniska i przesuwał w kierunku zachodnim.
Póki co łamiemy sobie głowy, co też mogło
znajdować się nad naszymi głowami w dniu 13 lipca br. (Anatol Wołoszyn).
Na ten temat ukazały się informacje w innych
gazetach w Polsce. Kurier Polski nr.136 z 14 lipca 1984 roku zamieścił artykuł
pt: Z całą pewnością Ufo!, natomiast w numerze 152 z 4 sierpnia opublikował
tekst pt: Ufo w Przemyślu. Kula tkwiła 3 minuty. Głos załogi z 30 lipca rozważał, czy był to Może kosmiczny patrol, a
Dziennik Polski nr.166 z 16 lipca informował o Świecącej kuli nad Tarnowem.
Wydział
Startu Na lotnisku tworzyły dwa hangary, zbudowane
tuż przed rozpoczęciem II wojny światowej. Przy każdym znajdowały się murowane
pomieszczenia, w których były biura: kierownictwa Wydziału, cywilnych pilotów
doświadczalnych, kontroli technicznej i wojskowej, mechaników i innych służb
niezbędnych do funkcjonowania lotniska. Piloci zajmowali kilka pokoi plus pokój
do wypoczynku i pomieszczenia z szafkami na osobiste spadochrony i inny sprzęt lotniczy.
Lotnisko mieleckie miało zgodę na wykonywanie
lotów do poziomu FL=80, tj. 2450 m. Ponieważ było położone w środku
międzynarodowego korytarza lotniczego (szerokość 15 km) Warszawa-
Jędrzejów-Mielec-Starrzawa (granica ZSRR) i dalej na południowy wschód Europy,
lot powyżej tego poziomu kierownik lotów musiał uzgadniać z radarową służbą
ruchu lotniczego, tzw. Kontrolą Obszaru
Po krótkiej rozmowie z mechanikami obserwującymi balon poszedłem do biura, żeby zadzwonić do kierownika lotów i zamówić strefę lotów do wysokości 5000 m.
Kierownik Kazimierz Lubertowicz na to:
Po krótkiej rozmowie z mechanikami obserwującymi balon poszedłem do biura, żeby zadzwonić do kierownika lotów i zamówić strefę lotów do wysokości 5000 m.
Kierownik Kazimierz Lubertowicz na to:
Załatwiam
ci zgodę w strefie nr.4 do 5000 m . Dodatkowo jest od wszystkich prośba, żebyś
podleciał i zobaczył z bliska, co to za obiekt stoi nad lotniskiem. Od około 40
minut obserwujemy go przez telemetr (potężna lornetka 10x80 z okularami
pod kątem 60 stopni, zamocowana na przenośnym stojaku, używana na wieżach
lotniczych do obserwowania stanu podwozia lądujących samolotów) i myślimy, że
jest na wysokości ok. 2000 m. Radarzyści z Kontroli Obszaru
(kierujący pasażerskim ruchem lotniczym na drogach lotniczych- korytarzach) nie
widzą tego obiektu, ale na wszelki wypadek zawiesili wszystkie loty w tym
korytarzu, kierując samoloty na inne. Wojskowa Kontrola radarowa w Sandomierzu
też nie widzi tego obiektu na swoich radarach. Po starcie przejdziesz na
łączność radiową z Sandomierzem.
Kierunek przemieszczania się obiektu zaznaczony żółtą linią, na tej trasie dochodziło do bardzo wielu obserwacji
Kierunek przemieszczania się obiektu zaznaczony żółtą linią, na tej trasie dochodziło do bardzo wielu obserwacji
Dla mnie zastanawiające było to, że wojskowa kontrola
radarowa z Sandomierza (ok. 70 km od Mielca), dysponująca wysokiej klasy
radarami, sprawującymi nadzór nad wszystkimi rodzajami lotów, nie widzi tego
obiektu na ekranach. Jako
obserwator leciał ze mną w drugiej kabinie bardzo lubiany i sympatyczny starszy
pan (miał powyżej 50 lat) z kontroli technicznej Henryk Lubera. Hermetyzacja
kabiny wcześniej została przeze mnie sprawdzona do 11000 m, lot był planowany
do 5000 m, więc nie zabieraliśmy ze sobą masek tlenowych. Po starcie podczas
nabierania wysokości, by wejść do strefy nr.4 położonej na wschód od lotniska
Mielec, której północna granica biegła przez kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż
poligonu wojskowego Dęba, otrzymałem od kierownika lotów informację: Dęba pracuje
do 10 000 m. Po zakończeniu zadania w strefie nr.4 nawiąż łączność z kontrolą z
Sandomierza. Oznaczało to, że muszę
dokładnie utrzymywać się w strefie, żeby nie znaleźć się nad poligonem,
ponieważ mogę zostać przypadkowo zestrzelony pociskiem wystrzelonym z działa
dalekiego zasięgu. Działa takie były produkowane w Hucie Stalowa Wola,
następnie sprawdzane - przestrzeliwane, a pociski eksplodowały na oddalonym od
kilkadziesiąt kilometrów poligonie (właśnie Dęba). Niekiedy przy dobrej
pogodzie oglądałem wybuchy tych pocisków. Po wykonaniu prób korkociągowych i
sprawdzeniu, czy usunięto usterki, uznałem, że samolot jest dobry i zakończyłem
zadanie. Lecąc na wysokości 2000 m w kierunku lotniska, tuż nad chmurami typu
cumulus, nawiązałem łączność z radarzystą w Sandomierzu. Powiedział, że mnie widzi i będzie za mną śledził.
Następnie zapytałem, czy widzi obiekt nad
lotniskiem w Mielcu. Odpowiedział, że nie... Wróciłem na łączność z wieżą w
Mielcu, która dała mi zgodę na lot w kierunku balonu, który - nie zmieniając
położenia - nadal wisiał nad lotniskiem od jego południowej strony. Po chwili
zobaczyliśmy dużą srebrzystą kulę, która według naszej oceny była wyżej od nas
o około 500 metrów, czyli znajdowała się na wysokości 2500 m. Obaj z Henrykiem
Luberą uznaliśmy, że jej średnica wynosi ok. 25 m. Skierowałem samolot w jej stronę i z prędkością ok.
500 km/h, nabierając wysokości szybko zbliżałem się do niej. Miałem zamiar
podlecieć blisko na kilka metrów. Obaj z obserwatorem stwierdziliśmy, że to nie
balon, lecz o tym kształcie jakiś dziwny obiekt, który wiruje wokół pionowej
osi. Kierownik lotów w Mielcu, potwierdził przez radio: Widzimy Iskrę i
balon, cały czas obserwujemy was przez telemetr. Mamy łączność telefoniczną z
radarzystą z Sandomierza, który potwierdził, że na radarze u siebie widzi tylko
wasz samolot, balonu nie widzi. Odpowiedziałem
mu: Pozostanę z nim na łączności i spróbuję bliżej podlecieć do tego obiektu.
On na to: Dobrze, możesz podlecieć bliżej, cały czas was obserwujemy. Z
prędkością ok. 500 km/h zbliżałem się szybko do kuli i kiedy odległość między
nami zmalała do ok. 500 m, ta ruszyła i zaczęła się przesuwać z naszą
prędkością, nabierając wysokości i nie pozwalając tym samym zbliżyć się do
siebie. Wznosiliśmy się równocześnie, oddaleni od siebie o ok. 100 m .
Byłem zachwycony piękną błyszczącą srebrnym kolorem powłoką odbijającą
promienie słoneczne. Obiekt cały czas wirował z dużą prędkością. Był co
najmniej dwa razy większy od Iskry. Nie miał kształtu idealnej kuli, był lekko
wydłużony. Z bliska zauważyłem, że jest ciemniejszy na dole. W miarę nabierania
wysokości, samolot zmniejszał prędkość, także obiekt, który utrzymywał między
nami dystans ok. 100 m. Z obserwatorem Henrykiem Luberą, potwierdzaliśmy -
wzajemnie się upewniając - nasze obserwacje. Zjawisko było dziwne,
niezrozumiałe i wręcz niesamowite.
Nie mieliśmy masek tlenowych, więc kiedy
przekroczyliśmy 5000 m, wyjęliśmy węże łączące butlę tlenową z maską i po
otwarciu zaworu butli staraliśmy się oddychać tlenem płynącym pod ciśnieniem z
węża. Było to ryzykowne i dość
niebezpieczne. Po kilku minutach wznoszenia i osiągnięciu wysokości 7500 m,
kiedy obiekt nie pozwalał się do siebie zbliżyć, zgłosiłem do kierownika lotów
w Mielcu, że przerywam zadanie i będę schodził do lądowania. Ten potwierdził, że mogę lądować i że obserwuje i
obiekt i mój samolot. Podczas zniżania nie widziałem kuli, jedynie kierownik
lotów powiedział nam przez radio, że obiekt podąża za wami, zniżając się razem
z wami. Radarzysta z Sandomierza
potwierdził, że na ekranie radaru widzi tylko mój samolot. Po wylądowaniu,
podczas kołowania na miejsce postoju, kierownik lotów przekazał nam, że obiekt
się zniżył i ponownie wisi w tym samym miejscu, co przed moim startem. Po
opuszczeniu samolotu dalej obserwowaliśmy z ziemi dziwne zjawisko. Po około 20
min. obiekt zaczął się przesuwać z dużą prędkością w kierunku
południowo-zachodnim, z kursem na Tarnów, i to pod wiatr wiejący z prędkością
5m /s (18 km /h). Nie jestem specjalistą
od Ufo i tego typu zjawisk ale to co widziałem stawia wiele pytań, na które
jako inżynier lotniczy i pilot doświadczalny nie potrafię odpowiedzieć.
‘’
Fragment
tekstu pochodzi ze strony https://dlapilota.pl/wiadomosci/dlapilota/doswiadczylem-przezylem-opisalem-ts-11-i-ufo
Zdjęcia
prywatne archiwum H. Bronowicki.
Przy takiej ilości świadków ktoś musiał zrobić fotkę. Nawet na tym lotnisku.
OdpowiedzUsuńProszę pamiętać to był 1984 rok, aparaty były jakie były i jednak nie każdy go miał jak w obecnych czasach. Druga sprawa to taka, że rozmawiałem o tym z kierownikiem kontroli lotów w Mielcu, i nikt na lotnisku nie wykonywał zdjęć w tym pilot, jednak obszerny raport z tego zdarzenia trafił do WP ponieważ na lotnisko przyjechali ''smutni panowie''' SB i poprosili o wszelakie materiały w tej sprawie, z tego co powiedział Pan Lubertowicz miano cały czas mówić o balonie meteo. Z Mielca mam też info o rzekomej parze MIG które miały się pojawić kiedy obiekt znikł przed gwałtowną burzą, która wystąpiła nad tym obszarem po godzinie 20:00 -- jak już to być może piloci tych MiG mogli zrobić fotkę ? Ale gdyby Pan Bronowicki wykonał wówczas zdjęcie z około 100 metrów byłoby to najlepsze zdjęcie UFO z bliska, drugiej takiej okazji już nie będzie szkoda...
UsuńArku trzeba mieć nadzieję że jeszcze będzie taka okazja ;) .
OdpowiedzUsuńIch napęd jest "nieziemski", to widać, że poruszają się zupełnie, jak nie balon meteorologiczny - powodowane w ruchu zmianą pozycji na nieboskonie inną zupełnie siłą i mechanizmem napędu - kto raz choć w życiu miał okazję takie zjawisko zaobserwować - przyzna mi rację (moja obserwacja - przypomnę nocna, a z okolic Płocka i początku Zbiornika na Wiśle w 1988 r latem, przy czym zaobserwowany ruch był bardzo majestatycznie powolny), podobnie jak i "ostatnie stenogramy" - R.Leśniakiewicza "niczego nie wyjaśniają" na 100%. .Wręcz na 0% z rzeczy najistotniejszych tamże spośród "wszystkiego".
OdpowiedzUsuńO ile mają coś co my nazywamy ''napęd'' ? Nie czytam szczerze co pisze Pan Leśniakiewicz on ma bardzo technokratyczne podejście do tego zjawiska po książce Projekt Tatry miałem dość ;)))
UsuńZnalazłem kiedyś taką relację w pamiętnikach pilota. Zdarzenie miało miejsce wiosną 1953 roku nad poznańskim lotniskiem wojskowym:
OdpowiedzUsuń"Sensacja. Przed kilku dniami około 13.03 (1953) na niebie stacje radiolokacyjne wykryły tajemniczy obiekt widoczny też gołym okiem na ciemnoniebieskim niebie. Jasno świecił i niektórzy dopatrywali się kształtu mikroskopijnej zwężonej w środku elipsy. Przesuwał się na wysokości około (według obliczeń stacji) 8000m wolno na zachód. Wszyscy od razu pomyśleli, nic innego tylko imperialistyczny naruszyciel. Jest okazja do odznaczenia, awansu. Alarmowo z poznańskiego pułku wystartował pilot na Jak-23 z załadowanymi działkami. Zaraz jednak musiał lądować z powrotem, bo aparat tlenowy okazał się niesprawny. Po dość długim czasie, podczas którego dziesiątki oczu na lotnisku z przejęciem śledziło ów tajemniczy obiekt, przygotowano drugi samolot. Pilot nabrał 12.000 m wysokości, i zamiast oczekiwanej serii z obu działek posłyszeliśmy meldunek, że obiekt wydaje się równie wysoko jak poprzednio z ziemi. Jak wysoko? Radiolokator nie mógł określić, bo już wcześniej przestał go "widzieć". Z żalem więc, że awanse i odznaczenia przypadną innym, kazano pilotowi wracać do lądowania. Kabina w Jak -23 była niehermetyczna, a kombinezonów wysokościowych wówczas jeszcze nie było. Samolot wylądował ale "obiekt" można było jeszcze przez dobrą godzinę obserwować, zanim zniknął w blasku słońca. Alarm objął podobno cały obszar Paktu Warszawskiego. Chętnych do wyróżnienia w wojsku nigdy nie brakowało. Mówiono nawet, że będą startować z innego lotniska Migi, które mają większy pułap i kabiny hermetyzowane, ale jak było naprawdę nie dowiedzieliśmy się nigdy. Cały incydent pokryła gruba cisza gdy okazało się... No właśnie co się okazało? Tymczasem zaczęto przypominać opowieści o latających talerzach, różnych tajemniczych statkach z kosmosu itp. Wszyscy widzieli - ja też - jak na dłoni świecący punkt, powoli przesuwający się w kierunku słońca. Najpierw wydawało się, że leci nisko, a potem z samolotu okazało się, że jest bardzo wysoko. Nie było to więc złudzenie. Jednak nie doczekaliśmy się oficjalnego wyjaśnienia. Niektórzy nawet bąkali, że to nowa sowiecka broń i lepiej nie być za ciekawym. Po kilku dniach zainteresowanie przygasło i wkrótce zapomniano o całym incydencie."
http://pilot.fki.pl/l2.htm
Dziękuję bardzo ciekawe zdarzenie i nieznane a annałach ufologicznych
UsuńMyślę że zdjęcia były robione, ale cenzura ich nie dopuści.
OdpowiedzUsuń