Być może dla wielu etnografów popełniam profanację tematu, doszukując się w tego
typu informacjach analogicznych zjawisk w postaci wysokiej dziwności, które były dokumentowane i pieczołowicie
spisywane. Dzięki temu w legendach i podaniach ludowych znajdujemy opisy,
które prawdopodobne w niektórych
przypadkach mogły odpowiadać za prawdziwe zdarzenia, choć niekiedy zostały zniekształcone przez dodanie różnych
wątków, które miały podkreślić magiczny wymiar zdarzenia.
Jak mówią - historia lubi się powtarzać. Dziś
spotykamy się w gronie rodziny czy znajomych i rozprawiamy o przeróżnych
tematach, nie tylko tych
związanych z polityką i wszechobecnym w ostatnim czasie Covid, ale także o nieznanym, goszczącym w naszych domach
od wieków. Czy ktoś z nas nie słyszał w trakcie takich opowieści o czymś dziwnym,
niezwykłym ? Zapewne niejeden raz. Kiedy spotykałem starszych ludzi, oni też
opowiadali sobie zasłyszane niezwykłe historie lub takie, których sami byli
świadkami. I tak przez wieki powstawały opowiadania o duchach, demonach czy
innych potworach. Dziś jest tak samo, tylko zmienił się punkt odniesienia - nie
mówimy o boginkach, utopcach, krasnalach, ale o kosmitach i ich kosmicznych
pojazdach. Zmieniał się jedynie wygląd, ale reżyser pozostał ten sam. Nieżyjący
etnograf i artysta z Podkarpacia Franciszek Frączak tak wspomina swoje magiczne
opowieści, zasłyszane, kiedy był małym
chłopcem:
„Kiedyś
jako chłopskie dziecko, w długie jesienno-zimowe wieczory, słuchałem opowieści
starszych ludzi, wygłaszanych ściszonym głosem. Wówczas byłem pewny, że te tajemnicze
stwory - bohaterowie opowieści - istnieją, krążą wokół domu i za nic w świecie
nie wyszedłbym w nocy za próg.” W innym miejscu pisał: „Wiejscy
ludzie posiadali niesamowitą łatwość uruchamiania wyobraźni. W falującej przy księżycu
letniej mgle widzieli tańczące boginki wodne - wije, piorące w strumyku swoje
chusty. Tętent konia nasuwał im obraz białego rumaka wynurzającego się z wody,
który po okrążeniu topieliska powracał w nurty jeziora, aby w następną pełnię
znów wynurzyć się i pogalopować”[1].
Podobne opowieści słyszałem z ust starszych osób,
mieszkających w moich okolicach, kiedy jeszcze na wsiach nie było prądu, a
sąsiedzi spotykali się przy lampach naftowych, opowiadając sobie historie,
które wpisują się w demonologię ludową. Może kiedyś informacje, które dotyczą
aspektu związanego z ufologią, będą traktowane w podobnym folklorystycznym
wymiarze, a osoby dokumentujące i rejestrujące zdarzenia z UFO i inne dziwności
w pewnym stopniu zbliżą się do dawnych folklorystów
i etnografów, którzy - tak samo jak my, spisywali pieczołowicie niezwykłe
zdarzenia zasłyszane od ludzi.
W mojej poprzedniej książce pt. „Magiczna rzeczywistość” przytoczyłem opowiadanie Kazimierza Władysława Wójcickiego
(1807-1879), o tzw. Niewidach, które miały zabrać chorą Kasię do niezwykłej chmury.
Autor, opisując historię, podał charakterystyczne dla współczesnych nam czasów
aspekty związane ze zjawiskiem UFO lub UFO abdukcjami. Chmura, w której ukazały
się niebieskie wstęgi, a po nich miały spłynąć
na ziemię trzy Niewidy, zabrać ze
sobą Kasię i potem dostarczyć ją zdrową
do domu, jest wręcz finalnym
zapisem klasycznego bliskiego spotkania
III stopnia, widzianym oczyma ludzi XIX w. Czy jest to moja
nadinterpretacja? Każdy powinien przeczytać zapis Kazimierza Wójcickiego i zastanowić
się, skąd mógł w XIX w. zaczerpnąć informacje o wymiarze czysto ufologicznym,
które na dobre pojawiły się dopiero w latach 50-tych XX w. Kiedy pisałem
niniejszą książkę, wpadła mi w ręce wyśmienita praca pt. „Legendy regionu łańcuckiego” etnografa i artysty Franciszka Frączka (1908-2006), który w bezpośrednich
rozmowach z mieszkańcami tego regionu spisał historie, ocierające się nie tylko
o dawny folklor i wierzenia, ale także o wysoką
dziwność. Próbkę wybranych i nieznanych historii znajdziecie
poniżej. Pierwsza pochodzi z miejscowości Żołynia- Zagrody (woj. podkarpacie):
„W 1974 r.
opowiadał mi Józef Polit (lat 73) swoje przeżycie z młodości: „Na wiosnę, nocą
przy księżycu, wyprawialiśmy się do pańskiego lasu po pręty na wyplatany płot.
Wracamy koło jeziorka w lesie. Na środku jeziorka stała wysoka, biała postać - niby
człowieka, obleczona jakby płachtą i trzymająca w ręku tyczkę. Porzuciłem nasze
pręty i z przejęciem obserwowaliśmy ,co to może być, człowiek, czy nie człowiek?
Odległość wynosiła około 10 metrów. W pewnej chwili usłyszeliśmy chlupot wody i
zjawisko znikło. Uznaliśmy to za tajemniczą zjawę.”
Zjawa na jeziorze - źródło: Franciszek Frączek „Legendy regionu łańcuckiego”
„W Żołynia- Podkścielu jest pewna
zagroda, gdzie od szeregu pokoleń mają miejsce tragiczne wydarzenia. Zaczęło
się to około 1845 roku, kiedy mieszkało tam rodzeństwo: brat i siostra. Siostra
ostro wzbraniała bratu ożenku, ponieważ nie cierpiała przyszłej bratowej.
Rozwścieczony brat urżnął rzezakiem siostrze głowę, a sam się powiesił. Opuszczony dom uważano za obciążony klątwą na
zawsze, omijano go ze strachem. Głoszono przekonanie, że ktokolwiek w nim zamieszka,
niczego się nie dorobi. Widziano w tym domu nieraz czarnego psa i dziwne zjawy.
Pewnego razu (ok. 1900 r.) mieszkaniec Żołtyni-Kmiecie wiózł furmanką z Łańcuta
dwie nauczycielki, mieszkające obok szkoły, w domu Leji. Nie mając gdzie
nawrócić, skorzystał z ogrodu tego domostwa, bo tam już nie było płotu.
Wjechawszy w ogród zauważył, że na kominie kołyszą się na żerdzi dwaj chłopcy,
a w środku pali się gromnica”.
Rysunek wykonany w 1977 r. – źródło: Franciszek Frączek „Legendy regionu łańcuckiego”
Jak podaje autor relacji w domu tym nowych mieszkańców
prześladował pech i
w dziwnych okolicznościach umierali lub ginęli. Do bardzo ciekawej historii
miało dojść około 1918 roku (?) w Brzózie Stadnickiej, w której mały chłopiec
spostrzegł na drewnianym moście tajemniczą zjawę:
„W 1976 roku
opowiadał Julian Dołęga (lat 70) z Brzózy Stadnickiej: „Kiedy byłem małym
chłopcem, jeszcze dzieciuchem, wyprawiono mnie wieczorem, jesienią do sklepu. W drodze powrotnej, kiedy znalazłem się w pobliżu drewnianego mostka,
usłyszałem głos płaczącego dziecka. Sadziłem, że to płacze malec z sąsiedniego
domu. Zacząłem mu się głośno przedrzeźniać. Chłopiec ów płaczący szedł mi
naprzeciw, a w odległości kilkudziesięciu metrów przestał płakać. Kiedy zbliżył
się na odległość 3 m, stanął na środku drogi. I wówczas w ciemności zobaczyłem
czarną postać prawie 2-metrowej wysokości. Od bardzo starego gospodarza we wsi
słyszałem, że w tym miejscu ukazuje się duch w różnych postaciach. Inni mówili
też, że gdy w widziadło uderzyć kamieniem, sypie się ono ogniem. Schyliłem się,
znalazłem twardą grudę ziemi i z całej siły rzuciłem w postać. Buchnęło
strumieniem ognia jak z sikawki strażackiej. Przestraszony przeżegnałem się,
mówiąc:
„W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Tajemnicza postać unosiła się na wysokości
około pół metra i popłynęła w bok na bagniska, między olszyny. Postać płynęła
nad trzęsawiskiem bezszelestnie. Przestraszony pobiegłem do domu Wawrzka
Marcińca, gdzie mieszkał chłopiec, którego płacz, jak mi się wydawało, słyszałem.
W biegu wpadłem do rowu, a kiedy zerwałem się na równe nogi, zobaczyłem za
bagnami duże, jasne ognisko. W domu Marcińca chłopiec spał. Gospodarze
zauważyli mój przestrach, a ja krzyczałem: „Diabeł mnie napadł, odprowadźcie
mnie do matki”. Domownicy wybiegli na zewnątrz, ale ogniska na bagnach już nie
było. Po tym zdarzeniu strach towarzyszył mi prawie dwa miesiące”.
Tajemnicza, lewitująca postać w czerni, dziwne ognisko nad bagnami i ogromne
przerażenie świadka jest typową historią, którą obecnie znamy z wielu spotkań z
nieznanym, wywierającym traumę na
niektórych obserwatorach. Chłopiec zdaje się opowiadać o realnej historii,
której był wówczas świadkiem i ciężko tutaj mówić wyłącznie o legendzie.
Franciszek Frączek w swojej książce
opisuje liczne spotkania z diabłami pod postacią czarnych panów oraz
innymi zjawami, typowymi dla ludowego folkloru, w tym tzw. błędami, o których szeroko pisałem w książce pt. „Magiczna rzeczywistość”.
Tekst
pochodzi z książki Arkadiusza Miazga ,,Wysoka dziwność’’ wyd. Ridero 2023
Zwracam się do
wszystkich Czytelników, którzy znają lub przeżyli własne doświadczenia z tzw.
żywym folklorem lub znają relacje od swoich rodzin lub bliskich o
nadsyłanie na mój adres meilowy za co z góry dziękuję.
[1] Katarzyna Ignas, Topiec, błąd, lizibożek i dzidko. Relikty
ludowych wierzeń z okolic Przeworska, 2018, wyd. Edytorial, s. 5-6.
73. Debata Ufologiczna Online: Folklor słowiański i demonologia ludowa: dawna forma UFO?
OdpowiedzUsuńW tym podkaście mówił Pan o człowieku który kupił jakąś przedwojenną książkę z opisami rytuałów,czy wiadomo konkretnie o jaką książkę chodzi?
Ma Pan kontakt z tą osobą żeby dopytać chociaż o autora?
Pozdrawiam
Niestety nie wiem jaki to był tytuł, a osoba już nie żyje od 2 lat niestety, więc nie pomogę. Pozdrawiam.
Usuń