środa, 8 lutego 2023

Niebiańskie bitwy i zjawy

Przez całą Europę w okresie średniowiecza przetoczyła się fala fantomowych  ‘’zjawisk’’ na niebie, w postaci krzyży, ognistych tarcz, upiornych postaci czy bitew,  które były obserwowane przez tysiące  osób, które tego typu zjawiska interpretowali zazwyczaj Boskiej lub diabelskiej ingerencji. 





 

W mrokach średniowiecza widywano  na niebie znaki w postaci krwawych krzyży, komet i innych zjawisk, które wiele z nich zapewne zostało mylnie zinterpretowanych i dotyczyło typowych zjawisk astronomicznych, meteorologicznych  lub nawet przyrodniczych  jak choćby halo czy pozorne słońce. Przełom średniowiecza był niezwykle różnorodny w opisy  zjawisk, które  określano umowną nazwą komet, księżyców, słońc na niebie, płonących słupów, krwawych mieczy. W wielu przypadkach niektóre znaki traktowano bardzo złowróżbnie -  jako zły omen.  W średniowiecznych  kronikach możemy natrafić na  słowo  ‘meteor’,  które  pojawia się  w wielu opisach, ale niekoniecznie oznaczało wyłącznie zjawiska stricte  astronomiczne, na co wskazuje niezwykle interesująca  praca pt. „Nowe Ateny” ks. Benedykta Chmielowskiego z lat 1745-1746, którą z pewnością można nazwać  pierwszą  w Polsce „Encyklopedią Naukową”, w której opisano relacje dotyczące ludzi, zwierząt, królów, cudów, zjawisk astronomicznych. Meteor, jak się okazuje, nie miał czysto astronomicznej wymowy, określano tym znaczeniem wiele innych zjawisk, które wrzucano do jednego worka pod różnymi nazwami jak choćby znane z folkloru błędne ognie, które pod inną nazwą ( UAP)  do dziś są obserwowane.

„Te meteora z czterech elementów powstałe, są cztery: ogniste, wodne, powietrzne i ziemskie. Ignea - ogniste, z ognistej materii, jako to Ignis Fattus za idącym lecący, przed goniącym uciekający; jest 'plias' subtelna, tłusta, klejowata wydzielina, która tu i ówdzie lata ponad ziemią, dlatego ogniem szalonym nazywany; prości ludzie latawcami albo diabłami nazywają”[1]

Jan Długosz Polski historyk i kronikarz pozostawił po sobie bezcenne świadectwa polskiej kultury, w których możemy również znaleźć prawdziwe perełki, w postaci niezwykłych zjawisk obserwowanych na niebie, które nawet dziś trudno jednoznacznie poddać ocenie  przykładem nie będzie opis dotyczący komety zmieniających kierunki i trzech Księżyców, które dziś zapewne zostałby zinterpretowane  w wymiarze zjawiska UFO.

„Około Świąt Narodzenia Pańskiego ukazała się na niebie kometa i odbywając swój bieg w nocy około bieguna, długi swój ogon zwracała raz na zachód, raz na wschód, niekiedy na południe i północ, i trwała aż do końca miesiąca lutego. Wkrótce potem zjawiła się druga kometa w stronie wschodniej, mniejsza od pierwszej przestrzenią i długością trwania. Nadto ukazały się na niebie trzy razem księżyce”.[2]

Prócz fali dziwnych zjawisk, która przetoczyła się w okresie średniowieczna począwszy od krwawych krzyży, mieczy, tarcz i innych świetlnych zjawisk, jeszcze większą dziwnością były opisy, które przedstawiają widmowe sceny oraz postacie na niebie wyświetlane niczym z projektorów. I znów Jan Długosz opisuje arcyciekawą historię, która miała rzekomo  miejsce przed  i  w czasie bitwy pod Grunwaldem w 1410 roku.

‘’Pewni ludzie bowiem, którzy czuwali w nocy, widzieli na tarczy księżycowej ostrą niekiedy walkę między królem z jednej strony, a mnichem z drugiej. W końcu jednak mnich, pokonany przez króla i zrzucony z tarczy księżycowej, spadł szybko w dół. To dziwne zjawisko, o którym raz po raz mówiono następnego dnia, potwierdziło świadectwo kapelana królewskiego Bartłomieja z Kłobucka, który twierdził, że własnymi oczyma oglądał to widzenie. Nie mamy pewności, czy ten obraz był wytworem umysłu przepowiadającego zwycięstwo, czy wyobrażeniem jakichś nadziemskich zjawisk, czy też jakimś innym pochodzącym z ukrytych przyczyn widzeniem’’.[3]

