niedziela, 12 października 2025

Taniec ,,wróżek’’ jako środek ,,transportu’’

Nie wszystkie dawne opowieści o wróżkach, skrzatach i cudownych zjawiskach zniknęły bez śladu w otchłani czasu. Historia wciąż przywołuje współczesne  ślady wydarzeń, które pozwalają przypuszczać, że folklor naszych przodków nie był jedynie zbiorem zabobonów ani wyobraźni prostych ludzi. W każdej legendzie, w każdym przekazie, kryje się ziarnko prawdy subtelna nić łącząca świat materialny z tym, co niewidzialne i niepojęte. 


Wiele niezwykłych zdarzeń rejestrowano także w czasach współczesnych, co sugeruje, że subtelny cień dawnych wierzeń wciąż unosi się nad światem, towarzysząc pewnej grupie wyczulonych obserwatorów. Jednym z takich niezwykłych świadectw jest opowieść o „tańcu wróżek” – zjawisku, rzekomo zaobserwowanym w Polsce po 1945 roku, którego niezwykłość i rzadkość budzą zachwyt i zdumienie. Świadkiem tego niecodziennego wydarzenia był znany turysta i myśliwy, Zygmunt Wąsiewicz, który z fascynacją dzielił się swoją relacją z Władysławem Boczonie. Ten z kolei włączył historię do tomiku Klechdy gorlickie, wydanego w 1990 roku.

„Z racji moich zamiłowań służbowych i pozasłużbowych często przebywałem w rejonie  leśniczówki w Bielance. Już kilkakrotnie zauważyłem, że w tym rejonie dzieją się zastanawiające rzeczy. Ostatnio, gdy w księżycową noc wybrałem się zasadzić na dzika, przeżyłem największe emocje.

Gdy byłem już na wysokości budynku gospodarczego, zobaczyłem nagle wyłaniające się z mgły i zarośli zgrabne i piękne dziewoje, nimfy leśne, jakby płynące wokół leśniczówki. Ubrane były tylko w zwiewne, muślinowe szaty, prawie przezroczyste. Choć nie jestem człowiekiem nazbyt uczuciowym, musiałem się przytrzymać bliskiej osiki, aby nie upaść z wrażenia.

Nimfy wybiegły na pobliską łączkę, gdzie zaczęły tańce i swoisty taniec brzucha. Tak się zabawiały z pół godziny, wreszcie udały się grupką w trawę, twarzami do Księżyca, a po pewnym czasie zaczęły nucić smętną melodię, ni to psalm, ni to pieśń. Nie wszystkie słowa zapamiętałem, bo byłem sztywny z wrażenia, ale nuciły mniej więcej tak:

 

„My, co noc w pocie czoła,

Tu biegamy dookoła.

Gdzieś się podział ukochany!

Już tak długo cię szukamy!

Byle pętak się nie liczy,

Kto nas dzisiaj zakotwiczy?

Przybądź, przybądź ukochany,

Niech się dłużej nie tułamy!

Gdzieś odeszłeś od nas w świat,

Powróć jak za dawnych lat.

Zaprowadź nas na pokoje,

Gdzie łóżeczko i napoje,

Hosanna ! Hosanna!”

 

Gdy zaczęły spoglądać w moją stronę, pomyślałem, że to może o mnie chodzi, ale gdy wyszedłem na łąkę, nimfy rozpłynęły się w poświacie księżycowej. Radziliśmy z leśniczym do rana, co to może znaczyć, potem zakupiliśmy od księdza w Szymbarku święconej wody i kropiliśmy nocą po całej łące, ale następnej nocy nimfy znowu wypłynęły z zarośli i dalej wyczyniały swoje egzekwie. Nie wiedzieliśmy w końcu, jak oswobodzić rejon łowiecki od tych, pokutujących chyba, dziewic”.

Zatrzymajmy się jeszcze na moment w czarodziejskim świecie wirujących wróżek  istot, które od wieków pojawiały się w opowieściach naszych dziadków i pradziadków. Fascynujące jest to, że podobnie jak w przypadku UFO, ich obecność wydaje się dostępna tylko dla nielicznych świadków. Tego rodzaju zjawiska przypominają relacje związane z obserwacjami niezidentyfikowanych obiektów latających, kontaktami ze zmarłymi czy opisami pochodzącymi z seansów spirytystycznych. Niemiecki badacz Johannes Fiebag potwierdza tę niezwykłą korelację w swojej książce Gwiezdne Wrota (s. 71). Wspomina tam ciekawy przypadek, który miał miejsce około 1972 roku w okolicach Walsrode w Dolnej Saksonii.

„Miałem wówczas 7 - 8 lat. Pamiętam, że były wakacje. Tego dnia bawiliśmy się w trójkę  - moja młodsza o dwa lata siostra, jej przyjaciółka i ja - na skraju pobliskiego lasu, gdzie zbudowaliśmy sobie szałas. Tam, gdzie kończy się las i zaczyna pole, biegną tory kolejowe. Jakieś 200 metrów od miejsca, gdzie się zwykle bawiliśmy, przecina je droga. Niespodziewanie usłyszeliśmy głosy, które dobiegały nas jakby z przeciwległej strony torów, a więc od strony pola. Zboże mogło mieć około 20 cm wysokości. Zauważyliśmy pięć dziewczynek w ślicznych białych sukienkach, które stały w kółku. Zwrócone do środka, ręce wyciągały w górę. Trzymając się tak razem, tańczyły w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara, śmiały się i głośno chichotały. Przepełniała je bezgraniczna radość. Razem z siostrą postanowiliśmy, że zapoznamy się z nimi. Udaliśmy się więc w miejsce, gdzie tak wesoło się bawiły. Ogromnie się zdziwiliśmy, gdy po przebiegnięciu 300 metrów spostrzegliśmy, że w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą tańczyły dziewczynki, nikogo nie było. Mało tego, żadne źdźbło  nie zostało zadeptane. Długo rozglądaliśmy się po polu, nic z tego nie pojmując. Od tamtego dnia ciągle poszukuję logicznego wytłumaczenia tego zdarzenia”.

 

Ich rówieśniczka, przechodząca w tym samym czasie tą samą drogą w stronę przyjaciół, powinna również dostrzec tańczące postacie. Okazało się jednak, że zupełnie niczego nie zauważyła. To zjawisko jest charakterystyczne dla relacji związanych z obserwacjami UFO czy objawieniami maryjnymi  doświadczenie dostępne jest jedynie wybranym, podczas gdy inni świadkowie pozostają całkowicie nieświadomi niezwykłego zdarzenia.

Co więcej, po iluzorycznym tańcu wróżek nie pozostał żaden materialny ślad  nie powstał żaden krąg ani wyraźny znak na ziemi. Może to sugerować, że całe zajście rozegrało się nie w świecie fizycznym, lecz na poziomie świadomości dzieci. Ich percepcja mogła zostać na moment wciągnięta w inną rzeczywistość, która zsynchronizowała się z ludzką psychiką. W rezultacie pojawiły się obrazy wydobyte z głębin podświadomości  lub też, być może, świadomie im zaindukowane.

W 2017 roku zetknąłem się z niezwykłą historią, która dotyczyła iluzorycznego ogniska oraz unoszących się w powietrzu, tańczących postaci. Świadkiem tego zjawiska był mieszkaniec Glinika na Podkarpaciu miejscowości, w której, jak już pisałem w mojej książce UFO nad Podkarpaciem, wielokrotnie dochodziło do zdarzeń o charakterze paranormalnym.

Według relacji, wydarzenie miało miejsce około roku 2000, na zupełnym odludziu, w miejscu od dawna owianym aurą niezwykłości. To właśnie tam już wcześniej obserwowano inne zagadkowe zjawiska, które do dziś budzą pytania i niepokój.

 

„Szedłem  do dziewczyny, ale to nie było bardzo późno w nocy, trochę jesienną porą i ciemno było. Idę ‘normalnie’ jak zawsze, nic nie słychać, ja tam 3 lata chodziłem po ciemku to mi to nie robiło różnicy. I patrzę: łuna na niebie, czerwona taka, ogień wyżej od domu, strasznie się paliło, ognisko ogromne. Głosy bawiące się śpiewają, śmieją się, nie tylko męskie, damskie głosy też. Jedno, co później się zastanawiałem, jak się ludzie bawili koło ogniska - to przecież  nie widać cieni przy tej łunie. A ja ich widziałem - jak oni tańczą, tych cieni było mnóstwo. Muzyka była, ale oni zagłuszali tymi swoimi śmiechami. To były takie nieduże cienie, to się tak obracało. Nie wiem, chyba mnie to wyczuło, przyspieszyłem kroku, uszedłem może 20 - 30 metrów, a tu łuny nie ma, ognisko się nie pali, a cienie znikły. Zeszło mi z 3 minuty, aby dojść do ogniska, to jak ja doszedłem, to gdzie byli ci ludzie? Jakby ludzie się bawili, pili, to bym ich słyszał. Ognisko zostało, takie koło i żar, ale od tego nie biło ciepło, no to żem dotknął -  zimne. Minęło 8 godzin jak wracałem z powrotem, to już tutaj nawet popiołu nie było”.

 

Podobne zdarzenie, niemal identyczne z tym z Glinika, przekazał mi badacz Krzysztof Dreczkowski. W trakcie swoich badań natknął się na opis zawarty w książce czeskiego pisarza i badacza zagadek, Otomara Dvořáka, pt. Neuvěřitelné jevy a podivuhodné bytosti. Autor zgromadził tam liczne relacje dotyczące niezwykłych zjawisk i istot z pogranicza folkloru, a jedna z nich zadziwiająco przypomina historię mieszkańca Podkarpacia. Takie zestawienie sugeruje, że nie mamy do czynienia z odosobnionym przypadkiem, lecz z pewnym powtarzającym się schematem. Zjawiska te występują w różnych regionach Europy, wśród ludzi, którzy nigdy się nie znali. Można odnieść wrażenie, że są częścią szerszego kontekstu  jakby od wieków istniała równoległa rzeczywistość, która od czasu do czasu przecina się z naszą, zostawiając ulotne, lecz niezapomniane obrazy.

 

Stało się to w czasie, kiedy zamek Sovinec u Bruntalu był jeszcze olbrzymią a niezdobytą twierdzą. Strażnik kończący wartę w listopadową noc i czekający na jego wymianę w pewnej chwili zauważył coś nietypowego: w gęstej ciemności przeciwległej Tvaroznej góry zabłysło światło. Przebiegła mu myśl, czy to pożar? Światło rosło w siłę, a mężczyzna na wieży nie wierzył własnym oczom. W boku góry otwierało się jakieś skalne przejście, a pod nim płonęło ogromne ognisko. Dookoła ognia tańczyły postacie dziwnych istot z krótkimi nogami i wielkimi głowami. Strażnik odgadywał, że żadna z nich nie była większa od siedmioletniego dziecka. Skrzaty trzymały się za ręce i tańczyły w kręgu dookoła ognia. Zaszokowany strażnik usłyszał jeszcze dziwny śpiew i muzykę, której dźwięczne tony przypominały cymbały. 
W pewnym momencie wszystko zgasło, tak jak wtedy, gdy człowiek zdmuchnie świecę. Ciemność nocy wydawała się być jeszcze czarniejsza niż przedtem. Na drugi dzień strażnik przeszedł okolice wzgórza wzdłuż i wszerz, ale po nocnym tańcu nie znalazł tam najmniejszego śladu. W miejscu, gdzie widział jaskinię z ogniskiem, leżał wielki kamienny bałwan obrosły mchem, którym by nie poruszyli ani wszyscy ludzie ze wsi”[1].

 

W wierzeniach ludowych Hucułów w Karpatach Wschodnich występują  magiczne, tańczące istoty, które zwane są ‘Niawki’. Miały one tańczyć na połoninach i pozostawiać po sobie
w trawie koła:

 

„Złapawszy się za ręce, tworzą wirujące koło. W takiej chwili niczego nie widać, tylko czerwieni się coś w tym miejscu, bo z tyłu wszystko mają otwarte”[2].

 

Wydeptany w miejscu tańców krąg Huculi nazywają ihrowyszcze. Według tradycji stanowił on przestrzeń zaklętą, pełną niebezpiecznej mocy. Wierzono, że ten, kto nieopatrznie przekroczył granicę takiego kręgu, narażał się na pomieszanie zmysłów  jakby ludzka psychika nie była w stanie udźwignąć kontaktu z tym, co należało do innego świata. Czyżby zatem opisywana przez nich czerwień, pojawiająca się w miejscu tańców, była niczym innym jak pradawną interpretacją zjawiska, które współcześnie znamy jako świecące kule (BOL – Balls of Light)? W folklorze przybierały one postać ognistych kręgów i płomieni, podczas gdy dzisiejsi świadkowie mówią o kulistych światłach unoszących się nad ziemią, po których nierzadko pozostają wypalone kręgi lub pierścienie.

Ta paralela prowokuje do refleksji: być może dawni pasterze i wędrowcy, nie znając pojęcia „zjawisk świetlnych”, opisywali je językiem dostępnym ich kulturze  w formie wróżek, demonów czy istot tańczących w kręgu. Z kolei współczesne obserwacje BOL-ów wskazują, że pod powierzchnią legend kryje się realne zjawisko, które wciąż powraca, choć przybiera inne maski, dopasowując się do epoki i świadomości ludzi.

Rolnik z Penrhyndeudraeth w Walii – Dafydd Fawr – przeżył w 1896 roku coś, co dzisiaj bez wahania można by nazwać Bliskim Spotkaniem Trzeciego Stopnia. Wracając do domu, dostrzegł na niebie spadającą gwiazdę, a chwilę później jego oczom ukazał się widok zupełnie niezwykły: z płonącej obręczy wyłoniły się dwie małe istoty. Na ziemi nakreśliły krąg i zaczęły wokół niego tańczyć. Zaskoczony Dafydd zauważył, że do magicznego tańca niespodziewanie dołączyli inni uczestnicy  mężczyźni i kobiety, którzy pojawili się jakby znikąd. Po chwili dwie małe istoty powróciły do obręczy, po czym uniosły się w górę i odleciały, a pozostałe postacie rozpłynęły się w powietrzu. Gdy rolnik dotarł wreszcie do swojego domu, odkrył, że w niewytłumaczalny sposób utracił aż trzy godziny czasu.

Historia ta nosi w sobie wszystkie cechy klasycznych relacji ufologicznych: spadającą „gwiazdę” (czyli obiekt świetlny), pojawienie się istot z ognistego portalu, wyrysowanie kręgu, a przede wszystkim fenomen utraconego czasu  element znany z niezliczonych współczesnych raportów o bliskich spotkaniach. Na szczególną uwagę zasługuje motyw narysowanego okręgu, który stał się bramą do innego wymiaru. Czyż nie przypomina to opisywanego wcześniej przypadku kobiety z Anglii z 1650 roku, która  posługując się kręgiem – przyzwała duchy? Analogia jest niemal uderzająca. A jednak, choć w tym walijskim epizodzie widać wyraźne paralele z ufologią, istnieją również relacje, które wydają się zupełnie oderwane od tematu UFO. Jedna z nich dotyczy pewnej rodziny, która zaobserwowała tańczące istoty  istoty, które z obcymi cywilizacjami nie miały nic wspólnego. Mimo to w obu przypadkach pojawia się wspólny i zagadkowy motyw tańca, który niczym echo przewija się przez folklor, legendy i współczesne raporty.

W dokumentalnym filmie The Fairy Faith, który miałem okazję obejrzeć, przedstawiono niezwykłe historie związane z wróżkami (fairies) z różnych zakątków świata. Jedna z nich dotyczy rodziny z Nowej Szkocji, która na początku lat 80. XX wieku podczas rodzinnego pikniku nad rzeką  doświadczyła zdarzenia, które całkowicie przerwało ich spokojny wypoczynek. W pewnym momencie w pobliżu pojawiły się przedziwne istoty  tańczyły w takt muzyki, która zdawała się dochodzić znikąd. Widok był tak niezwykły, że pozostawił trwałe wrażenie na wszystkich obecnych. Co ciekawe, świadkowie zdecydowali się podzielić swoją historią dopiero po 25 latach, długo skrywając doświadczenie, które wymykało się wszelkim racjonalnym wyjaśnieniom.

Poniżej przedstawiam zapis rozmowy z uczestnikami zdarzenia, który został udokumentowany w filmie:

Kobieta: „Czuję obawę, wracając w to miejsce, z powodu doświadczeń, które miałam. Próbuję przełamać strach”.

Narrator: „To pierwszy raz od 25 lat, kiedy Mary Jane Rose i jej córka April powróciły w to miejsce. Było to niegdyś ich ulubione miejsce do piknikowania całą rodziną”.

Kobieta: „Usłyszałam dźwięk i spojrzałam w górę - to miejsce jest odosobnione, tu nie było niczego, co mogło wydawać taki dźwięk. To była najdziwniejsza muzyka, jaką słyszałam. Coś w rodzaju głosów, instrumentów - nie do opisania. Spanikowałam. Powiedziałam chłopcom, że wracamy. Próbowałam wyciągnąć najmłodszego z wody, ale on stawiał opór. Spytałam najstarszą córkę, czy też to słyszy i potwierdziła, i wtedy przestraszyłam się jeszcze bardziej, bo wiedziałam, że mi się nie przesłyszało. Porwałam chłopców i wrzuciłam ich
do samochodu i ponagliłam córkę, by się pospieszyła”.

Córka: „Zeszło jej (matce) kilka minut, a gdy w końcu wsiadła, mówiła: „Nie oglądaj się, nie oglądaj się”. Oczywiście nie posłuchałam i spojrzałam w tył. Zobaczyłam jednego z nich, z tych istot, wychodzącego z krzaków i podążającego do reszty, która już tam stała. Ten, który wyszedł, dołączył do kręgu i wszyscy zaczęli tańczyć. Udawałam, że nic nie widziałam, bo bałam się reakcji mamy. Po powrocie do domu mama ciągle powtarzała nam, że jeśli komuś o tym opowiemy, to spotka nas nieszczęście, więc trzymałam to w tajemnicy. Wspomniałam o tym po raz pierwszy około rok temu”.

Dziennikarka: „Jak tańczyły? Możesz pokazać?”.

Córka  pokazując: „Trzymały się za ręce i podskakiwały w kręgu. Śpiewały - to był ten dźwięk, który słyszałyśmy. Wtapiały się w otoczenie, jakby były przezroczyste. Słyszałam, że ich ciała są zbudowane z czegoś z natury, ale nie jestem pewna. Pewnie nas teraz obserwują i zastanawiają się, co tu robimy i nie zdają sobie sprawy z tego, że o nich rozmawiamy. Nie wydaje mi się, żeby wyszły do nas, chyba że zaczniemy tańczyć” (śmiech).

Zastanawiające jest pytanie, co mogłoby się wydarzyć, gdyby rodzina piknikująca w tym miejscu nagle wpadła w wir dziwnego tańca. Na szczęście matka wykazała się szybką, instynktowną reakcją  być może intuicyjnie wyczuwała coś niepokojącego ze strony istot, które, według relacji córki, wydawały się półprzezroczyste, niemal eteryczne. Warto zauważyć, że całe zdarzenie miało miejsce nad rzeką. Nie jest to przypadek  dawny folklor wielokrotnie odnotowywał spotkania z magicznymi postaciami w pobliżu wody. Również współczesne relacje związane z UFO wskazują na podobną zależność: wiele obserwacji tajemniczych obiektów ma miejsce w pobliżu jezior, rzek czy stawów. Wydaje się, że zarówno postacie baśniowe, jak i niezidentyfikowane obiekty świetlne, w jakiś sposób „ciągnie” w stronę wód, być może ze względu na ich symboliczne lub energetyczne znaczenie.

Ten szczegół obecność rzeki i bliskość natury nadaje opowieści głębszy, archetypowy wymiar. Woda staje się nie tylko tłem zdarzenia, ale miejscem, w którym granice między światem codziennym a światem niezwykłym zostają najczęściej przekroczone. W Irlandii, w latach powojennych, pewna młoda dziewczyna, wysłana przez ojca po wodę, natknęła się w drodze powrotnej na niezwykły widok: małych ludzi tańczących w kręgu na wzgórzu. Z jej relacji wynikało, że istoty były ubrane w czerwone, zielone i niebieskie stroje, a na głowach nosiły charakterystyczne czapki. Teren był wówczas bardzo słabo zaludniony, co dodatkowo potęgowało niezwykłość zdarzenia. Dziewczynka szybko poczuła, że nie są to zwykli ludzie, i że powinna przestać im się przyglądać. Historię tę opowiedziała dopiero wiele lat później swojemu synowi, kiedy usłyszała w lokalnej stacji radiowej o innych, podobnych przypadkach zapisanych w irlandzkim folklorze.

Jeżeli przyjąć, że relacje są wiarygodne  a wiele z nich rzeczywiście nie budzi wątpliwości pozostaje jedno pytanie: dlaczego te dziwne istoty, niczym zaklęta mantra, wciąż wykonują taniec w kręgu? Z perspektywy współczesnego obserwatora może się to wydawać absurdalne, lecz być może kryje się w tym głębszy sens  coś, czego ludzki umysł jeszcze nie potrafi w pełni pojąć. W wielu kulturach taniec był formą rytuału, pozwalającą istotom nadprzyrodzonym koncentrować energię lub wpływać na otoczenie. Krąg, jako geometryczna figura, symbolizuje ciągłość, ochronę i granicę między światami. Stąd taniec w kręgu mógł być sposobem na zabezpieczenie „swojej przestrzeni”.

W licznych relacjach  zarówno współczesnych, jak i dawnych  pojawia się zjawisko utraconego czasu lub zmienionego poczucia rzeczywistości. Taniec w kręgu mógł być więc manifestacją innej percepcji czasu, działaniem „poza naszym światem”, które dla istot magicznych było naturalne, a dla ludzi nadprzyrodzone. W folklorze krąg funkcjonuje jako symbol bezpiecznej granicy i magicznej przestrzeni. Postacie w nim tańczące zdają się istnieć w innym wymiarze; osoby z zewnątrz dostrzegają jedynie fragment, a czasem wcale. Przekroczenie granicy często wiąże się z „pomieszaniem zmysłów” lub utratą orientacji. Powtarzalny rytm i ruch w kręgu mógł być postrzegany jako aktywacja portalu  symbolicznego lub realnego  w którym istoty z innego wymiaru manifestowały swoją obecność. Wybrani ludzie mogli dzięki temu doświadczyć przejścia do innej rzeczywistości lub odbioru niezwykłych wizji. W ten sposób folklor, legendy o wróżkach i współczesne obserwacje UFO łączą się w spójny wzorzec: krąg i rytuał ruchu stają się granicą między światami, miejscem, gdzie fizyczne i metafizyczne przenikają się w niezwykły, niepojęty sposób.

Taniec w kręgu, powtarzalny i niemal rytualny, jawi się jako most między światami. Woda, rytm  czasem wspierany muzyką  oraz geometryczna forma kręgu stają się portalem, miejscem, w którym granice rzeczywistości ulegają zatarci. Dźwięk i muzyka nie otwierają fizycznych bram, lecz mogą pełnić rolę „bramy percepcyjnej”, pozwalając umysłowi wejść w inne stany świadomości. Subiektywnie odbierane bywa to jako przeniesienie do innej rzeczywistości. Takie doświadczenia często wprowadzają w trans lub odmienne stany świadomości  podobnie jak rytuały szamańskie, bębnienie w transie, mantry czy śpiewy mnichów.

Rytm i powtarzalność tańca mogą zmieniać percepcję czasu i przestrzeni, wywołując uczucie „przeniesienia” w inne miejsce lub wymiar. Jednocześnie pobudzają fale mózgowe alfa i theta, typowe dla medytacji, snu czy głębokiego skupienia. Wszystko to razem bywa odbierane jako „przejście” do odmiennego stanu świadomości. Choć ludzki umysł próbuje racjonalnie wyjaśnić te zdarzenia, pozostaje w nich coś, czego nie sposób objąć rozumem. Echo dawnych legend, folkloru i współczesnych obserwacji prowadzi do jednego wniosku: świat jest większy i bardziej tajemniczy, niż potrafimy sobie wyobrazić. A taniec w kręgu  prosty, powtarzalny, pradawny  wciąż przypomina nam o tym, że granice między tym, co znane, a tym, co niezwykłe, są cieńsze, niż chcielibyśmy wierzyć.

__________________________________________________________________

Chciałbym dorzucić tutaj kilka własnych uwag. Część Czytelników już wie, że pracuję nad nową książką poświęconą żywemu folklorowi   i najprawdopodobniej publikacja będzie dostępna jesienią/zimą 2026 roku. W książce znajdzie się ponad 25 nowych, niepublikowanych wcześniej relacji związanych z żywym folklorem. Poruszę także tematy dotyczące wiedźm i  słowiańskiej Baby Jagi oraz inne kontrowersyjne i mało znane wątki. Dodatkowym atutem będzie rozdział napisany przez jednego z moich Czytelników, który zajmuje się m.in folklorem i tematyką nieznanego. Rozdział będzie bardzo oryginalny i mało znany w tematyce żywego folkloru. 

Jeśli sami doświadczyliście podobnych zdarzeń lub znacie takie historie od swoich bliskich, proszę o kontakt na adres: arekmiazga@gmail.com   będzie jeszcze czas aby dodać je do książki.



[1] http://arekmiazga.blogspot.com/2017/09/glinik-spotkania-z-paranormalna-sia.html

[2] http://naludowo.pl/kultura-ludowa/wierzenia-oraz-demonologia-ludowa-huculow-huculszczyzna-hucul-religia-pochodzenie-huculi.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz komentarz: