Kręgi fairies
szczególnie znane są z ludowego folkloru w Anglii, które miały być wynikiem tańczących
istot po których miano znajdować wydeptane pierścienie, które nie do końca były
bezpieczne dla zwykłych ludzi którzy nieopatrznie w nie weszli , dlatego nawet
po dziś dzień w niektórych kulturach są bardzo serio traktowane jako coś
złowróżbnego. Na ile jest w tym wszystkim prawdy, a na ile ludowych opowieści
dowiemy się z niniejszego artykułu, który w zasadzie jedynie zasygnalizuje ten
bardzo złożony aspekt, który m.in opisałem w mojej książce ‘’Magiczna
rzeczywistość’’ wyd. Ridero 2018. Literatura dawnego folkloru pozwala nam
dotrzeć do opisów w których występują małe istoty, które po swoich magicznych
tańcach miały pozostawiać wydeptane lub wypalone kręgi bądź pierścienie, które
paradoksalnie przypominają nam współczesne ślady po lądowaniach UFO. Od wieków pomiędzy
ludźmi krążyły opowieści
niebezpieczeństwa związanego z wejściem lub nawet podejściem w okolice
tańczących wróżek, które miały tendencję porywania ciekawskiej osoby, które
weszła celowo lub przypadkiem w ich magiczny taniec, co niejednokrotnie miało
wiązać się z przebywaniem w zmienionej
rzeczywistości lub czymś co możemy obecnie nazwać ‘’przeskokiem czasowym’’. Znany pisarz Graham Hancock w książce
‘’Supernatural’’ wyszedł z dość odważnym stwierdzeniem jakoby kręgi wróżek miały
być pewnym ‘’środkiem transportu’’ do podróży pomiędzy światami. Ale co mówią
nam dawne zapisy ludowe. W artykuł będę
bazował jedynie na relacjach związanych gółwnie z Anglii oraz Polski ponieważ
nawet w naszym kraju znajdziemy bardzo interesujące opisy. W roku 1705 John
Beaumont, opublikował ‘’traktat o duchach’, który jako
ówczesna osoba o predyspozycjach sensytywnych miał osobiście widywać niezwykłe
istoty które zaliczał do fairies oraz duchów.
‘’Pewnego razu, zobaczył jak ‘’tańczą w kręgu w ogrodzie i
śpiewają, trzymając się za ręce, nie odwracając się do siebie, ale odwracając
się plecami do wewnętrznej części koło’’.
Kiedyś zapytał ich kim są, a oni powiedzieli mu, że ‘’byli przodkami
stworzeń wyższych od ludzkości i mogą
wpływać na nasze myśli oraz, że ich mieszkanie było w powietrzu’’. [1]
Nie tylko
zwykłe osoby były świadkami magicznych istot, warto zauważyć i podkreślić, że w
tej grupie znajdowali się również duchowni, którzy niegdyś wśród społeczeństwa
znajdowali się w hierarchii wiarygodnych i szanowanych osób. Dr Edward Williams,
który należał do Niezależnej Akademii w Rotherhm spisał swoje osobiste zdarzenie kiedy w wieku siedmiu lat z grupą
rówieśników spotkał fairies w 1757 roku.
‘’W piękny letni dzień ( około połowy lata) między godziną 12 w
południe, moja najstarsza siostra ja,
i dzieci naszej sąsiadki Barbara i Ann
Evans przebywaliśmy na polu zwanym Cae Caled w pobliżu ich domu, wszyscy
niewinnie bawiliśmy się przy żywopłocie pod drzewem obok tego domu, gdy jeden z
nas zaobserwował na środku pola istoty, ani mężczyźni, kobiety, ani dzieci,
tańczące z wielką energią. Były w zasięgu wzroku mnie niż sto jardów od nas, składających się z około siedmiu lub
ośmiu par. Nie mogliśmy ich dobrze zliczyć, ze względu na żywiołowość ich
ruchów i konsternację z jaką zastaliśmy uderzeni widokiem tak niezwykłym.
Wszyscy byli ubrani na czerwono, podobne
do munduru wojskowego, bez czapek, ale z głowami związanymi chusteczkami o
czerwonawym kolorze, szpiczastymi lub nakrapianymi na żółto (…) i białe
chusteczki w dłoniach trzymały luźno. Wydawały się wielkości nieco mniejszej
niż nasza, ale bardziej przypominały krasnoludy niż dzieci. Po pierwszym
odkryciu zaczęliśmy pytać się kim mogą być, ponieważ w kraju nie było żołnierzy
nie był też czas na majowych tancerzy ponieważ różniły się znacznie od
wszystkich ludzi, kiedykolwiek widzieliśmy. Zaniepokojeni porzuciliśmy grę
i ruszyliśmy na przełaj. Wciąż na nich
patrzyliśmy jak jeden z towarzystwa odeszło do reszty i zbliżało się do
nas w szybkim tempie. Jako najmłodszy
byłem ostatni, uderzony niewytłumaczalną paniką, zobaczyłem ponurego elfa tuż
za moimi piętami(…) krzyczałem niezmiernie, także moja siostra i nasi
towarzysze wydali krzyk. Z bijącym sercem
i głośnymi okrzykami pobiegliśmy w stronę domów, zaalarmowaliśmy rodzinę o
powiedzieliśmy im o naszych kłopotach’’.[2]
Jacques Valleé opisuje niezwykle barwną historię, opartą o autentyczne przekazy z roku 1825 niejakiego Rhysa i Lleweellyna, zarejestrowaną w miejscowości Vale of Neath (Walia), który zniknął po tym jak usłyszał hipnotyzującą muzykę.
„Rhys i Llewellyn byli służącymi u rolnika. Kiedy pewnej nocy szli do domu, Rhys powiedział jego przyjacielowi, żeby się zatrzymał i posłuchał muzyki. Llewellyn nie słyszał żadnej muzyki. Błagał on Llewellyna, żeby szedł przed siebie z końmi, mówiąc, że on go wkrótce wyprzedzi, ale Llewellyn przybył do domu samotnie. Następnego dnia został on podejrzany o zamordowanie Rhysa i trafił do więzienia. Ale rolnik który był biegły w sprawie wróżek, domyślił się prawdy. Kilkoro mężczyzn zgromadziło się – wśród nich narrator historii – i zabrał Llewellyna na skraj pierścienia /okręgu/, w którym jak rozmówca powiedział wcześniej, zniknął jego towarzysz. Nagle Llewellyn krzyknął: „Cicho, słyszę muzykę, słyszę urocze harfy”. Wszyscy słuchali, ale niczego nie słyszeli. Stopy Llewellyna były na zewnętrznej krawędzi czarodziejskiego pierścienia. Powiedział on narratorowi, żeby umieścił swoje stopy na jego stopach i wówczas narrator usłyszał dźwięk wielu harf oraz dostrzegł kilkoro Małych Ludzi tańczących w okręgu mającym średnicę dwudziestu stóp. Po nim Kady z towarzystwa zrobił to samo i zaobserwował tą samą rzecz. Wśród tańczących Małych Ludzi był Rhys. Llewellyn chwycił go za surdut, kiedy przechodził on blisko nich i wycofał się z okręgu. Rhys natychmiast zapytał się: „Gdzie są konie?” i poprosił ich [Llewellyna i narratora – przyp. autora], żeby pozwolili mu dokończyć taniec, który nie trwał więcej niż pięć minut. Rhys nigdy nie dał się przekonać, że minęło tak dużo czasu podczas jego tańczenia. Z czasem stał się przygnębiony, zachorował i niedługo potem zmarł”[3].
Jeśli zapoznamy się z dawnym zwyczajami elfów czy wróżek, zauważymy, że one również pozostawiają kręgi i pierścienie na łąkach podobnie jak znane z ubiegłych lat UFO, które po lądowaniach pozostawiały identyczne ślady. Amerykański etnograf i badacz folkloru Walter Evans Wentz (1878-1965) został zaprowadzony z miejscowymi ludźmi do jednego z pierścieni wróżek, w którym mieszkaniec wyspy opowiedział mu następującą historię:
„Tak, wróżki istnieją naprawdę, a to
jest miejsce, gdzie one były często widziane tańczące. Trawa nigdy nie staje
się wysoka w zakresie pierścienia, ponieważ jest to jedynie najkrótszy i najpiękniejszy gatunek, który tam rośnie. W środku grzyby wróżek rosną w
kręgu, a wróżki używają ich do tego, żeby na nich siadać. Są one bardzo małymi
ludźmi oraz są bardzo czułe tańcząc i śpiewając. One mają na sobie zielone
płaszcze, a czasami czerwone czapki i czerwone płaszcze” [4].
‘Południce’ demon znany w folklorze Polskim miał być przyczyną nie tylko porwań ludzi, ale także powstawania dziwnych śladów w zbożu. ‘Południcami’ wg folkloru miały być dusze zmarłych kobiet tuż, przed, lub w trakcie ślubu. Były okrutne - zabijały lub raniły swoje ofiary, dręczyły żniwiarzy i porywały dzieci, bawiące się na polu. ‘Południce’ ukazywały się ludziom jako młode i piękne dziewczęta lub stare kobiety. ‘Południce’ miały być także przyczyną niszczenia zboża. Takie historie możemy znaleźć w folklorze z Kujaw w książce Barbary i Adama Podgórskich pt. „Encyklopedia demonów” (Wrocław 2000, str. 45):
,,Południce lubią tańczyć w polach przed żniwami. Zbierają się wtedy w krąg i harcują, tańczą i śpiewają. Młodych żniwiarzy kuszą zaś obietnicami zabawy i rozkoszy. Tego, kto do tanecznego kręgu dostanie się, nie wypuszczają już nigdy. Mówiono, że w zbożu chodzą jakieś duchy, ponieważ zboże jest pokręcone. Mówiono, że to dzieci diabelskie urządzają sobie wesele. Po co ich tu czart przyniósł”. Moje poszukiwania konotacji pomiędzy zjawiskiem UFO, a magicznymi istotami dawnego folkloru doprowadziły do odnalezienia opisu kręgów wydeptanych przez magiczne postacie na Kujawach.
„Blisko wsi Święte, pod lasem, są na trawniku wydeptane jakieś koła mniejsze i większe, które nie zrastają się wcale lub pożółkłą tylko trawą. Są to ścieżki wydeptane w krąg przez cioty, które w tańcu w kółko się kręcąc, koła owe zakreślały. Jak podaje O. Knoop z tych samych Kujaw, we wsi Chełmce jest Łysa góra, zaś na jej szczycie wydeptane koło, mające w sobie pośrodku krzywą wierzbę; koło owo wytańczyć miały wiedźmy”[5].
Dziś oczywiście w wielu przypadkach wiemy, że związek z dziwnymi wypalonymi pierścieniami czy kręgami w zbożu może mieć fenomen UFO, ale czy nie było tak, iż nasi przodkowie zamiast kosmitów widywali wówczas harcujące po polach dziwaczne istoty, które zostały zaprojektowane celowo przez paranormalną siłę dla naszej architektury psychicznej ? ‘Niawki’ opisane przez Kazimierza Moszyńskiego miały tendencję pozostawiania po sobie kręgów w których nie porastała trawa podobnie jak po lądowaniach UFO.
„Odbywa się taki taniec raz na rok; gdziekolwiek zaś niawki raz przetańczą, tam trawa nigdy nie porośnie. Jak w puszczach Polesia, tak też i w puszczach Karpat zwie lud owe koła, wydeptane przez tańczące demony, ‘ihrowiszczami[6]”.
Co prawda
dziś nie widujemy wróżek, elfów (chociaż takie zdarzenia docierają do badaczy)
ale przejęliśmy ich pewne motywy związane z ich magicznym tańcem. Znana
wszystkim na zabawach czy weselach chusteczka haftowana jest wymownym
arhetypicznym wspomnieniem dawnych czasów związanych z ‘’małymi ludźmi’’. Krąg posiada
bardzo ważne znacznie w magii, wielokrotnie możemy napotkać wzmianki o kręgu w
okultyzmie. Niegdyś uważano, że krąg jest pewnego rodzajem niewidzialną ochroną
od świata magii i świata zewnętrznego. Niektóre czarownice, parające się
okultyzmem, znajdowały tajemnicze kręgi, które potem same wykorzystywały do
swoich magicznych celów. Dawne Wiedźmy i czarownice parające się
okultyzmem, potrafiły w narysowanym kręgu wywołać duchy, tak było w przypadku
pewnej kobiety z Fisheron Anger /hrabstwo
Wiltshire/ w Anglii w 1650 roku,
którą następnie spalono na stosie za praktyki z diabłem.
„Pewna kobieta o nazwisku Anne Bodenham, niegdyś służąca dra Lamba z Londynu, została oskarżona o paranie się czarami oraz pakt z diabłami. Ostatecznie została stracona w 1653 roku w wieku 80 lat. Duchowny, który zapisał jej proces, zauważył, że: „Zjawiwszy się na miejscu egzekucji, natychmiast próbowała wejść po drabinie, została jednak powstrzymana. Pan Bower zmuszał ją do spowiedzi, ona niezłomnie zaś odmawiała, przeklinając tych, którzy ją zatrzymali”. Pewna kobieta zeznawała na procesie, że widziała jak Anne Bodenham przyzywa Diabła. Po tym, jak Anne narysowała patykiem okrąg i wypełniła go rozpalonymi węglikami, pojawiły się dwa duchy na podobieństwo dużych chłopców z długimi zmierzwionymi włosami i stali obok niej, spoglądając jej przez ramię. Wtem wiedźma chwyciła palec wskazujący prawej ręki tej kobiety, przebiła go igłą i pokierowała jej ręką tak, by ta pisała w wielkiej księdze, a jeden z duchów podniósł swoją rękę lub szpony nad wiedźmę, podczas gdy kobieta pisała, gdy zaś skończyła pisać, gdy ich ręce były złączone, wiedźma powiedziała: „Amen”. Poprosiła, by kobieta powiedziała „Amen” i duchy również powiedziały „Amen, amen”. Gdy zaś ręce wiedźmy i kobiety razem pisały, kobieta poczuła chłód, gdy Duch dotknął ją swoją ręką”[7].
Również po stronie słowackiej możemy natrafić na przekazy ludowe o ‘dziwożonach’, znanych w polskich folklorze jako ‘południce’ lub kołach ‘wił’, które miały w magicznym tańcu porywać mężczyzn, po których pozostawały koła w trawie. Opowiadanie pt. „O dwóch zielarzach z Važca i dziwożonach” zdaje się potwierdzać echa przeszłości. Historia dotyczyła dwóch zielarzy, którzy przed świętem św. Jana wybrali się w nocy do lasu, aby nazbierać ziół. Przy okazji warto nadmienić, że literatura okultystyczna od wieków wiązała dzień przesilenia letniego z magiczną nocą związaną z duchami, magią i możliwością wejścia w kontakt z inną rzeczywistością. Poniżej zaprezentuję fragment dotyczący dwóch zielarzy.
(…). Tylko, że około północy obudziły
ich jakieś wrzaski. Zbliżały się i mieli wrażenie, że zamieniają się one w
śpiew. Ze śpiewu w chichoty, radosne okrzyki i odgłosy tupania.
- Idę
zobaczyć co się dzieje - powiedział
ten śmielszy; wstał, ubrał spodnie i płaszcz i wyszedł na zewnątrz. Drugi pozostał w mchu, ale oka nie zmrużył. Przyjaciel długo
nie wracał; wstał więc i spojrzał przez szparę, co się dzieje. Na łące taniec,
jakieś dziewki - z pewnością to były dzikie leśne panny - wzięły kamrata między
siebie; tańczą z nim w koło raz w jedną, raz w drugą stronę, radośnie krzyczą, podskakują, nogi im ledwie ziemi dotykają. A chłop już ledwo oddech łapie,
a te go tylko skubią, ciągną, szarpią, podając sobie jak jakiś worek. Zielarz
nie mógł uwierzyć własnym oczom, ale je przymknął i powrócił do mchu. Wiedział
już, z kim ma do czynienia jego nieszczęsny kompan. Były to leśne panny,
niespokojne i błądzące dusze dziewcząt, które przed ślubem pomarły. W
ciągu dnia drzemią w wysokich skałach tatrzańskich wierzchołków, a na noc
schodzą do dolin; po dolinach hasają, tańczą, młodych chłopów do koła wciągają,
jak gdyby swych małżonków chciały wytańcować. Za ręce łapią, z koła człowieka nie wypuszczą - dopóki duszy nie wyzionie. I później go
jeszcze skubią i szarpią, póki go na marne strzępy nie rozszarpią. Wiedział zielarz, że
kamrata właśnie te dziwożony złapały; ba, wiedział i to, że już mu pomóc nie
można. Tylko się w kącie skulił, cały ze strachu i zimna się trząsł, oka nie
zmrużył i dopiero nad ranem zmęczenie, z dwóch nieprzespanych nocy, na chwilę
go przemogło. Obudził się, gdy przez szparę w drewnianym dachu połaskotał go
słoneczny promień. Wyskoczył na nogi i pobiegł na zewnątrz. Na łące został
obdarowany strasznym widokiem. Trawa
zdeptana w ogromnym kole, a po środku niej leży jego towarzysz”[8].
W rumuńskim bogatym folklorze można odnaleźć informacje o magicznych istotach, które miały pozostawiać także po sobie koliste znaki, podobnie jak celtyckie elfy i wróżki. W tradycji rumuńskiej nazwano je ‘Iele’, a były rodzajem demonicznych i złych wróżek w postaci kobiet, mieszkających w powietrzu lub w lasach. Po ich tańcu miano znajdować spaloną trawę, a w miejscach tych nic nie rosło. Mitolog Victor Kernbach (1923-1995) napisał o ‘Iele’ w „Dicţionar de mitologie generală”:
„Żyją w powietrzu, w lasach lub jaskiniach, w górach, na klifach. Lub na brzegach wód. Albo skrzyżowaniu. Kąpią się w czystej wodzie. Pojawiają się głównie w nocy, przy świetle Księżyca, obracają się w tańcu, a w tych miejscach pozostaje spalona przez ogień trawa, która nie rośnie już potem w tym miejscu, drzewa są także spalone. Mogą podróżować z prędkościami „dziewięciu mórz i dziewięciu krajów w jedną noc”. Wszyscy, którzy śpiewali piosenki z wróżkami, zostali porwani i zniknęli bez śladu”.
Nicole
Densuşianu (1846-1911) zgromadził wiele legend związanych z ‘Iele’, które miały pozostawiać po sobie
czerwone kształty podków w trawie lub
ciemne okręgi, miały nieść w powietrzu muzyków, grających na dudach. Walter Evans Wentz w swojej znakomitej książce pt. „The Fairy-Faith in Celtic”, opublikował
arcyciekawy wywiad
73-letniego Neila Coltona, który twierdził, że jako młody chłopiec w
1853 r. miał przerażające spotkanie z wróżkami. Colton, letniego dnia z bratem
i kuzynem, zbierali jagody na wsi, gdy usłyszeli jakąś niewytłumaczalną,
eteryczną muzykę, unoszącą się w powietrzu zza pobliskich skał. Kiedy grupa
poszła zobaczyć, skąd ona dobiega, zauważyli
kilka
fairies tańczących na polanie, a jedna z tych małych ludzi, ubrana była na
czerwono i wyglądała jak kobieta. Dziwne postacie zaczęły się szybko przybliżać
do dzieci. Kiedy były blisko, czerwona
kobieta uderzyła jednego z chłopców w policzek.W Penrhyndeudraeth
w Walii - rolnik Dafydd Fawr - przeżył w 1896 roku coś, co dziś można nazwać Bliskim Spotkaniem III Stopnia’ W drodze
do domu zauważył spadającą gwiazdę,
po czym zauważył dwie małe postacie, które wyłoniły się z płonącej obręczy, a
potem narysowały kółko na ziemi i zaczęły tańczyć wokół niego. Zdziwiony Dafydd
zauważył też, jak do magicznego tańca znikąd
dostąpili mężczyźni i kobiety. Po chwili dwie małe istoty weszły do obręczy
i odleciały, a pozostałe postacie znikły. Rolnik, wróciwszy do domu,
stwierdził, że zgubił aż trzy godziny czasu[9]. Jeśli w
powyższym przypadku możemy doszukać się pewnych analogii, które niewątpliwie
wiążą się ze zjawiskiem UFO: motyw opadającej, gwiazdy, wyjście istot z
płonącej obręczy i utrata czasu, to jest ta historia klasycznym wręcz
przykładem wielu współczesnych raportów o bliskich
spotkaniach. Na uwagę zasługuje jeszcze jeden fakt: narysowania okręgu i pojawieniu się w nim innych istot.Czy nie
przypomina to nam tego samego szczegółu o którym pisałem wcześniej, o kobiecie
z Anglii, która w 1650 roku wyczarowała w
narysowanym kręgu duchy. Analogia wprost uderzająca.
Taniec w kręgu jest pamięcią zbiorowej archetypicznej
nieświadomości, który łączy w sobie magię, inne rzeczywistości i odmienne stany świadomości. Ten szczegół
wykorzystał m.in. reżyser Dawid Lynch w serialu pt. „Miasteczko Twin Peaks”, w których pojawia się motyw przejścia do
tzw. czarnej chaty, znajdującej się w
lesie pod nazwą Glastonbury, w postaci kręgu dwunastu drzew pośrodku których jest studnia z oleistą substancją.
Oczywiście większość etnografów i badaczy folkloru może odrzucić
opowieści ludowe, ale czy mają
świadomość, że takie historie pojawiają
się nadal współcześnie, jak w przypadku
rodziny, która spędzała czas na wyspie Cape Breton w Kanadzie. Marie-Rose usłyszała dziwną muzykę znikąd.
Pełna obaw wyciągnęła swoje dzieci z rzeki i postanowiła szybko odjechać z tego miejsca. Kiedy odjeżdżali, jej
starsza córka April zauważyła przez tylne okno grupę małych, półprzeźroczystych
istot, które trzymały się za ręce i tańczyły w kręgu. Dlaczego te dziwne istoty, niczym mantra,
wykonują taniec w kręgu? Z naszego punktu widzenia stanowi to dla nas absurd,
ale być może kryje się w tym jakiś głębszy sens, którego my nie potrafimy
zrozumieć? Może ma racje Graham Hancock który pisał,iż taniec ‘’małych ludzi’’ jest pewnym
środkiem transportu. Czy chodzi tu o fizyczny czy jedynie duchowy wymiar ? Rytualne
tańce znane są m.in. w Kalahari w Południowej Afryce i po dziś dzień
praktykowane jako tańce transowe lub uzdrawiające. Tańczący tworzą koło wokół
ogniska i tańczą przez wiele godzin w rytmie muzyki i oklasków kobiet. Właśnie
wtedy niektórzy z nich wpadają w stan zmienionej świadomości lub transu i
doświadczają efektów przebywania poza ciałem, z wyłączeniem podróży do innych
światów. Niektórzy szamani będący w stanie odmiennej świadomości, osiągają
ekstazę. W innych kulturach praktykowano podobne rytualne tańce, osiągając
identyczne stany zmienionej świadomości. Tańce naszych przodków oraz
współczesne być może są kalką wcześniejszych form, które były stosowane przez
szamanów w celu zmiany świadomości. Kto wie, czy kamienne kręgi znajdujące się
zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, miały takie właśnie znaczenie, tym bardziej, że
ich kształt miał znaczenie świętości i nieskończoności i mógł służyć w ich
obrębie do przenikania w inny stan świadomości lub - czego nie można wykluczyć
- spożywano w trakcie rytuału rośliny psychoaktywne w celu interakcji ze
światem duchowym. Niewątpliwie rytuał tańca to duchowa energia mająca przenieść
naszą świadomość w odmienny stan psychiczny, który jest zbiorową
nieświadomością ludzkości. Dlatego większość osób z folkloru, która trafiła do
kręgu wróżek, doświadczała rozszerzonej rzeczywistości, rozciągłości czasu i
obrazy, w których pojawiały się magiczne istoty. Graham Hancock uważa, iż kręgi
mogą być mentalnymi portalami zapewniającymi dostęp z naszej rzeczywistości do
innej - duchowej - leżącej na planie rozszerzonej rzeczywistości, którą
zdecydowanie lepiej rozumieli nasi przodkowie niż współczesna cywilizacja,
zagubiona w rozwoju energetyczno-duchowym.
[1] Janet Bord ‘’Fairies: Real Encounters with Little
People’’ Wyd . Michael O’mara Books Limited 2013 str.31
[2] Janet Bord ‘’Fairies: Real Encounters with Little
People’’ Wyd . Michael O’mara Books Limited 2013 str.31-32
[3] Jacques J.Valle, Dimensions:
A Casebook of Alien Contact , 1988
.
[4]
Jacques J.Valleé, Dimensions: A Casebook of Alien Contact , 1988r.
[5] Kazimierz Moszyński, Kultura ludowa Słowian cz.2, Kultura duchowa, t.1, 1934, str.647.
[6] Kazimierz Moszyński, Kultura ludowa Słowian cz.2 Kultura duchowa, t.1, 1934, str.647.
[7] Jacques Vallée & Chris
Aubeck, Wonders in the Sky - Unexplained
Aerial Objects from Antiquity to Modern Times, 2010.
[8] Peter Vrlik, Povesti z
Liptova, 2010, wyd. Vydavateľstvo Matice slovenskej.
[9]
http://thenightsky.org/dafydd.html.
Przepraszam, że komentarz nie dotyczy ściśle tematu artykułu ale jest ,powiedzmy, ogólnie ufologiczny. Wczoraj, słuchając coponiedziałkowej audycji Pana kolegów ufologów, dowiedziałem się, że podobno jakiś polski ufolog miał kontakt z Obcymi o boskich mocach. Czy coś Panu wiadomo o tej sprawie, bo może w środowisku ufologicznym jest o tym głośno? Niestety, nie wiem jaki powinienem wpisać adres www w internecie, ani też co należy wpisać w Google'u by znaleźć właściwe strony. Czy mógłby mi Pan pomóc w znalezieniu tych informacji w sieci?
OdpowiedzUsuńNiestety nie mam pojęcia o kogo może chodzić więc nie mam jak Panu pomóc.
UsuńW każdym razie dziękuję za odpowiedź.
Usuń18 października, na portalu informacyjnym polstanews ukazał się ciekawy artykuł nawiązujący do tego tematu. Jest zatytułowany "Czarci krąg po nocnym sabacie czarownic. Lasy Państwowe pokazują tajemnicze zjawisko", i stanowi komentarz do twitta z oficjalnego profilu Lasów Państwowych. Opatrzony jest zdjęciem nadleśnictwa Krasiczyn (woj. podkarpackie) przedstawiającym żółte grzyby rosnące w okręgu, jakby ktoś cyrklem je tam pousadzał. Pada też naukowa próba wyjaśnienia tego zjawiska. Ludzie z Nadleśnictwa sugerują, "że jeden grzyb inicjuje całą kolonię poprzez wyjałowienie podłoża i rozprzestrzenianie się. Jeżeli na swojej drodze nie napotka zbyt wielu naturalnych przeszkód, jest szansa, że stworzy okrąg. Wyjałowienie gleby często odbywa się poprzez zatruwanie jej substancjami toksycznymi wytwarzanymi przez zarodniki grzyba. Oddziałuje to na inne rośliny w okolicy, które rosną wolniej lub w ogóle nie mogą się rozwijać. Czarcie kręgi można zaobserwować nie tylko w lasach i na trawach, ale także na wapiennych ścianach, gdzie tworzą je porosty". Mnie to uzasadnienie przekonuje, bo rzeczywiście w botanice jest coś takiego co się nazywa allelopatia, gdzie roślina uwalnia do gleby toksyny, jej samej nie szkodzące, ale szkodliwe dla innych roślin konkurujących z nią warunki rozwoju (światło, minerały z gleby itp.). Grzyby co prawda zostały już wyjęte w klasyfikacji przyrodniczej z królestwa roślin i stanowią odrębne królestwo, ale wiele wskazuje, że takie numery też potrafią robić. Może dodatkowo uwalniają w powietrze jakieś zarodniki w porze nocnej, tak jak rośliny uwalniają alergeny wieczorami w sezonie pylenia i te grzybowe zarodniki zawierają substancje psychodeliczne. Przypadkowy przechodzień może wtedy nieświadomie wejść w chmurę psychodelików w okolicy takiego kręgu. Tak sobie spekuluję, abstrahując od paranormalnych wyjaśnień tego zjawiska.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~Tomek