W czasie bitwy zarówno Krzyżacy jak i wojska Polskie mały zauważyć iluzoryczną postać ubraną w szaty ‘’biskupie’’. Wybitny polski malarz Jan Matejko  ujął tą scenę na słynnym  obrazie pt. „Bitwa pod Grunwaldem” w latach 1875–1878. Nad walczącymi wojskami widać unoszącą się na niebie postać, która została wówczas zinterpretowana jako św. Stanisław, który jest patronem Polski. Czy było to przewidzenie, mit, który miał utrzymywać morale Wojska Polskiego  tego nie wiadomo, ale relacje pochodziły także z obozu Krzyżackiego.  Znaki widywane w tym okresie wywierały wpływ na światopogląd ówczesnych ludzi, którzy interpretowali tego typu zjawiska zazwyczaj w wymiarze religijnym. Podobne historie napływały z całej Europy od Anglii aż po Niemcy, a fenomen  widmowych cudów przechodził metamorfozę i ciągle ewoluował niczym współczesne zjawisko UFO. W okolicy Stralsundu nad Bałtykiem  8 kwietnia 1665 roku doszło do iluzorycznej   bitwy oraz obserwacji  ciemnego kapelusza który wpisuje się w wymiar  UFO. Opis  zdarzenia opublikowano w dniu 10 kwietnia 1665 roku w „Berliner Ordinari – Und Postzeitungen” wraz z rysunkiem, który ukazywał nie tylko projekcję bitwy, ale również spodkowaty obiekt tkwiący nad kościołem.

 

„Jest około drugiej po południu. Sześciu rybaków widzi, że na bezchmurne niebo nadciąga z północy, a zaraz potem z południa jakby wielki obłok, albo ‘ogromna chmara szpaków’.Z bliska ‘szpaki’ okazują się wizerunkami wielkich okrętów, które rozpoczynają straszliwą bitwę. Rybacy widzą nad sobą parę i dym, strzaskane wiosła i podarte żagle, łamiące się maszty, wybuchy armat. Marynarze i żołnierze w czarnych mundurach biegają po pokładach okrętów, do uszu rybaków docierają ich krzyki, huk armat, dobiega odgłos trzaskającego drewna. Flotylla przybyła z północy wycofuje się dopiero pod wieczór. Na południe od Stralsundu odpływa tylko kilka ocalałych statków. Koło szóstej zaś godziny flotylla północna zniknęła nagle, południowa wszakże nadal była obecna. Nad którą przez małą chwilkę ze środka nieba płaski okrągły kształt niczem talerz i lub też kapelusz wielkiego człowieka zjawił się im przed oczyma o barwie niby Księżyc przyćmiony, unosząc się objawił nad kościołem św. Mikołaja, gdzie też pozostał tako aże do wieczora”. [4]

Symptomem tego zdarzenia był szereg fizjologicznych następstw: drżenie, bóle głowy i kończyn, które nie mogły być tylko zwykłym przewidzeniem, tym bardziej, że analogiczne podobne przypadki o jeszcze większej skali dziwności miały miejsce w innych częściach Europy. W 1686 roku  w miejscowości Crossfeld w Anglii miano widzieć w powietrzu po  przejściu burzy  wojska duchów  nacierające na siebie i walczące, które znikły za sprawą dziwnej mgły. Opis tego zdarzenia opisał w swoich pamiętnikach generał francuski książę Sully. W Londynie w 1645 roku doszło również do podniebnych niezwykłości, które zostały opisane w publikacji ‘’ Dziwne znaki z niebios’’.

„Po południu dnia 21 maja 1645 roku, zauważono w wielu miejscach hrabstwa Cambridge ognistą kulę, toczącą się po niebie; kula ta nagle opadła na ziemię, toczyła się po niej, po czym uniosła się ku górze i znikła w powietrzu. Tymczasem w innych miejscowościach tego hrabstwa zauważono całą flotyllę latających statków, z powiewającymi w powietrzu flagami. W obu tych miejscach wkrótce potem zaczął padać ulewny deszcz i grad niezwykłej wielkości (…) Podobne zjawiska obserwowano tegoż dnia w Holandii. Widziano więc walczącego smoka i lwa oraz zastępy wojska pieszego i na koniach; na ostatku ukazała się w powietrzu flotylla statków z ludźmi, których było widać tylko do połowy, po czym wszystko to zasłoniła chmura, która nagle powstała jakby z niczego”[5]

Do przedziwnego zdarzenia, które wyrwało ze snu przerażonych mieszkańców doszło koło zamku w Lusignan 22 lipca 1620 roku we Francji. Pomiędzy zamkiem, a parkiem pojawiły się dwie uzbrojone  upiorne postacie, które długo walczyły między sobą,  po czym jedna z nich zraniona wydała z siebie przejmujący odgłos, budząc ze snu wielu mieszkańców, po czym ukazał się ognisty pas, który przerzucił się przez rzekę do parku zamkowego. Niezwykły spektakl znikł, a ludzie długo nie mogli się uspokoić.  Czy były to tylko halucynacje ludzkie, lub błędne interpretacje znanych dziś powszechnie zjawisk ? A może  za tymi wszystkimi widmowymi zjawiskami ukrywa się jakaś siła, która w danym okresie przybiera adekwatny wygląd dopasowując się do wierzeń i świadomości ludzi ?  Dziś podobnie jak przed wiekami ludzkość zastanawia się, jaka siła stoi za tymi wszystkimi niezwykłościami, głównie interpretowanych obecnością UFO i rzekomych istot pozaziemskich.  Może rację ma John Keel, pisarz i badacz który podobne zjawiska określał żywiołem  pochodzącym od tzw. ‘’superspectrum’’ energii o naturze elektromagnetycznej, która może dopasowywać się zarówno do pojedynczej osoby jak i całych  grup społecznych  i wywierać wpływ na psychikę i świadomość ludzi.  W XX i XXI wieku ludzkość swoje marzenia ukierunkowała na  kosmos,  inne wymiary  oraz   istoty pozaziemskie i w pewnym sensie ich marzenia materializują  się na naszym niebie w postaci latających spodków z których często wychodziły humanoidalne istoty które z czasem zanikły, a w ich miejsce zastąpiły  inne futurystyczne kształty w postaci trójkątów, rąbów itp. Wyobrażenia ludzkości materializowały się - niczym odbicie lustrzane  na niebie i tworzyły konglomerat niebiańskich cudów, a katalizatorem wyobrażeń w świadomości ludzkiej były przed wiekami krwawe wojny, które były domeną tamtych mrocznych czasów.  A może widmowe znaki mają zupełnie inne wyjaśnienie i należałoby ich szukać w dawnych ‘’sztukach mantycznych’’, związanych z wróżeniem i jasnowidztwem, które niegdyś praktykowano za pomocą wpatrywania się w lustro lub miski  z wodą, dzięki czemu wprowadzano się w tras,  niektórzy badacze sugerują, że tak robił Nostradamus. Sztuka wróżenia z luster jest najstarszą z dziedzin w magii, które były łącznikiem pomiędzy różnymi światami i ukazywaniu wydarzeń z innych czasów.

Jeszcze do nie dawna fantomowe postacie były widywane na niebie, które interpretowano w wymiarze religijnym z takimi zdarzeniami mogłem zapoznać się w miejscowości Łącko w woj. małopolskim. Moja  88 letnia rozmówczyni  Pani Zofia Sopata była bezpośrednim  świadkiem, czegoś co w mojej ocenie mogło mieć wymiar ‘’prywatnego objawienia’’, które znamy  z  wielu objawień Maryjnych. Tuż po wojnie w Łącku w latach 1945 - 1947 wraz z mamą była świadkiem  przedziwnych  manifestacji na niebie.   (zachowano oryginalną pisownię)

„Była taka okrągła, ubita jak bałwan, co się robi i jak my się patrzymy było blisko - jakieś 60 metrów. My to widziały tak wyżej na niebie, ale nie tak strasznie wysoko. I patrzymy się - taka okrągła kula, taka ubita, gęsta. A my widzimy: Pan Jezus - takie jakby popiersie było, ze wszystkich stron wokoło gór takie tarcze. Nie widać było tego rażącego słońca, z takimi promieniami, tylko widać takie tarcze. Nieba nie uwidziało się gołego, tylko ze wszystkich stron te tarcze wyszły i pod tą chmurkę. Tarcze były takie kolorowe, jak słońce. Pod tą chmurką Pan Jezus bolesny. My takie przerażone, ale co z tego -  nikt nie miał sił, aby klęknąć, nie dało się nawet rady ruszyć. I patrzymy się - to wszystko zaczęło się cofać, wszystko znikło. Słońce świeci tak jasno, niebieściutkie niebo. I co to będzie? Coś na źle. Moja mama mówi: „Tak cosik się złego zrobi”. Za chwilę patrzymy, a tu na nowo ta chmurka i widzimy monstrancjum i taki kielich,  nie taki okropny, wielki - taki normalny kielich i z tego kielicha widać było opłatek, że stoi na tej chmurce ten kielich, wyraźny kielich -  nie żeby to jakieś chmurki były, normalny kielich my widziałyśmy” [6]

Analizując powyższy opis, od razu rzuca  nam się  w oczy, religijny charakter  zdarzenia, który przeplata się z jasnymi tarczami na niebie.  Przypomina to dawne obrazy sakralne, na których zauważamy motywy religijne oraz widoczne na niebie płaskie chmury - niczym UFO. Warto zwrócić uwagę na to, że w trakcie zdarzenia świadkowie nie mogli się poruszać - zauważalny jest tutaj typowy syndrom paraliżu, który występuje bardzo często w czasie bliskich spotkań z UFO oraz w innych zjawiskach paranormalnych.  W 2004 roku pani Zofia, po raz kolejny styka się z przedziwną siłą, która najwyraźniej jest zauważalna jedynie dla wąskiej grupy osób.

„U nas mama, tata mówili, że jest  święto Św. Trójcy -  to jest po Zielonych Świątkach.  Ja na gazie postawiłam mleko, a słońce jeszcze nie  miało zajść i to mleko już miało się zagotować, przylatuje chłopczyk - na imię miał Paweł - i mówi, żebym prędko szła. „Jeju, co ja widzę, babciu, co ja widziałem!” „Co widziałeś?” A on mówi - taki pojazd - były na niebie trzy takie słupy do góry, ale takie okropne, a słońce takie wielkie. Słońce -  mówi - blask straciło. Suknia Pana Jezusa przechodziła w jedną stronę na drugą i - tak mówi - trzy razy. Mówi tak: „Za pierwszym razem ta suknia była biała, niebieska, różowa i tak trzy razy tak znikała. Na drugim końcu te słupy -  takie jasne , a krople były - takie języki krwawe. I takie krople krwi były niżej”- i tak się cały trząsł, co teraz będzie.  Szkoda, że ja tego nie widziałam - wychodzę jeszcze raz przed dom, tak my stanęły - tu prosto było widać słońce i stoimy, jedno z jednej strony, drugie z drugiej strony i patrzymy się, a tu słońce znowu nie ma nic tych promieni. Patrzymy się, a tu takie światło do góry i na boki  - nie widziałam nigdy, aby takie światło było i takie języki czerwone, i krople krwi. I to wtedy znikło. Patrzymy się, przechodzi osoba - suknia na dole nic się nie rusza. Suknia była poszerzona, biała i głowa jakby była, taka okrągła, a nóg tu nie było widać, tylko samą suknię. I patrzymy się - przechodzi ta osoba raz, drugi, trzeci - to za pierwszym razem było widać to światło, krew, języki ognia. Dziewczynka Sonia uciekła pod ścianę, bo się bała. Mówi: „Jeju, ja nigdy takiego nie widziałam” i cała się trzęsła. My staliśmy przeląknięci okropnie i ta osoba znikła. I tak stoimy i wołam: „Jola! Ty widzisz, jak ta osoba przechodzi?” A one mówią, że nic nie widzą wcale. One prosto się patrzyły -  nic nie widziały.  Za chwileczkę - może uszło z minutę  - patrzymy się, a znów taki błysk, wychodzi taka osoba i wtedy dopiero wiedziałam, co to jest. Wychodzi Pan Jezus. Suknia się nie ruszała na dole, tak jakby się przesuwała, tak delikatnie - na ramionach i na boku. Taka jakby wiśniowa, czerwona była szata i tak samo nie było widać twarzy - ino ta suknia. Nie było widać oczów, twarzy, takie to było białe w postaci człowieka. Dzieci to narysowały, żeby miały pamiątkę’’.

Najprawdopodobniej  obie manifestacje nie rozegrały się na planie fizycznej rzeczywistości, jaką znamy, ale miały związek z rodzajem  projekcji rzutowanej  wprost do świadomości osób, podobnie jak w przypadku objawień Maryjnych, które są zauważalne jedynie dla niewielkiego grona wybranych, ale czasem jak w przypadku ze Słowacji  również fotografowane -  tak było,  w miejscowości Turzovka w 1958 roku.  W okolicy tej miejscowości gajowy Matous Lasut miał zauważyć postać, którą miała być Matka Boska przekazująca mu zdarzenia, oraz holograficzne obrazy związane z naszym światem. Zdarzenie  cechowało się wszelkimi aspektami, które znamy z ‘’wzięć’’ oraz poczucia zaginionego czasu. W 1966 roku w tej samej okolicy  grupa pielgrzymów zauważyła nad lasem białą mgłę, w której następnie pojawiła się Matka Boska monstrualnych rozmiarów. Postać została uwieczniona przez jednego z pielgrzymów na zdjęciu.  Z czymś podobnym spotkał się mieszkaniec z okolic Wiśniowej pow. ropczycko–sędziszowski, który  na początku lat 90 jadąc samochodem późną nocą, zauważył nad drogą trzy ciemne postacie, które miały wg. kierowcy około 4 metrów wysokości, te same widmowe postacie zauważył ponownie na tle nieba, który zinterpretował  ‘’zjawisko’’ jako zły omen. Na przykładzie powyższych  opisów widzimy jak jakaś nie dająca się  zdefiniować siła o naturze para fizycznej potrafi wyreżyserować  różne obrazy, dla której niebo jest niczym płótno dla artysty. Świetnie podsumował w latach 80 – tych XX wieku konglomerat zjawisk paranormalnych jeden z najstarszych polskich ufologów Janusz Thor pisząc.

„Wydaje się jakby zawsze jedna, możliwie, że zawsze ta sama paranormalna,  nadprzyrodzona siła pod różną formą i postacią dokonuje od czasu do czasu wycieczek w otaczający nas świat, który uznajemy za naturalny. Wycieczki zacierają za sobą ślady niezwykle starannie i zawsze w taki sposób, aby nigdy nie pozostawić po sobie bezspornego dowodu swego istnienia, natomiast zawsze wywołać wątpliwości co do realności, względnie iluzoryczności zjawiska (…)Można by dojść do wniosku, iż wszystkie irracjonalne zjawiska polegają na wtrącaniu się w świat  i sprawy ludzkie jakiejś siły z zewnątrz’’.[7]

Kiedy jedne manifestacje mają wymiar masowy, inne jak w przypadku Łącka miały  bardziej prywatny charakter    i  odzwierciedlają, jak nieznana siła  potrafi wpływać na świadomość, projektując w niej to, co tylko zapragnie: od bajkowych chochlików,  niebiańskie zjawy, UFO, aż po religijne odniesienia. Można rzec - jest czarodziejem umysłu w zależności od tego na co nasza świadomość jest nastawiona.

 



[1] http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/2015/10/pierwsza-polska-encyklopedia-o.html

[2] Arkadiusz Miazga ‘’Magiczna Rzeczywistość’’ wyd. Ridero 2018 str. 25

[4] Johannes Fiebag, Inni,  cyt., s. 67–68.

[5] Janusz Thor, Latające talerze, Warszawa 1961r., s. 35.

[6]  Rozmowa przeprowadzona z 88 - letnią Zofią Sopatą w dniu 18 maja 2017 roku .

[7] Lucjan  Znicz Sawicki, UFO próba oceny, 1996, wyd. Amber, s. 230.

22 komentarze:

  1. Do tej samej kategorii należy "Dzikie Łowy/Dziki Gon". Widmowa kawalkada jeźdźców, myśliwych (czasem czarownic czy demonów) widywana na nocnym niebie, głównie w północnych rejonach Europy, zimą i wczesną wiosną, w okresie pogańskich świąt Yule, Imbolc czy Ostara. Ponoć to zjawisko zwiastowało nieszczęście tj. wojny, głód, niepokoje społeczne. Wierzono też, że obok upiorów, także dusze czarownic i ludzi parających się magią biorą w tej gonitwie udział. Artur Szrejter w trylogii "Demonologia Germańska" pisze, że występowały również burze z wyładowaniami elektrycznymi podczas przelotu tego Dzikiego Gonu, co jak na okres zimowy jest bardzo dziwne.
    ~Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawe to co napisałeś, ta wzmianka o widmowych czarownicach i demonów przypomina mi współczesne relacje z latającymi humanoidami.

      Usuń
  2. Jam widzioł kiedyś diaboła, koło Jasła jak na grzybach byłem. Wruciłem okropnie otumaniony do dom, a było to koło 1982 roku. Z wnukami na grzybach bylimy i coś czornego nam pszeleciało a ze 60 metrów dalej. Ni to pies, ni to wilczur, uciekalimy jak opętani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz bliżej opisac tą historię bedę wdzięczny pozdrawiam

      Usuń
  3. Moja mama lubiła nocami przed snem wyglądać przez okno i obserwować niebo.Raz pamiętam zawołała mnie i pokazała chmurę ,Niebo było czarne gwiaździste a po nim przesuwała się bardzo powoli chmura wewnątrz której były 3,-4 wyładowania na minutę obserwowałem ja z 10 min posuwała się bardzo powoli po czym znudziła mnie obserwacja i poszedłem .Było to dość daleko ale te wyładowania wewnątrz chmury były bardzo widoczne a ani jedna błyskawica nie miała kierunku do ziemi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałem coś podobnego ze dwa, trzy lata temu. Tylko, że chmura była całkiem pokaźna i wyglądało to tak jakby nad nią trwała jakaś nawałnica piorunów, które rozświetlały chmurę na różne kolory, raz na czerwono, na fioletowo, czasami też jakby na taki żółty kolor. Co ciekawe nie było słychać odgłosu burzy, zdziwiło mnie to, ale przyjąłem, że chmura była bardzo daleko. Po pewnym czasie opowiadając o tym zjawisku znajomym dowiedziałem się, że nie tylko ja to wtedy widziałem.

      Usuń
  4. Dodam od siebie taka pół-historie. w rejonach północy hiszpanii istnieje zjawisko zwane w galicji la santa compana, i w sąsiedniej asturii la guesta, mówi się ze jest to nocny przemarsz pokutujących dusz wiejskimi drogami, wynająłem kiedyś ze znajomymi apartament w jednej z galicyjskich wsi, dom był bardzo stary z kamienia położony wśród niewielkich pagórków co ciekawe w ogrodzie stal sporych rozmiarów krzyż, którejś nocy wyszliśmy zapalić i wpadło nam do głowy dla rozrywki przejść się droga w ta i z powrotem parę minut i podelektować się nocna sceneria. Po paru metrach spaceru usłyszeliśmy coś jakby paru osobowa procesje glosy? i rytmiczne pobrzękiwania, nikogo nie było widać a noc nie była ciemna, poczekaliśmy trochę na drodze potem wróciliśmy do ogrodu ale choć było słychać nadchodzących nikt się nie pojawił.
    Po jakimś kwadransie wróciliśmy do środka aby zastać naszego psa gapiącego się w pusta ścianę z odległości pol metra przez następne pol godziny (aż ja od tej ściany odciągnęliśmy). Mogło by się wydawać ze nic się nie stało ale zjawisko było co najmniej dziwne, ze względu na pagórki słyszalność i brak zabudowy nie powinno tam być tego typu przemarszów pokutnym krokiem a nawet jeśli by był to by do nas doszedł w minute czy dwie a to sie nie stało choć ciągle było słychać. Kolega który jest z galicji pol żartem stwierdził ze najprawdopodobniej była to santa compania, ja to raczej wziąłem na serio gdyż zdaje sobie sprawę z istnienia zjawisk o których tu piszesz na blogu i nie jest to pierwszy taki przypadek.
    Pozdrawiam
    J

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Dziękuję który to był rok?

      Usuń
    2. coś około 2014 ale trudno stwierdzić z pewnością po tylu latach, miejscowość to cospeito galicia hiszpania

      Usuń
  5. https://www.bitchute.com/video/HhSpwPvbeCAP/

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja babcia urodzona w 1920 roku opowiedziała mi kiedyś taką historię ze swego dzieciństwa.
    To było w latach trzydziestych, babcia i jej siostra były nastolatkami. Mieszkali w gajówce przy lesie kilkaset metrów od wsi bo dziadek był gajowym w lasach należących do dziedzica.
    Musiało to być latem bo babcia mówiła że pracowali do wieczora przy sianie a kiedy skończyli okazało się że skończyła się nafta do lampy więc rodzice wysłali babcię i jej siostrę do sklepu do sąsiedniej wsi (ok. 1,5 km). Kiedy wracały z zakupów zapadał już zmrok, babcia mówiła że gdy szły lasem (po gruntowej wtedy drodze) to patrzyły chwilami w górę żeby się upewnić jak biegnie droga (nad drogą była przerwa między koronami drzew w której było widać jeszcze jaśniejące niebo). Kiedy były już prawie na miejscu i przechodziły obok polany na której stały kopki siana zauważyły świecące kółko (babcia porównywała je do "złotego" wieczka z litrowego słoika) które było na wysokości głowy dorosłego człowieka i przesuwało się po tej polanie równolegle do nich (tak jakby ktoś szedł obok nich w tym samym kierunku tyle że nie było widać nikogo tylko to świecące kółko). Babcia z siostrą wystraszyły się i przerażone dobiegły do domu.
    Kiedy opowiedziały swojej mamie (mojej prababci) o tym co je spotkało usłyszały odpowiedź że niepotrzebnie się bały bo to pewnie jakaś dusza potrzebująca pomocy. I że gdyby odmówiły modlitwę "Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie" to z pewnością dała by im spokój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakiej to było miejscowosci jesli mogę wiedziec

      Usuń
    2. Ta opowieść bardzo przypomina tzw. świcki o których opowiadała moja babcia (czasami zjawisko to zwane było agronomami). Latające nad polami świecące na złoto (żółto) krążki, które czasami zderzały się ze sobą wywołując głośny hałas, brzdęk, czasami czuć było spalenizną... W niektórych rejonach Polski zjawisko to nazywano agronomami i mówiono, że to dusze agronomów dzielących ziemię, którzy oszukali biednych chłopów na rzecz miejscowego "dziedzica", muszą teraz odpokutować i mierzą nocami działki od nowa...

      Usuń
  7. Witam Pozdrawiam Arka jak i jego czytelników. Jestem zawodowym kierowcą i w związku z pracą dodam swoje trzy grosze. Był taki film z Patrickiem Swayze gdzie grał zawodowego kierowcę bodajże tytuł czarny pies i jak zobaczysz czarnego psa to hamuj i zjeżdżaj na parking. Tak to prawda często jadąc w nocy walczyłem że snem nie było tabletek kofeinowych i wśród starych kierowców na parkingach krążyły opowieści jak jadąc na zmęczeniu i walcząc że snem niejeden widział nagle jak przed ni biegnie kobieta wciskał hamulec i był 4 cm od drzewa ludzka wyobraźnia w takich stanach płata figle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję również słyszałen od kierowców tego typu historie związane z czarnym psem pozdrawawiam

      Usuń
  8. Przygody z psami i pieskami w mojej rodzinie ) Pisałam je kiedyś na blogu p. Krzysztofa .-Moja ciotka w latach 70 miała spotkanie z czarnym psem.Zasiedziała się trochę u swojej znajomej ,pani Kaczorowskiej i wracała już nocą do domu.Często tak chodziła a noc była jasna ,księżycowa i myślała ,że jak zwykle spokojnie wróci do domu.Kiedy dochodziła do mostu zobaczyła ,że na drodze coś stoi .Wydawało jej się ,że to czarne ciele ,które komuś uciekło .Im bardziej zbliżała się do mostu tym dziwniejsze zaczęło się robić to cielę .Kiedy była już blisko zobaczyła ,że to wielki czarny pies z długim łańcuchem u szyi.Pies stał na moście i się nie ruszał tylko na nią patrzył.Ciotka zatrzymała się bo bała się iść dalej a pies dalej stał.Przestraszyła się nie na żarty ale musiała iść do domu i przypomniała sobie co mówiła jej matka aby w takich razach robić i powiedział ,,zgiń ,przepadnij duszo nieczysta i zaczęła mówić Ojcze nasz" Pies zaśmiał się jak człowiek i skoczył do rzeki śmiejąc się.Ciotka postała jeszcze chwilę gdyż bała się przez most przechodzić a potem nie oglądając się za siebie ile miała sił w nogach poszła do domu.Nigdy więcej już tak długo nie zostawała u nikogo.Zdarzenie to miało miejsce na drodze nr 17 w miejscowości Łopiennik Górny. Mój dziadek pochodzący z tej wsi również miał spotkanie z dziwnym dużym psem ,mój ojciec ,którego duży ,nieznany pies przez 4 km ,,prowadził" do domu i ja tez miałam dziwne ,,spotkanie" z psem z tym ,że był to mały szary piesek .Było to w listopadzie, w drugiej połowie lat 90-tych -rok 1996.Pracowałam wtedy do godz.19 a jesienią to już właściwie noc i wtedy jak nigdy bałam się wracać do domu.Lęk związany był właściwie nie wiadomo z czym ale pamiętam ,że bałam się bardzo wracać do domu.Miałam do pokonania 2 km drogą przez wieś ,latarnie były tylko 2 a potem ciemna noc.Nie było księżyca,było ciemno.Kiedy mijałam ostatnią latarnię prawie w panice myślałam ,,jak ja dojdę do domu?" i wtedy nie wiadomo skąd pojawił się mały szary piesek.Wiedziałam kto ma jakiego psa w okolicy ale tego nie znałam .Pies biegł przede mną ,zawijał ,zakręcał ,nie reagował na wołanie tylko cały czas był przede mną na jednakowej odległości .Kiedy przyśpieszałam on też przyśpieszał ,kiedy zwalniałam on też zwalniał -zawsze na tej samej odległości.Kiedy dochodziłam do domu ,mniej więcej 3 domy wcześniej pies gdzieś zniknął-jakby się rozpłynął.Nie wiem czym był ten piesek ale dzięki niemu nie bałam się iść .Nie był to pies nikogo z okolicy bo nikt takiego nie miał.Do dziś choć minęło już trochę lat nie znajduję wytłumaczenia tego ,,zjawiska".A teraz opowiem o koniu .W naszym lesie ,do którego chodziliśmy jako dzieci na grzyby jest miejsce nazywane ,,spaloną gajówką" (o niej jeszcze kiedyś napiszę),które staraliśmy się omijać z daleka bo dziwne rzeczy się tam działy.kiedyś byliśmy na grzybach ,każdy zajęty szukaniem i w pewnym momencie widzę jak leśną drogą od tej gajówki jedzie ktoś na koniu.Koń wysoki czarny ,cały lśniący .Człowiek siedzący na nim ubrany w toczek ,bryczesy,buty do jazdy konnej.Jeździec minął nas i zniknął za zakrętem.A teraz najlepsze -nikt oprócz mnie go nie widział .Znałam wszystkie konie we wsi i okolicy -nikt takiego nie miał a o stroju do jazdy konnej to nikt nieśnił wtedy na wsi .I znów pytanie -czym było to zdarzenie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za bardzo wyczerpujący opis z ''pieskami'' szczególnie przedziwna ta sytuacja z psem na moście robi wrażenie.

      Usuń
  9. I jeszcze coś o psach i ich rozumieniu zycia .
    https://gloria.tv/post/hmoc3i8JahKA4TGKsDrc6pkHh

    OdpowiedzUsuń
  10. A teraz o spotkaniu z czymś dziwnym. Wracałam tego dnia ze szkoły później niż zwykle bo mieliśmy 3 godziny dodatkowych zajęć i nie zdążyłam na autobus. Była jesień, księżyc świecił i było widno. Szłam lewą stroną drogi w miejscowości Łopiennik Górny.
    Minęłam krzyż, wyszłam już na górkę i powoli zbliżałam się do domu. W pewnym momencie poczułam, że muszę przejść na prawą stronę drogi. To uczucie było tak dziwne jakby ktoś popchnął mnie na drugą stronę drogi.
    Będąc już po prawej jezdni zauważyłam ,że z przeciwka po tej stronie, po której przed chwilą szłam ktoś idzie. Zdziwiło mnie ,że zbliża się tak szybko w pierwszym momencie myślałam, że jedzie ktoś rowerem. Ten ktoś szybko się zbliżał i kiedy był już blisko zdziwiło mnie ,że nie słyszę kroków.
    Mijałam się z tą postacią prawie koło mojego domu, była ode mnie najwyżej 2 m. Postać była wysoka i raczej chuda, nie widziałam nóg, nie widziałam twarzy.Postać poruszała się bezszelestnie.
    Ubrana była w coś co przypominało sukienkę bardzo podobną jak u ,,dementorów" w Harrym Potterze z tym, że w filmie postacie mają czarne, bądź szare ubrania a ,,moja" postać miała ,,sukienkę" jasną, w świetle księżyca wyglądała na kremową i miała wzory, które przypominały duże polne maki.
    Minęłam tę postać nie patrząc w bok, tylko szłam wolno po drugiej stronie drogi. Kiedy minęłam tę postać zaraz był mój dom. Kiedy skręcałam, spojrzałam w lewo czyli tam gdzie postać powinna się znajdować ale ulica była pusta.
    Księżyc świecił jak w dzień więc nie było możliwości, żeby gdzieś skręciła i dlatego jej nie widziałam. Kiedy przybiegłam do domu to mama się przestraszyła, byłam blada jak ściana i przez dłuższą chwilę nie mogłam powiedzieć słowa.Pozdrawiam .aniger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, wygladało to bardzo przerażająco jakby ''gość'' z innego czasu ?

      Usuń
    2. Nie wiem jak odpowiedzieć . Mijałam się z tym bardzo blisko ale czym to było pojęcia nie mam . Duch ,zjawa ,coś z innego świata -nie wiem . Z jakiegoś powodu miałam przekonanie ,że to ma rodzaj żeński . Szłam wolno i na sztywno nie rozglądając się podczas mijania bo zwyczajnie się bałam ale nie widziałam nóg -to znaczy nie było ich widać -jakby płynęło w powietrzu i nie było widać twarzy . Miało jakby chustkę na głowie i w miejscu twarzy było ciemno..Mam kilka takich historii jak choćby spotkania z 3 ,smokami " lub opowieść mojej mamy o spotakaniu dziwnego zwierzęcia . Pozdrawiam .Aniger

      Usuń
    3. Hej możesz mi na maila lub tutaj opisać historie, z 3 ''smokami'' szalenie mnie interesuje.

      Usuń

Napisz komentarz: