niedziela, 1 stycznia 2023

Igraszki superspektrum ?

Arkadiusz Czaja w swoim bardzo interesującym artykule próbuje odpowiedzieć na pytanie jaka siła bądź żywioł ukrywa się pod wieloma maskami, która w różnych okresach funkcjonowania ludzkości przyjmowała różne oblicza w celu wywierania określonych wpływów m.in na naszą psychikę.



Autor artykułu Arkadiusz Czaja

https://poszukiwaczenieznanego.blogspot.com/2022/12/igraszki-superspektrum.html


Gdy w latach 40 ubiegłego wieku Michael Carrouges wskazywał, że wraz z nadejściem maszynowej ery "nastąpiło dziwne przeniesienie wizerunków bóstw opiekuńczych, tych z mitologii i religii na wizerunki nowych międzygwiezdnych protektorów", nikt za bardzo nie myślał o tym, co nam przyniosą następne dekady. Carrouges określił mit zbawcy, który — jak mówił - "możemy znaleźć zarówno w opowieści Adamskiego, jak i w różnych powieściach science fiction" Czy Adamski wszystko sobie wymyślił, czy może miał jakieś telepatyczne kontakty podczas studiowania swoich hobby, nie gra tutaj wielkiej roli, ponieważ cała sytuacja latających spodków i "Marsjan" dopiero miała się rozwinąć.

C.G. Jung odnośnie do nowego zjawiska nazywanego "latającymi spodkami",  był przekonany, że badanie danych i analiza snów dowodzą, iż są to jednoczące obrazy produkowane przez nieświadomość o funkcji uspokajającej przed stanem zbiorowego oszołomienia, który charakteryzował lata powojenne. Nie wykluczał jednak hipotezy wspieranej przez teorię synchroniczności, postrzegania konkretnych rzeczywistości fizycznych, niedających się jeszcze wykryć za pomocą instrumentów naukowych. Można by to nazwać pierwszymi krokami badania nieznanego fenomenu, bo fenomen ów  jest stary jak świat  lecz wcześniejsze unaocznienia, charakteryzowały się tylko opisywaniem go, lecz nie podejściem od strony badawczej.

Około 20 lat po pracy Carrougesa, na scenie pojawili się John Keel i Jacques Vallee, a wraz z nimi powstał nowy nurt ufologii, oparty na tzw. hipotezie parafizycznej, o której pierwsze wzmianki pojawiły się wraz z opublikowaniem w 1969 r. tekstów w ramach książki: "Passport to Magonia" autorstwa Vallee oraz dwóch książek Keela "Strange Creatures from Time and Space" i " Operation Trojan Horse". Keel wiele podróżował, badając całe spektrum paranormalnych zjawisk, a owocem było kilka, jak na mój smak bardzo ciekawych książek. Giovanni Pellegrinow w swoim artykule słusznie podsumował przekonania naszego podróżnika:

"Keel doszedł do przekonania, że ufologia, opowieści o wróżkach, gnomach i elfach, seanse, zjawiska paranormalne, spotkania ze strasznymi istotami [...] to wszystko tajemnicze zjawiska, które pochodzą z tej samej nieznanej rzeczywistości, przejawiającej się w ludziach (istotach?), którzy od czasu do czasu lubują się w kameleonowych przebraniach. Keel tak sformułował swoją słynną teorię "konia trojańskiego": Zgodnie z tą teorią, UFO i inne tajemnicze zjawiska były niczym innym jak dosłownymi, "końmi trojańskimi" używanymi przez nieznaną rzeczywistość do warunkowania i manipulowania ludźmi od początku historii ludzkości. Ta nieznana rzeczywistość dopasowywała się w poszczególnych okresach do istniejącego w nich kontekstu historycznego, społecznego i kulturowego, aby łatwiej nimi manipulować. Mówiąc inaczej, Keel argumentował, że dzisiaj ta nieznana rzeczywistość ukazuje nam się jako kosmici, ponieważ znajdujemy się w epoce kosmicznej, natomiast w średniowieczu przybierała postać wróżek, gnomów i elfów, dlatego iż to przebranie było bardziej wiarygodne w tamtym okresie historycznym. Keel przejął wiele z rozważań Charlesa Forta, który był przekonany, że rasa ludzka jest własnością tajemniczych bytów, które uważały ludzi za swoją własność. Jak i Fort, Keel wysunął hipotezę, że wokół nas istnieje niewidzialny świat, który manipuluje nami i naszymi przekonaniami"

Amerykański badacz zauważył, że spotkania z latającymi spodkami obejmowały również tajemnicze zjawiska, których nie można było wyjaśnić ideą, że UFO to statki kosmiczne obcych cywilizacji. Nadmienił, że istnieje związek między różnymi tajemniczymi zjawiskami, które wydawały się nie mieć ze sobą związku. W swojej teorii nie obawiał się żonglować incydentami z fali obserwacji fantomowych sterowców, która miała miejsce w różnych stanach USA w latach 1896-1897, a także zjawiskiem poltergeista. W sumie większość tajemniczych incydentów wywodzi się z tej samej nieznanej rzeczywistości, która przedstawiała się ludzkości za pomocą wielokrotnych inscenizacji, faktycznie niekiedy nie cackając się ani z ludźmi, ani ze zwierzętami.

Według Keela źródło wszystkich tajemniczych zjawisk tkwi w aktywności i mocy "superspektrum", ta nieznana rzeczywistość (zwana w średniowieczu jako Fairyland lub, według Vallée, Magonia) nie znajduje się w równoległych wymiarach czy wszechświatach, ale raczej w regionie naszego wszechświata w części widma elektromagnetycznego, niedostrzegalnego dla nas ludzi. Ten sam wniosek znajdujemy już, choć ze zrozumiałą inną terminologią, w tekście   Roberta Kirka spisany w 17 wieku.

Jacques Vallee, biorąc pod uwagę zjawiska wykraczające poza zwykłe doświadczenie zmysłowe, zauważył podobieństwo między pewnymi zdarzeniami występującymi w folklorze (takimi jak spotkania z wróżkami), współczesnymi bliskimi spotkaniami z rzekomymi ufitami i innymi zjawiskami paranormalnymi. W swoich art. nieraz wykazał, że incydenty abdukcji, systemy kontroli ziemskiej ewolucji aktywne w historii ludzkości, zawsze miały wpływ na ogólne zachowanie ludzi. Według jego hipotezy byty te nie pochodzą z Kosmosu, ale z wymiaru równoległego do naszego ("świata Magonii"). W średniowiecznym folklorze Magonia to świat zamieszkany przez wróżki, gnomy, elfy czy gobliny, o których mawiano, że podczas sprzyjających okolicznościach mogą uzyskać dostęp do naszego świata, a w niektórych przypadkach uprowadzić ludzi do swojego "okultystycznego królestwa". Hipoteza robocza francusko-amerykańskiego badacza nie różni się więc zbytnio od hipotezy jego kolegi Keela. Tu trafny cytat Pellegrinego:

"Według Vallee mieszkańcy wymiaru Magonii od początku historii ludzkości dbali o to, aby w różnych epokach historycznych utrzymywał się klimat społeczny, kulturowy, polityczny i religijny zgodny z ich celem i założeniem, które w różnych epokach historycznych jest zawsze zasadniczo takie samo, a mianowicie, aby wywierać swój wpływ i kontrolę na wierzenia i zachowania istot ludzkich. Innymi słowy, parafizyczne byty wymiaru Magonii (wszechświat równoległy do naszego, lub jak kto woli wymiar równoległy do naszego) zawsze i w każdym przypadku chcą utrzymywać we wszystkich epokach historycznych "nastrój" i "kształtowanie świata", które umożliwiają im manipulowanie ludźmi. Dlatego też, kiedy zdają sobie sprawę, że gdy klimat społeczno-kulturowy ulega zmianom, które mogłyby stworzyć problemy z ich celem i kontrolą, natychmiast, tak jak czyni to termostat — pracują nad przywróceniem klimatu społeczno-kulturowego, nastroju zgodnego z ich założeniem.

Mieszkańcy Magonii przez cały czas kompilują klimat sprzyjający realizacji ich celów i robią wszystko, aby go utrzymać w niezmienionym stanie. W związku z tym ich zachowanie byłoby porównywalne z działaniem termostatu, który po osiągnięciu w domu pożądanej przez właściciela temperatury dba o to, aby nie dochodziło do wahań, nie było zbyt zimno ani zbyt gorąco. Według Jacques'a Vallee mieszkańcy Magonii tworzą trzy strategie, aby stworzyć i utrzymać "efekt termostatu". Już od zawsze straszyli ludzi poprzez przybieranie wyglądu niecodziennych istot. Tworzyli przerażające sytuacje jak przypadki wampiryzmu i wilkołactwa. A także preparowali atrakcyjne i przyjemne sytuacje, na przykład poprzez tworzenie fascynujących istot jak wróżki. Nie można też zapominać o zachowaniach wywołujące u ludzi dezorientację, np. zachowania sprzeczne lub pozbawione sensu. "

Także Janet Bord w swojej pracy "Mali ludzie" podkreśla, iż: "We współczesnym świecie dochodzi czasem do zdarzeń, które świadczą o bliskości naszego świata z innym, którego nie możemy zobaczyć, ale który jednak wchodzi w interakcje z naszym własnym". Tym samym w pełni podpisuje się w tym zakresie pod opinią wielebnego Kirka, który opisał wróżki jako "niewidzialny lud, który strzeże ludzi i ma inne zadania i zdolności niż my[...] żyją w wymiarze nałożonym na nasz, choć dla większości niemożliwe jest, aby ich zobaczyć." Bord, podobnie jak Keel i Vallée, uważa, że świat wróżek i jego byty są niewidoczne dla większości, ponieważ istnieje na innej częstotliwości wibracyjnej:

"Możliwe, że 'inny świat' lub 'świat równoległy', lub królestwo wróżek, lub jakkolwiek chcesz to nazwać, jest naprawdę tak blisko, że dzieli go od nas tylko słaba przepona. Jednak nie jest do przejścia dla zwykłych śmiertelników, chyba że jest się w stanie na chwilę lub dwie osiągnąć idealne warunki i ogarnąć szybkim spojrzeniem to, co jest tam po przeciwnej stronie. Zazwyczaj nasze umysły są zbyt zagracone, aby znaleźć się na właściwej długości fali, lub w stanie receptywnym [...] Wydaje mi się, że istoty te żyją w innym świecie, równoległym do naszego, gdzie rytm wibracji jest inny niż nasz. [...] Nigdy nie widzimy ich takimi, jakimi są, właśnie z powodu różnych rytmów wibracji naszych  czasoprzestrzeni. "

Brzmi to jakoś bardziej przekonująco niż inne teorie zeszłego wieku. Myślę, że przedziwne fenomeny na niebie to nie statki Marsjan, to raczej zjawisko, które towarzyszy lub jest podmiotem przechodzącym do naszej czasoprzestrzeni. Fenomen UFO jest tylko częścią zjawisk tego typu, wspomniane wróżki i gnomy mają więcej wieków na karku niż szaraki. A wcześniej? Te wszystkie przedziwne kreatury średniowiecza, które uwieczniono na obrazach i opisano w kronikach. Także i te piszą się w kategorię superspektrum. Wprawdzie nie mam pojęcia, dlaczego chcą się tu u nas wyszaleć, ale jedno jest pewne, robią to od zawsze. Być może owi bogowie, którzy pojawiali się na naszej planecie tysiące lat temu i przez dzisiejszych Denikowców postrzegani jako starożytni kosmici, tak naprawdę byli tylko kolejną odsłoną tego samego fenomenu. Ponadto nieraz mamy do czynienia z czymś bardziej niezrozumiałym. Pomijam już założenie, że "kosmici" zabierają ludzi, żeby ich zbadać, bo chcą się więcej dowiedzieć o naszym gatunku. Gdyby pozyskali dokumentację szpitalną, gdyby przeczytali to, co znajduje się w bibliotekach i Uniwersytetach, mieliby więcej pojęcia o życiu i zdrowiu ludzi, niż poprzez uprowadzenie Wolskiego i nie byliby tacy zdziwieni, oglądając sztuczne zęby Barney'a Hilla. Weźmy np.: zagadkową śmierć bydła i innych zwierząt, którym usunięto wybrane organy. Gdyby ktoś chciał to zrobić bardziej dyskretnie, nie byłoby problemu, można by je pozyskać w inny sposób bez zwracania uwagi. To samo dotyczy fenomenu UFO, nikt chyba nie uważa, że "statek kosmiczny" potrzebuje tyle światła, na pewno nie żeby oświetlić sobie drogę. A jednak niekiedy ten fenomen świeci na niebie jak choinka, innym razem jest tak dobrze zamaskowany, że gdyby nie urządzenia, jak radar lub kamera w podczerwieni, nigdy byśmy go nie zobaczyli. Kolejnym absurdem są inne fenomeny. Większość czytelników na pewno zetknęła się już z przypadkiem, o którym pisał Vallee, chodzi o incydent, gdy w powietrzu pojawiła się para rąk, które usiłowały uprowadzić pewną kobietę. Podobne przypadki miały miejsce około 50 lat wcześniej w okolicach Dartmoor w Anglii. Para upiornie owłosionych rąk atakowała kierowców, motocyklistów, a nawet zaprzęgi kuców usiłując je sprowadzić z drogi. Ci, którzy przeżyli, opisali parę rąk, która nagle chwytała za kierownicę, powodując wypadek. Nie tylko drogi stały się niebezpieczne, pewna kobieta relacjonowała że owe owłosione ręce pełzały po oknie jej domu. Może my jesteśmy w jakiś sposób zaprogramowani, żeby nie móc zrozumieć tych dziwności? Charles Fort, autor z lat 20. ubiegłego wieku, doszedł do wniosku, że ziemia jest "własnością" kogoś lub czegoś. Ivan Sanderson, znany biolog z lat 60., powiedział, że nasza planeta to "farma", a my jesteśmy plonem! Tysiące ludzi na całym świecie miały zaskakujące spotkania z różnorakimi paranormalnymi fenomenami, jednak jeśli chodzi o twarde dowody — te zdają się rozpływać w powietrzu. I chyba właśnie o to chodzi, bo jak wygląda, ów fenomen zawsze jest szybszy, nieuchwytny i trudny do przewidzenia.


Wykorzystano między innymi:

Axis ✵ Mundi - Magazine of culture, traditional studies, anthropology of the sacred, history of religions, folklore, esotericism, literature of the fantastic. Curated by Marco Maculotti. (axismundi.blog)

Alcune riflessioni sulla teoria del superspettro di John Keel - Nexus Edizioni



6 komentarzy:

  1. W 100 procentach podpisuję się pod koncepcją wielowymiarowych czy ekstraspektralnych istot. Ciężko określić, która z tych koncepcji jest prawdziwa. No i podstawowe pytanie - jakie są cele tych istot, po co one to robią? Dla samej władzy?
    Damian

    OdpowiedzUsuń
  2. Czym jest nieznane jeśli rzeczywistość to symulacja? Czy trzebaby najpierw zapytać czym jest symulacja? Manifestacją jakiejś rzeczywistości na zewnątrz symulacji; nieodłącznym, zaprogramowanym elementem służącym jakiemuś celowi; próbą wpływania jednych symulacji na inne?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko to prawda, dodałbym do tego, że po śmierci też jesteśmy zwodzeni mówi o tym choćby księga umarłych z Tybetu. Generalnie bycie człowiekiem to ciężka praca. Bylic tacy, którzy podpowiadali nam jak żyć, aby ominąć pewne trudności, jednym z najbardziej znanych był Jezus Chrystus, ale oczywiście coraz bardziej pomniejsza i przekłamuje się Jego nauki. Ktoś jednak próbuje nam pomóc tylko, czy my właściwie interpretujemy te sygnały ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jako na górze tak i na dole, tam takie samo cwaniactwo jak tu na ziemi.....

      Usuń
  4. Przypomina mi to dwa tajemnicze zdarzenia mojego życia, których nie potrafię wyjaśnić, a też nie spotkałam się nigdzie z opisami podobnych zjawisk (choć szczerze mówiąc, też jakoś głęboko nie szukałam). Pierwsze zdarzenie miało miejsce, kiedy miałam 19 lat, wydaje mi się, że to były okolice matur, a więc wiosna, rok 2004. Szłam przez miasto z ówczesnym chłopakiem i przyjaciółką, dość szerokim chodnikiem, wszyscy obok siebie. Gadaliśmy o przysłowiowej dupie Maryni, bla bla bla, heheszki, środek dnia, środek Gdańska, prawie pusty chodnik, i nagle jakbym zderzyła się ze ścianą. To było uczucie, jakbym ciałem i twarzą zderzyła się z czymś twardym, np. ze szklanymi drzwiami, czy latarnią, której nie zauważyłam. Odbiłam się od tego czegoś, aż mnie cofnęło. Ale chodnik w tym miejscu był pusty, nic tam nie stało, nikt nie szedł. Pusta przestrzeń na każdej wysokości. Chłopak i przyjaciółka zdążyli przejść kilka kroków dalej, a ja stałam i gapiłam się na powietrze zastanawiając, w co uderzyłam. Kiedy wyciągnęłam rękę, napotkałam jedynie powietrze. Żadnych więcej anomalii. Po chwili normalnie przeszłam przez to miejsce i ruszyliśmy dalej, tyle że wciąż czułam na twarzy i klatce piersiowej niedawny kontakt z twardą powierzchnią. Druga, nieco podobna historia przydarzyła mi się kilka lat później (2011 albo 2012), w innym mieście, innym towarzystkie i całkiem innych okolicznościach. Był 1 listopada, wieczór, a ja wybrałam się z kolegą na obchód warszawskich cmentarzy. Spaderując, postanowiliśmy okrążyć wojskowe Powązki chodnikiem dookoła muru, idąc wzdłuż al. Obrońców Grodna, a następnie skręcając wzdłuż al. Prymasa Tysiąclecia. Tam okazało się, że nie możemy zamknąć koła, bo chodnik jest ślepo zakończony i dalej nie ma przejścia. Postanowiliśmy jednak dojść do końca, pogapić się na jadące samochody i wrócić tą samą drogą. W tamtym miejscu, tuż za zakrętem w al. Prymasa znajdowała się też ostatnia otwarta furtka na cmentarz. Kiedy koło niej przechodziliśmy, nagle poczułam się dziwnie, jakby przez moje ciało coś przeszło. Serce skoczyło mi do gardła, w głowie zaszumiało, własny głos słyszałam jakby z oddali, po czym wszystko wróciło do normy. Mocno się przestraszyłam, ale obejrzałam się, żeby zapamiętać, w którym to dokładnie było miejscu. Kolega zdawał się nic nie zauważyć. Doszliśmy zgodnie z planem do końca chodnika, pogapiliśmy na samochody i zawróciliśmy. Kiedy tylko znaleźliśmy się ponownie na wysokości furtki i weszłam na tą samą płytę chodnikową, co wcześniej, znowu poczułam jakbym przez coś przeszła, jakby powietrze zgęstniało, poczułam serce w gardle, szum w głowie i słyszałam swój głos jakby z oddali. Po czym przeszło, jak tylko zrobiłam krok do przodu. Przestraszyłam się jeszcze bardziej i już bez oglądania się za siebie, wróciliśmy do cywilizacji. Obie te historie nie miały żadnego dalszego ciągu. W obu przypadkach poczułam coś tylko ja, jakbym zetknęła się z jakąś niewidzialną materią, nic za mną nie podążyło, i nic więcej się nie działo ani w tych dniach ani później. Od tamtego czasu zastanawiam się, czy nie koegzystują z nami byty materialne lub półmaterialne, tyle że niewidoczne dla ludzkich oczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za opis zdarzeń pozdrawiam ;)

      Usuń

Napisz komentarz: