Leonard J. Pełka napisał kiedyś, że ludowe wierzenia demoniczne cechuje pozorna chaotyczność i niespójność wewnętrzna, stanowiąca konsekwencję przeobrażeń, jakim ulegały one w ciągu wieków. Patrząc na ufologię i fenomeny pośrednio związane z tym tematem można powiedzieć, że w ciągu 70 lat doszło tutaj do czegoś podobnego.
Tekst Arkadiusz Czaja (c)
Kryptozoologia przeżywa to samo, a szukając
twardych dowodów, człowiek ma wrażenie, że wprawdzie takie potwierdzenia
istnieją, ale duża większość informacji to tylko ustne relacje. Ciekawe jest,
że dawne relacje pokrywają się ze sobą bez względu na szerokość geograficzną i
to w takich szczegółach, że można się głowić czy to przypadek albo były to
naprawdę realne wydarzenia. I wielki Paracelsus (1493 — 1541), i Van Helmont
(1577 — 1644), i Jan Wier (1515 — 1588), i wielu innych uczonych lekarzy,
przyznając fakty, których byli świadkami, odrzucali stanowczo teorię
demoniczną, stawiając natomiast swoje własne hipotezy, oparte przeważnie na telepatycznym
i telekinetycznym działaniu woli, w połączeniu z twórczym, ideoplastycznym,
jakbyśmy powiedzieli dzisiaj, działaniem wyobraźni. Nie jest mi łatwo się z tym
zgodzić, wiem, że aż po pewny punkt mogą mieć rację, nasza podświadomość może
wiele uczynić, i jeżeli jest w stanie przesunąć na odległość jakiś obiekt to
dlaczego nie zmaterializować jakąś postać. Ale być może właśnie różne wspólne
drobiazgi i szczegóły, pokazują, że to nie wyobraźnia, a jednak manifestujące
się twory. O postaciach antropomorficznych można się dowiedzieć interesujących
szczegółów. "Pewnego razu przez las jechał mężczyzna furą. Pracujący w
lesie ludzie zauważyli, iż nie może on wyjechać pod górę. Zbliżyli się do
niego, aby pomóc. Zobaczyli wówczas, że ten mężczyzna ma końskie nogi; jedna
nogawka jego spodni była czerwona, druga natomiast zielona, a na głowie miał
kapelusz. Na widok zbliżających się ludzi zaczął on się śmiać, a następnie z
ogromnym hukiem i wrzaskiem zniknął wraz z wozem w lesie". Nogi w
kształcie kopyta, figlarny ubiór, kapelusz, to wszystko atrybuty, które
powtarzają się w opowieściach z Polski, Słowacji, Niemiec i gdzie indziej
także. W Lesie Bawarskim jest wiele opowieści tego typu, mówi się, że czort
szuka ludzi, którzy nie chodzą do kościoła. Jedna z opowieści dzieje się w
karczmie gdzie chłopy przesiadywali w niedzielę grając w karty. Przysiadł się
do nich nieznajomy, pytając grzecznie, czy może zagrać wraz z nimi. Ci nie
mieli nic przeciwko, zwłaszcza gdy okazało się, że nieznajomy nie zna się
dobrze na grze i łatwo było go ograć.
Pieniądze szybko zmieniały właściciela, w pewnym momencie
jednemu z uczestników karta spadła pod stół, schylił się, żeby ją podnieść, pod
stołem zobaczył, że noga nieznajomego zakończona jest kopytem. Chłopy, podobno
wręcz w panice ewakuowali się z karczmy, wiedzieli, że spotkania z rogatym
nigdy nie kończą się dobrze. W Sieradzkiem zwano go "borowym" jako
człowiek bliżej nie określony, chudy i obrośnięty bez odzieży, gdzie indziej,
mężczyzna ubrany modnie po miejsku i w kapeluszu, albo mężczyzna w stroju
leśniczego. Tak znany jest także na Bawarii, jako gajowy w zielonym stroju i w
kapeluszu przechadza się po lasach, lubi towarzystwo młodych kobiet. Jest
przystojny, ma powodzenie, zdradza go niechęć do święconej wody, a także kończyna
zakończona kopytem. W jednej z opowieści jako przystojny oblubieniec, gości w
domu dziewczyny. Dla całej rodziny zorganizował wyśmienite jedzenie i picie,
bawił całe towarzystwo jako bogaty młodzieniec z miasta. Dopiero gdy nad ranem
zapiał kogut opuścił raptownie współtowarzyszy, ci dopieroteraz zorientowali się, że coś jest nie tak, jedzenie
okazało się odpadami, jakimi karmi się trzodę hodowlaną a wykwintne wino w
kieliszkach cuchło, jak koński mocz. Takich opowieści jest bardzo wiele. Trudno
jednakże dziś stwierdzić, czy opisy to echo dawnych lokalnych wierzeń
(prawdziwych wydarzeń?) demonicznych, czy też jest pseudoludowym wytworem
fantazji literackiej i miejscowej twórczości pamiątkarskiej naszych czasów.
U góry: Wyobrażenie diabła (pocztówka z Wiednia 1911 rok.
Nieliczni ufolodzy wiążą opowieści tego typu ze swoim
zainteresowaniem a przecież jeżeli przypatrzymy się dokładniej, bez
faworyzowania własnych i zanegowania innych poglądów to widać tutaj działanie
tej samej siły. Jeżeli starodawny czart jest wart wyśmiania to wystarczy spojrzeć np.: na tak zwanych
"Man in Black" którzy są ściśle związani z obserwacją latających
spodków. Dzisiaj mamy nawet podgrupy, należą do nich "Woman in
Black", sobowtóry ufologów, którzy odwiedzają świadków lub wydzwaniają do
nich odnośnie do obserwacji, a nawet różne paranormalne wydarzenia, które
zaczynają nękać ufologów, a których przedtem w życiu nie doświadczali. Już sami
faceci w czerni wydają się niekiedy mniej być istotami z krwi i kości niż
diabelskie postacie z XIX wieku.
Demonologia ludowa na Lubelszczyźnie
Należy przy tym pamiętać, że to tylko Kościół
nazwał ich tak z własnego punktu widzenia. Ciekawe jak byśmy ich nazywali bez
wtrącania się tejże instytucji?. Faceci w czerni nierzadko wyglądają jakby byli
projekcją, ich mimika ust nie odpowiada wypowiadanym słowom, innym razem jakby
po spotkaniu rozpuścili się w powietrzu, szczerze mówiąc mają małe problemy ze
swoją prezentacją. Jest to bardzo dziwne jak na agentów tajnych służb albo na
zaawansowane istoty z Kosmosu. John A. Keel, znany ufolog wykazał kilka typów
takich postaci, najbardziej znaną była chyba para wysokiego blondyna o
skandynawskim wyglądzie i jego kompana o ciemnej karnacji. Nachodzili świadków
obserwacji ufo w Ameryce Płn. a nawet poza granicami, zawsze tak samo ubrani i
zawsze ten pierwszy prowadził rozmowę a drugi w milczeniu stał w tyle. We
współczesnym - tak przecież "racjonalnym i racjonalistycznym" świecie
nie ma miejsca na takie zdarzenia, wszystko mamy poukładane i co nie udaje się
wyjaśnić, musi od razu być bajką, fejkem lub źle interpretowanym wydarzeniem, a
przecież takie podobne przypadki miały miejsce już od dawna.
Księga "Augsburger Wunderzeichenbuch"
(Augsburska księga cudów) z XVI wieku opowiada, że owa nieuchwytna siła od
tysiącleci manifestuje się na Ziemi jako niezwykłe zjawiska na firmamencie.
Część z nich można dzisiaj częściowo wytłumaczyć. Inne jak na przykład zwłoki
niezwykłej postaci, którą wyłowiono niedaleko Rzymu w 1496 roku nie ustalono do
dzisiaj, pozostał nam tylko rysunek tego zjawiska. W roku 1531 w austriackim
Salzburgu złapano zwierzę, które było całe szare i owłosione, z głową brodatego
mężczyzny, czterema stopami i ostrymi pazurami, zabrano go na dwór, ale nie
chciał jeść ani pić. Fenomen, który trwał ponad dwa lata to "cud
spadających krzyży" które ukazywały się na ciele lub przeważnie ubraniach ludzi.
Zjawisko to miało miejsce od Szczecina przez Wrocław; Niemcy, Austrię, Szwajcarię aż po Holandię. Można tutaj wykluczyć
spisek króla Maksymiliana jak niektórzy sceptycy chcieli to wytłumaczyć jako
znak od Boga by Maksymilian mógł podwyższyć podatki i w ten sposób wyruszyć na
wojnę przeciwko Turkom. Taki spisek miał zbyt wielki zasięg, zjawisko
miało miejsce także poza granicami własnego państwa, ale nie odstraszyło go, by
kontynuować własne plany. Pojawiające się krzyże nie wyjaśniono do dzisiaj,
przynajmniej żadna z teorii nie rozgryzła wszystkich, tych dobrze
udokumentowanych przypadków.
Cud spadających krzyży
Zwierzę“ ze Salzburga i zagadkowa postać z okolic Rzymu.
Mogłoby się wydawać, że opowieści o niezwykłych obserwacjach należą do mrocznej przeszłości,
lecz nawet i dzisiaj ludzie relacjonują podobne, a nawet dziwniejsze zdarzenia.
Od czasu do czasu można się spotkać z miarę nowymi relacjami o ...latających
płaszczkach. Lon Strickler w swojej książce "Phantoms & Monsters:
Mysterious Encounters" zebrał przypadki, które wydają się
nieprawdopodobne, wręcz absurdalne. Jeden z nich miał miejsce w Minnesocie a
dokładnie w Jordan. O godzinie 03.40, świadek jedzie samochodem z prędkością 50
km/h, gdy zauważył, że w odległości 2 metrów od auta pojawiła się płaszczka. Płaszczka znajdowała się na wysokości około 1.5 m, a jej
lot charakteryzował ruch jakby płynięcia w wodzie, a nie jak uderzanie skrzydeł
ptaka. Świadek powiedział później, że jej kolor był białoszary. Przyznał jednak
samokrytycznie, że sztuczne światło reflektorów auta, mogło sfałszować
rzeczywisty kolor. Wielkość oszacował na 1.5 m szerokości i około 1 m długości.
Dodatkowo na brzuchu znajdowało się coś w rodzaju wybrzuszenia, dokładnie na
środku o wielkości około 15 cm. Głowy nie widział, jak powiedział , że
koncentrował się bardziej na "skrzydłach". Zapamiętał, że na pewno
nie miały piór, jednak coś, co wyglądało jak krótka sierść, jak np.: u psa.
Świadek powiedział także co może wydawać się ważne, mianowicie że kiedyś w
przeszłości bardzo interesował się płaszczkami. Inny przypadek wydarzył się w
Laredo e Texasie, około 1400 km. Na południe od wyżej wymienionego przypadku.
Tym razem płaszczka pojawiła się w południe, obserwator mógł oglądać ją przez
kilka sekund. Niestety z relacji nie można się dowiedzieć, w jaki sposób znikła
z pola widzenia, czy oddaliła się na odległość, czy też znikła rozmywając się w
powietrzu. Także tym razem obserwowano ją z jadącego samochodu, kolor też
pasował do przypadku z powyżej. Do obserwacji doszło niedaleko jeziora
zaporowego "Casa Blanca", zjawisko miało wielkość 1 metr w szerokości i
znów
"...wyglądała jakby płynęła w powietrzu." Szukając w internecie
podobnych przypadków, można stwierdzić, że kryptolodzy już od dłuższego czasu zajmują
się takimi relacjami. Linda S. Godfrey w swojej książce pt.: "American
Monsters: A History of Monster Lore, Legends and Sightings in America"
zwraca uwagę, że z takimi latającymi płaszczkami mamy już do czynienia od
prawie 20 lat. Godfrey opisuje przypadek z 2012 roku, kiedy to niedaleko Hebron
(Kentucky), 60-70 cm szeroka płaszczka przepłynęła w powietrzu nad autostradą.
W 2004 roku dwóch świadków niedaleko rzeki Ohio obserwowało coś podobnego. Było
to wczesnym wieczorem, gdy to zjawisko przeleciało im nad samochodem, widocznie
nie było to przewidzenie, ponieważ najpierw zauważono odbicie na przedniej
szybie a zaraz potem znikło to po lewej stronie. Nie odfrunęło poza zasięg
wzroku, po prostu już tego nie było. Ten egzemplarz musiał być zaiście wielki,
długi jak samochód osobowy a szeroki na przynajmniej 5 metrów. Świadkowie zgodnie
zeznali, że to coś wyglądało jakby przezroczyste, a potem zniknęło. Fenomen nie
poprzestał na USA, jedna z ostatnich obserwacji wydarzyła się w Almerii w
Hiszpanii. Jak informował portal "Cryptozoology News", wszystko
trwało raptem 5 sekund. 68 letni mężczyzny wracał do domu , gdy nagle nad drogą pojawiła
się czarna płaszczka. "Płynęła" na wysokości 5 metrów, jej długość
szacował na 2.5-3 metry. --Jej skrzydła były długie jak cała sylwetka, od głowy
aż po koniec, przy czym zwężały się ku tyłowi. Te "skrzydła"
przypominały skrzydła nietoperza, ale ich ruch był bez wątpienia taki jak u
płaszczek--. Miasteczko Provo w stanie Utah ma kilka własnych obserwacji.
Przypadek z 2008 roku opisuje ogromną płaszczkę o szerokości 4.5 metra i
długości 8 metrów sunącą na znacznej wysokości (około 150 metrów). Innym razem
zaobserwowano, gdy coś wielkiego, ciemnego wspinało się po wieży budynku gdzie
znajduje się regionalny szpital. Ta akrobacja przypominała nietoperza, stwór
dostał się na szczyt wieży, skąd odleciał w kierunku północno-zachodnim. Czy
obserwacje tego rodzaju mają jakieś racjonalne wyjaśnienie? Być może tu czy tam
doszło do złudzenia, trudno jednak ocenić nie znając całego raportu lub nie
będąc na miejscu wydarzenia. Niewytłumaczalne zdarzenia towarzyszyły naszym
przodkom już od zawsze, a że człowiek jest z natury ciekawy, chętnie opisywał
tego typu zdarzenia, tak pozostało do dzisiaj. W jaki sposób dochodzi do tego
typu obserwacji, nad tym głowią się autorzy książek od dziesięcioleci. Zacytuję
tutaj co napisał Andrzej Sarwa:
"Tymczasem ani wszystkiego nie wiemy, ani
wszystkiego pewnie się nigdy nie dowiemy. A świat materii, w którym
funkcjonujemy nie jest jedynym realnym światem... Zaś człowiek nie jest jedyną inteligentną
istotą we wszechświecie, bo są też w nim i inne realne byty tak widzialne, jak
i niewidzialne. Zaś świat trójwymiarowy nie musi być jedyną realną
rzeczywistością... Dotyczy to zarówno Boga, jak i stworzonych przez Niego istot
duchowych – zarówno dobrych i przychylnych człowiekowi, jak i złych,
nienawidzących naszego rodzaju – zawsze i wszędzie starających się nam
zaszkodzić. "
Tekst Arkadiusz Czaja (c)
Komentarz Arkadiusza Czaja odnośnie aspektu ''spadających krzyży'' o których pytali Czytelnicy ze względu, na to że jest długi wklejam go tutaj
Komentarz Arkadiusza Czaja odnośnie aspektu ''spadających krzyży'' o których pytali Czytelnicy ze względu, na to że jest długi wklejam go tutaj
Cud pojawiających się krzyży (niemiecki: Kreuzwunder)były
serią tajemniczych przypadków na początku XVI wieku, które miały miejsce
głównie w obszarze niemieckojęzycznym (w tym w Holandii) w latach 1501–1503 .
Na tekstyliach i skórze ludzi pojawiły się znaki podobne do krzyża, także znaki
o innym kształcie, i w różnych kolorach. Ponieważ naoczni świadkowie uważali,
że to coś spadło z nieba, mówiło się również o deszczu krzyżowym. Nazwa
Kreuzwunder pochodzi od Eberharda Gotheina, który w 1878 roku przedstawił
jedyną jak dotąd obszerną pracę naukową na ten temat. Albrecht Dürer mówił o
największym cudu, jaki widział w swoim życiu — wielu ludzi było wystraszonych
nie na żarty. Kościół postrzegał to jako przesłanie Boże wzywające do pokuty i
nakazania procesji pokutnych. Król Maksymilian I chciał wykorzystać cudowne
znaki jako pretekst do wojny przeciwko Turkom. Pojawili się też oszuści, którzy
malowali na ciele krzyże, by osiągnąć osobisty zysk.
Pierwsze zapisy datowane są na 11 kwietnia 1501r. , chociaż podobne pogłoski miały już krążyć jesienią 1500. Obszar występowania sięgał od Szwajcarii i Austrię przez Niemcy aż do Holandii, z terenów dzisiejszej Polski istnieją wzmianki ze Świdnicy, Szczecina i Wrocławia.
Na ten temat pisano bardzo wiele , próbowano także ustalać przyczynę lub szukać wytłumaczeń, dlaczego pewne grupy ludzi doznały więcej znaków krzyży niż inne. Np: W liście biskupa Liège do króla Maksymiliana I z 18 maja 1501 r. mówi się o czarno-czerwonych krzyżach, które pojawiały się częściej na nakryciach głowy kobiet i dziewcząt niż mężczyzn.
Możliwym „naturalnym” wyjaśnieniem może być to, że ekspansywne nakrycia głowy kobiet, takie jak burgundowe jasne kaptury (henin), oferowały większy obszar, gdy opadały cząsteczki. „Krzyże” można było w taki sposób łatwiej „złapać” niż u mężczyzn, którzy ogólnie nosili ciemniejsze ubrania , a kapelusze miały przeważnie kolor czarny lub brązowy.
Jak to bywa w takich przypadkach, gdzie niewyjaśnione zjawisko zatacza coraz szersze kręgi, pojawiło się wiele anegdot oraz "możliwości" jak się uchronić . Kronika z Villingen Heinricha Huga zna rytuał oczyszczenia: jeśli krzyż spadł na czyjąś koszulę, nie wolno ją ściągnąć przez dziewięć dni i dziewięć nocy — należy modlić się: 15 paternostrów (modlitwa Pańska) i 15 Ave Maria, ku chwale Boga i świętego Krzyża.
Powszechnie zakładano, że krzyże były oznaką śmierci. Śmierć, która faktycznie miała miejsce wśród niektórych ofiar krzyżowego deszczu, mogła potwierdzić to „powszechne przekonanie”. Cytat z jednej pracy na ten temat: „Kiedy byłem na służbie w Vogtareuth (Rosenheim), na rękawach mojej koszuli było kilka czarnych krzyży bez widocznych przyczyn; ciocia powiedziała z doświadczenia, że ktoś z naszej rodziny umrze w ciągu miesiąca; rodzeństwo zmarło w ciągu 14 dni. Kilka lat później zobaczyliśmy 3 czarne krzyże o średnicy 3 cm na świeżo umytym obrusie w Aibling; nie można było się ich pozbyć nawet po wielokrotnym praniu. Nastąpiła śmierć innych krewnych."
Kościół organizował procesje, żeby odwieść złe znaki , na których liczono nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. W Austrii np: był przypadek, kiedy na ubraniach ludzi pokazały się czarne krzyże, słowo panika jest może przesadzone, ale stracha mieli, przynajmniej tak pisze kronikarz. Sytuacja była poważna to widać po reakcji: młynarz Mathis Furtmüller z Biberach, który miał na ciele krzyże i znaki narzędzi tortur , na dodatek twierdził, że słyszy niebiańskie głosy, zapłacił za swoje oszustwo swoim życiem. Hrabia Andreas von Sonnenberg kazał go spalić.
Podobno krzyże miały się nawet pokazywać na ubraniach zamkniętych w skrzyni, trudno to dziś zweryfikować.
Dziś postawiono wiele hipotez, jednak żadna z nich nie może wytłumaczyć większości przypadków. Przykładem jest tzw. czerwony deszcz z drobinkami pyłu, kropla taka spada na tkaninę i wydłuża się wzdłuż nici ubrania tworząc coś, co wygląda krzyż. Ale oprócz czerwonych krzyży były i inne w wielu kolorach , żółte , niebieskie, czarne. Ktoś inny sądził, że były to wydaliny ćmy gąbkowej, ale tu także mielibyśmy do czynienia tylko z ciemnoczerwonym kolorem. Historyk medycyny J. Hacker uważa, że to rodzaj pleśni, planowano zrobić eksperymenty z tkaninami tamtego okresu , jednak jak do dziś nie wykonano tego.
Od 1504 roku nie zanotowano nowych przypadków deszczu krzyży.
Wykorzystano : https://de.wikipedia.org/wiki/Benutzer:Kreuzwunder/Kreuzwunder_1501-1503
W internecie można znaleźć wiele fotek starych rysunków przedstawiających tamte zdarzenia. Wystarczy wpisać: Kreuzwunder 1501-1503
Pierwsze zapisy datowane są na 11 kwietnia 1501r. , chociaż podobne pogłoski miały już krążyć jesienią 1500. Obszar występowania sięgał od Szwajcarii i Austrię przez Niemcy aż do Holandii, z terenów dzisiejszej Polski istnieją wzmianki ze Świdnicy, Szczecina i Wrocławia.
Na ten temat pisano bardzo wiele , próbowano także ustalać przyczynę lub szukać wytłumaczeń, dlaczego pewne grupy ludzi doznały więcej znaków krzyży niż inne. Np: W liście biskupa Liège do króla Maksymiliana I z 18 maja 1501 r. mówi się o czarno-czerwonych krzyżach, które pojawiały się częściej na nakryciach głowy kobiet i dziewcząt niż mężczyzn.
Możliwym „naturalnym” wyjaśnieniem może być to, że ekspansywne nakrycia głowy kobiet, takie jak burgundowe jasne kaptury (henin), oferowały większy obszar, gdy opadały cząsteczki. „Krzyże” można było w taki sposób łatwiej „złapać” niż u mężczyzn, którzy ogólnie nosili ciemniejsze ubrania , a kapelusze miały przeważnie kolor czarny lub brązowy.
Jak to bywa w takich przypadkach, gdzie niewyjaśnione zjawisko zatacza coraz szersze kręgi, pojawiło się wiele anegdot oraz "możliwości" jak się uchronić . Kronika z Villingen Heinricha Huga zna rytuał oczyszczenia: jeśli krzyż spadł na czyjąś koszulę, nie wolno ją ściągnąć przez dziewięć dni i dziewięć nocy — należy modlić się: 15 paternostrów (modlitwa Pańska) i 15 Ave Maria, ku chwale Boga i świętego Krzyża.
Powszechnie zakładano, że krzyże były oznaką śmierci. Śmierć, która faktycznie miała miejsce wśród niektórych ofiar krzyżowego deszczu, mogła potwierdzić to „powszechne przekonanie”. Cytat z jednej pracy na ten temat: „Kiedy byłem na służbie w Vogtareuth (Rosenheim), na rękawach mojej koszuli było kilka czarnych krzyży bez widocznych przyczyn; ciocia powiedziała z doświadczenia, że ktoś z naszej rodziny umrze w ciągu miesiąca; rodzeństwo zmarło w ciągu 14 dni. Kilka lat później zobaczyliśmy 3 czarne krzyże o średnicy 3 cm na świeżo umytym obrusie w Aibling; nie można było się ich pozbyć nawet po wielokrotnym praniu. Nastąpiła śmierć innych krewnych."
Kościół organizował procesje, żeby odwieść złe znaki , na których liczono nawet kilkadziesiąt tysięcy ludzi. W Austrii np: był przypadek, kiedy na ubraniach ludzi pokazały się czarne krzyże, słowo panika jest może przesadzone, ale stracha mieli, przynajmniej tak pisze kronikarz. Sytuacja była poważna to widać po reakcji: młynarz Mathis Furtmüller z Biberach, który miał na ciele krzyże i znaki narzędzi tortur , na dodatek twierdził, że słyszy niebiańskie głosy, zapłacił za swoje oszustwo swoim życiem. Hrabia Andreas von Sonnenberg kazał go spalić.
Podobno krzyże miały się nawet pokazywać na ubraniach zamkniętych w skrzyni, trudno to dziś zweryfikować.
Dziś postawiono wiele hipotez, jednak żadna z nich nie może wytłumaczyć większości przypadków. Przykładem jest tzw. czerwony deszcz z drobinkami pyłu, kropla taka spada na tkaninę i wydłuża się wzdłuż nici ubrania tworząc coś, co wygląda krzyż. Ale oprócz czerwonych krzyży były i inne w wielu kolorach , żółte , niebieskie, czarne. Ktoś inny sądził, że były to wydaliny ćmy gąbkowej, ale tu także mielibyśmy do czynienia tylko z ciemnoczerwonym kolorem. Historyk medycyny J. Hacker uważa, że to rodzaj pleśni, planowano zrobić eksperymenty z tkaninami tamtego okresu , jednak jak do dziś nie wykonano tego.
Od 1504 roku nie zanotowano nowych przypadków deszczu krzyży.
Wykorzystano : https://de.wikipedia.org/wiki/Benutzer:Kreuzwunder/Kreuzwunder_1501-1503
W internecie można znaleźć wiele fotek starych rysunków przedstawiających tamte zdarzenia. Wystarczy wpisać: Kreuzwunder 1501-1503
_________________________________________________________________
Do powyższego tekstu mogę dodać znamienny fakt obserwacji ''czegoś'' w formie ''płaszczki'' w okolicy Górki Czerniakowskiej w latach 80- tych XX wieku. Informacje przekazał mi Pan Dariusz, który mieszkał w tej okolicy i dokumentował z Kazimierzem Bzowskim niezwykłe zdarzenia w rejonie Siekierek. Obserwacja miała miejsce w nocy, a ''obiekt'' błyskał niczym flesz lampy błyskowej i miał kształt ''płaszczki''. W moim archiwum posiadam również opis ''stworzenia'', które wpisuje się w dawny folklor oraz współczesną kryptozoologię. Zdarzenie miało miejsce pod koniec II wojny światowej w okolicy Mirskiej Góry leżącej w pobliżu wsi Tomawa. Według relacji młody chłopiec idąc w lesie został zaatakowany przez coś co określił jako olbrzymiego pająka lub kraba, na szczęście udało mu się uciec i opowiedzieć historię rodzinie.
witam, czy można prosić o cos więcej nt cudu spadających krzyzy. Nigdy o tym nie slyszalem.
OdpowiedzUsuńMoże Arkadiusz coś od siebie doda w tej sprawie, ponieważ ja także nie słyszałem wcześniej o takim ''cudzie''.
UsuńA mnie gdzieś skądś kojarzy się wzmianka (wydrukowana chyba na początku lat 90tych), że na początku XVI wieku ów fenomen z krzyżami był odnotowany w Polsce. Niestety, we wklejonym tekście są jakieś brakujące słowa i gramatyczne/składniowe pomyłki zniekształcające znaczenie. Także przypomniała mi się krótka publikacja z dawnych lat w Nś (rok 1998 lub coś koło tego) o upolowaniu "leśnego diabła" pod koniec XVIII wieku na terenie odpowiadającym dzisiejszej Białorusi. A ze swojej strony poproszę Autora o parę słów więcej odnośnie owego "ataku pająka".
UsuńTekst dostałem przez Messengera niestety nie mam czasu aby od nowa go przepisywać wstawiłem zdanie, które gdzieś wcięło, a tak odsyłam do stron niemieckojęzycznych. Odnośnie ataku ''pająka'' niestety dysponuję tylko tym co podałem w tekście.
UsuńDziękuję Panu za odpowiedź.
UsuńCo do hipotezy symulacji: może ona albo "żarty wyższej inteligencji" mogą wyjaśnić pewne domniemane polskie "CE3" z... 1544 roku. Jak podał prof. Michał Rożek (zmarły przed paru laty wybitny historyk-krakowianista) w książce "Mistyczny Kraków" (1991), powołując się na dzieło "Historia naturalis curiosa Regni Poloniae" Gabriela Rzączyńskiego (1721), onego roku w dzień święta nawrócenia św. Pawła, pojawił się w Krakowie na 6 godzin "pomiot szatana" opisany następująco: "z płomiennymi oczami, słoniową trąbą, byczymi nozdrzami, grzbietem obrośniętym psią sierścią, małpim pyskiem na piersi, kocimi ślepiami na podbrzuszu, łbami psimi na łokciach i stopach, łabędzimi nogami i podwiniętym ku górze ogonem półłokciowym". Stwór podobnież mówił łaciną (sic) i miał napastować kobiety. Czyli i pod względem takich osobliwości nie byliśmy (w Polsce) tak wtedy jak i dzisiaj tacy ostatni. Nawiasem mówiąc, zdarzenie to musiało obrosnąć sławą, skoro cytował je także pewien uczony amerykański autor rozprawy o renesansowym okultyzmie wydanej tamże w 1972 r.
Dziękuję za bardzo cenną informację warto ją przytoczyć w jakimś artykule. Ma Pan rację w dawnych wiekach w Polsce również jak i w innych krajach miały miejsce niezwykłe zdarzenia. Szkoda że w swojej pracy J. Valle i Chris Aubeck Wonders in the Sky - Unexplained Aerial Objects from Antiquity to Modern Times nie zadali sobie nieco więcej wysiłku aby dotrzeć do Polskich badaczy, a tym samym opisów wielu obserwacji z dawnych czasów. Ja osobiście pisałem do obu Panów w tej sprawie, ale jak to zwykle bywa u zachodnich autorów i badaczy trudno się spodziewać o jakąś odpowiedź co jest żenujące przyznam.
UsuńTakie dziwności można by przypisac pod hipotezę symulacji, jako błędy w systemie, to samo może tyczyć się obserwacji UFO.
OdpowiedzUsuńPodobnie i ja o tym myślę.
UsuńNapiszę jutro lub we wtorek
OdpowiedzUsuńTekst Arka odnośnie krzyży dla zainteresowanych wkleiłem pod spodem w artykule wszystkich serdecznie zapraszam
OdpowiedzUsuńTekst: Jedzenie okazało się odpadami, jakimi karmi się trzodę hodowlaną a wykwintne wino w kieliszkach cuchnęło, jak koński mocz???
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem zmysł smaku pochodzi z mózgu, więc tak samo może być projekcją analogicznie jak rzeczy które spostrzegamy zmysłem wzroku...
Fenomeny węchowe, smakowe, wzrokowe... Pewnie istnieją jeszcze inne...
Usuń