W
2014 roku na rynku wydawniczym pojawiła się nowa książka, która może zainteresować
osoby parające się zjawiskiem UFO. Dość kontrowersyjny tytuł książki a tym samym iście arcyciekawa treść
może być interesującą lekturą pod kątem znanych nam ruchów religijnych, sekt oraz channelingowych
kontaktów z rzekomymi pozaziemskimi istotami.
Nie jest to łatwa książka, ale moim zdaniem obowiązkowa w każdej
domowej biblioteczce "nieznanego".
Jeden z moich Czytelników Pan Gracjan, w bardzo rzetelny i precyzyjny sposób pokusił
się o recenzję tej książki, i jest to
pierwsza tak szczegółowa recenzja w Internecie, która pozwoli Czytelnikowi
wyrobić sobie własne zdanie czym są "Kulty UFO". Serdecznie zapraszam i
jeszcze raz dziękuję Panu Gracjanowi za poświęcony czas i podzielenie się swoimi
uwagami.
Kulty
UFO – to praca zbiorowa pod opieką redakcyjną Piotra Czarneckiego i Anny
Zaczkowskiej. Przybliża najbardziej znane parareligie i sekty, opierające swą
działalność na przeświadczeniu o kluczowej roli w rozwoju ludzkości dawnych i
przyszłych kontaktów z szeregowymi załogantami pozaziemskich statków
kosmicznych, emisariuszami pozaziemskich cywilizacji, telepatycznych kontaktów
z duchowymi przewodnikami, i pielęgnacji eklektycznych praktyk w stylu New Age,
które mają mieć z bezpośredni związek z tymi istotami.
Publikacja
została wydana w 2014, informacje zawarte w przypisach (daty odczytu stron
internetowych) wskazują że powstawała aktywnie w 2010, 2011 i 2012 roku, a
zapewne także w 2013. Jest to istotne z uwagi na fakt iż opisuje zjawisko które
jest w wciąż żywe, i w pewnym stopniu stale ewoluuje. Zakładając dalszy rozwój
naszej cywilizacji w obecnym (tj.
skrajnie stechnicyzowanym) kierunku, należy się spodziewać pojawienia się
nowych grup o podobnym charakterze.
Artykułów
(włącznie ze wstępem) jest trzynaście, autorów dziesięciu.
Ogólnie
rzecz biorąc są dobrze napisane, językiem akademickim – a zatem klarownie i bez
szaleństw stylistycznych, bez eksperymentów z formą, z położeniem nacisku na
przekaz informacji, bez zaznaczania indywidualizmu piszącego (choć to akurat
zawsze – w mniejszym bądź większym stopniu – ma miejsce). Jest jeden wyjątek –
ale o tym w dalszej partii tekstu. Niektórzy autorzy troszeczkę się powtarzają,
ale w tekstach nie ma żadnych błędów językowych (są niestety pewne błędy
merytoryczne i nieścisłości), zidentyfikowałem jedną literówkę i jedną drobną
pomyłkę, zatem pod kątem technicznym do pracy się przyłożono.
Książka
podzielona jest na trzy części: pierwsza zajmuje się genezą zjawiska i
pobieżnie dotyka kluczowych wątków ufologicznych, starając się dokonać ich
interpretacji; druga zajmuje się charakterystyką poszczególnych ruchów
parareligijnych i kształtujących się nowych systemów wierzeń, trzecia analizą
dwóch „spodkowych” motywów w doktrynie
scjentologicznej i wierzeniach Nation Of Islam – specyficznego odłamu Islamu
zrzeszającego czarnych wyznawców na terenie USA.
Krótki
wstęp autorstwa redaktorów publikacji dobrze sygnalizuje zmiany zachodzące w
obrębie percepcji rzeczywistości XXI-wiecznego człowieka Zachodu, a także
niezmienność jego pragnień, dążeń i niepokojów, oraz podejmowaną próbę
adaptacji do nowej rzeczywistości. Człowieka Zachodu, ale nie tylko – Zachód
bowiem rozlał się nam w ostatnich stuleciach na cały glob: zwesternizowana jest
przecież i Azja i Ameryka, Afryka i Australia – zatem nasze dzisiejsze problemy
natury religijnej mogą stać się wkrótce problemami reszty świata. Sprawa jest
otwarta. Logiczna refleksja i dobrze
rozłożone akcenty zachęcają do zapoznania się z całością tekstu.
Pierwszy
artykuł autorstwa Katarzyny Bajki (nomen omen – jak się za chwilę okaże)
„Historia i geneza kultów UFO” sensownie zarysowuje zjawisko styczności z
domniemanymi przybyszami z odległych światów, jednak między wierszami idzie
wyczytać że nie ma tu miejsca na inną wersję niźli ta iż wszystko co podlega
krytycznej analizie autorki jest fikcją. Ogólnie, uwagi i przemyślenia są
sensowne, odzwierciedlają stan faktyczny, bo zjawisko w dużej mierze wykreowaliśmy
sobie sami bez pomocy kosmitów czy innych bytów o nieznanej proweniencji
(których natury domyślać się mógłby chyba tylko sam Charles Fort), niemniej
pozostaje duży margines przypadków niewyjaśnionych, nieweryfikowalnych, których
automatyczne spychanie do pojemnika z imaginacją, oszustwami, pomyłkami itd. –
jest zwyczajnie bezpodstawne, nienaukowe i pochopne – zwłaszcza kiedy
przesłanki wskazują na to że coś jest na rzeczy, bądź wprost sugerują że mimo
pozorów fantastyczności obcujemy z jakimś nowym fenomenem. Nie chodzi tu o
naiwne dawanie wiary we wszelkie przejawy oszołomstwa, ale otwartość na to że
możemy się niekiedy stykać z czymś czego natura nie jest nam jeszcze znana. W
kosmosie są miliardy galaktyk, poważnie brana jest pod uwagę wielowymiarowa
konstrukcja wszechświata, poza tym całej fizyki od A do Z jeszcze nie znamy,
wciąż są obszary pozostające tematem spekulacji – trzeba być otwartym na
niespodzianki.
Niezbyt
po gentelemeńsku zakpiłem sobie (skądinąd uroczego) nazwiska pani Bajki, ale
wynika to z szeregu błędów jakie znalazły się w jej artykule, a które nie
świadczą dobrze o znajomości tematu z którym bierze się za bary: strona 22 –
autorka twierdzi że baza w Roswell to Strefa 51, tymczasem baza lotnicza gdzie
stacjonowała 509 grupa bombowa we wschodnim Nowym Meksyku nie ma nic wspólnego
z bazą wojskową w południowej Newadzie (te stany nawet ze sobą nie graniczą,
dzieli je Arizona!); strona 28 – padają tu słowa, że na podstawie „wspomnień
niejakiego Whitleya Striebera, powstał [...] film fabularny” (Comunnion, 1989
r.), „niejaki” to trochę niefortunne określenie wziąwszy iż facet przed
publikacją „Wspólnoty” (1987) na której bazował reżyser, wydał osiem jak się
zdaje całkiem poczytnych książek, mniejsza o ich jakość – gnioty nie gnioty, jeśli
ktoś znajduje wydawcę/wydawców na osiem pozycji musi też mieć czytelników; na
stronie 29 padają słowa iż w fenomenie wzięć popularne jest zjawisko podmiany
ludzi na ich klony, coś w stylu ludowych odmieńców jak mi się zdaję... zapewne
można natknąć się w literaturze na takie świadectwa, ale ja się z nimi nie
spotkałem – a tym bardziej jako normy (według moich notatek, gdzieś w okolicach
tych stron jest też o tym że duże czarne oczy służą szarakom do hipnozy, co
jest jakąś fatalną nadinterpretacją); strona 35 – autorka pisze o „boliwijskich
piramidach” i „malowidłach z płaskowyżu Nazca” – czyżby XX-wieczny odkrywca
Fawcett znalazł swoje zaginione miasto
Zet? Autorka myli zapewne tamtejsze kamienne platformy z zabytkami
azteckimi i majańskimi z Meksyku i Gwatemali,
co się tyczy zaś „malowideł” – chodzi o pustynne ryty w podłożu (to jednak dwie
różne rzeczy, a biorąc pod uwagę skalę przedsięwzięcia, rozmach i związany z
nim trud, wyjątkowość na skalę światową – bo twór to jednak nietuzinkowy –
sugeruje to iż autorka kompletnie nie wie o czym pisze... o ile wcześniejsze
uwagi można od biedy zbyć biadoleniem jakiegoś ufo-entuzjasty czy innego
popaprańca, tutaj mowa o czymś co jest kulturowym dziedzictwem ludzkości,
niezależnie od zainteresowań natury ufologicznej wypada wiedzieć co to jest –
podobnie jak w przypadku innych zabytków starożytności, z Azji czy Europy);
strona 36 – pada kilka nazw typów obcych, obok siebie wymienieni są Reptilianie
i Reptoidzi... jak podpowiada etymologia to jedno i to samo, a określeń tych
można używać wymiennie (brzmi to trochę jakby powiedzieć że na Ziemi żyją homo
sapiens i ludzie...); strona 37 – pada tu określenie „planeta Annunaki” –
nazywana tak z uwagi na zamieszkującą ją rasę... pierwszy raz się z tym
spotykam... może błędnie zapadło pani Bajce w pamięć określenie „planeta
Annunakich”? Tłumaczenie mezopotamskiego terminu czyni to sformułowanie bardzo
dziwnym, jest tam też o tym, że w wyniku kolizji planet DNA Annunakich znalazło
się na Ziemi... Sitchin jak mi się zdaję tak tego nie ujmował, nawet jeśli
tworzył sobie własne historyjki... tego chyba tam nie zawarł; strona 41 –
autorka za panem Douglasem E. Cowanem, kanadyjskim religioznawcą, powtarza że
wizje Danikena stały się podstawą dla Gwiezdnych Wojen czy Matrixa (ciekawe czy
bracia Wachowscy i George Lucas coś o tym wiedzą?).
Najuczciwiej
byłoby wziąć do ręki ołówek i robić notatki na marginesach aby kolejny
czytelnik nie przyswajał błędnych informacji. Nie wiem na ile niezasłużenie
oberwało się w artykule Icke’owi, gdyż nie śledzę jego rewelacji, ale zapewne i
tu doszło do jakichś pomyłek. Mimo tylu błędów – artykuł jest całkiem dobry.
Ogólnie wyłożone w nim tezy, obserwacje, analizy – trzymają się kupy i mają
sens – na pewno mogą być uznane za wartościowe. Nie sądzę aby książka ta
kiedykolwiek doczekała się drugiego wydania (z uwagi na swój niszowy
charakter), ale gdyby autorka decydowała się na jakiś przedruk w prasie
fachowej – warto by to i owo poprawić.
Wyszły
na naszym rynku dwie książki których angielskie tytuły są zupełnie inne niż
polskie adaptacje, a które mogą być wartościowym poszerzeniem zasygnalizowanych
fenomenów: stawiająca wiele pytań „UFO: Dary Bogów. Przybysze z kosmosu” (Gift of the gods? Are
UFOs alien visitors or psychic phenomena?) z 1994, autorstwa Johna Spencera i
“Encyklopedia wiedzy o UFO” (Cosmic Test Tube. Extraterrestrial Contact,
Theories & Evidence) Randalla Fitzgeralda, wydana cztery lata później,
gdzie jest kilka wartościowych esejów.
Drugi
artykuł z pierwszej części książki to „Wiara w UFO z perspektywy
społeczno-regulacyjnej teorii kultury”. Pada tu sporo wartościowych myśli,
niestety obszerne partie artykułu mogą przywodzić zwykłemu zjadaczowi chleba
bełkot, lepiej byłoby zdecydować się na rezygnację z naukowego żargonu,
zwłaszcza w takim zagęszczeniu. Robiąc to na rzecz bardziej przystępnych
konstrukcji myślowych, autor stworzyłby tekst lepiej pasujący do koncepcji
książki. Jest to dopełnienie myśli pani Bajki.
W
drugiej części książki – jak wspomniano wyżej – umieszczone są analizy i
charakterystyki poszczególnych UFO-kultów. Pierwszy tekst jest autorstwa Anny
Janickiej i traktuje o historii i działalności amerykańskiego UNARIUSA, new
age’owej akademii rozwoju duchowego powstałej w 1954. Bardzo dobry tekst, są
pewne powtórki – ale poza tym mamy solidnie odwzorowane kto, co i jak. Tekst
sam mówi za siebie, solidna robota. Zadziwia potworna infantylność i naiwność
samego systemu przekonań.
Kolejny
tekst poświęcony jest Aetherius Society wywodzącym się z UK, został napisany
przez Emilie Kupiec – podobny ruch, również w stylu New Age, również założony w
latach pięćdziesiątych. Tekst ma taką samą strukturę jak artykuł poprzedniczki
– wszystko zgrabnie opracowane, można
prześledzić historię grupy od początku, jej genezę, i przeanalizować
dalsze losy, zastanowić się nad perspektywami. Kolejny dobry tekst, może nie
wyczerpujący – ale jako szkic w pełni zadowalający (o to zresztą w tej
publikacji chyba chodziło).
Trzeci
tekst jest pióra redaktora publikacji, tyczy się międzynarodowego Ruchu
Raeliańskiego, zapoczątkowanego we Francji. Łączy w sobie wszystkie zalety
dwóch poprzednich tekstów, posiada analogiczną strukturę. Zdecydowanie
najzabawniejszy tekst w monografii – ciężko bowiem zachować powagę kiedy czyta
się że ze zwolennicy Raela organizują pikietę pod hasłem „TAK DLA MASTURBACJI!”
i twierdzą że sam Jezus Chrystus propagował onanizm mówiąc „miłuj bliźniego
swego jak siebie samego”. Urocze. Tekst jest niekiedy śmieszny bo opisuje z
pełną powagą dosyć wariackie, i co tu dużo gadać nie trzymające się kupy
koncepcje. I tak na bazie kontrastu – wywołuje uśmiech na twarzy. Nie on jeden,
ale ten najbardziej. (Nawiasem mówiąc, jedyny tekst w książce gdzie możemy znaleźć
literówkę – jak dobrze poszukamy – szkoda, że tak jak do kwestii technicznych,
korekty, nie przyłożono się do weryfikacji samej treści).
W
czwartym artykule Damian Cyrocki pisze o amerykańskim Heavens Gate, tekst
ciekawy, ale mniej klarowny niż poprzednie. Interesująco kreśli zarysy historii
jednej z najgłośniejszych grup religijnych USA, której członkowie popełnili
zbiorowe samobójstwo aby – jak wierzyli – opuścić Ziemię. Czuć po lekturze
pewien niedosyt. Dramat tych ludzi zasługuje na szersze omówienie, choć nie
jest to łatwe z uwagi na hermetyczność grupy i brak większej partii materiału
do analizy.
Piąty
rozdział traktuje o polskim Antrovisie, napisał go Tomasz Niezgoda, skupia się
on głównie na wyłożeniu wierzeń tej
wspólnoty, nie ma tu zarysu historii, chronologicznego zaprezentowania dziejów
organizacji – brakuje bowiem rejestracji takich faktów, i zwyczajnie nie ma na
czym bazować. Autor analizuje irracjonalne wierzenia dolnośląskiego ruchu, który jak się zdaje nie
wytrzymał próby czasu. Nic w tym dziwnego, bo tak
prostackich i idiotycznych pomysłów próżno szukać gdzie indziej.
Człowiek aż zadaje sobie pytanie o sens naukowej analizy tego bełkotu.
O
rosyjskiej Cerkwi Inglingow pisze współredaktorka książki, skojarzenie z
tolkienowskim klubem Inklingów jest jak najbardziej zasadne, gdyż tamtejsi
wyznawcy kosmicznego porządku świata połączyli swoje słowiańskie korzenie i
wątek SF z motywami mitologii germańskiej; to echo wareskich wątków historii,
pochodzących z czasów wczesnego średniowiecza kiedy Swionom chciało się
wyprawiać na ich rzeki. Pływać nimi na południe, spacerować brzegami,
organizować społeczeństwo, handlować i kantować. Anna Zaczkowska pisze o
wierzeniach grupy, nie kreśli jednak jej historii. Ruska ziemia bogata jest w
rozliczne grupy kultowe, i chyba zna wszelkie możliwe dziwactwa, o czym donoszą
już kolejne pokolenia podróżników i dziennikarzy odwiedzających „głubinkę”,
stepy i syberyjskie pustkowia. Na tle innych tamtejszych sekt, ta nie jest
niczym szczególnym.
W
swoim drugim tekście Czarnecki pisze o czeskich wielbicielach Plejadian. Tekst
napisany w takim samym stylu jak jego poprzedni – mamy tu analizę wierzeń,
historię założyciela i sporo ciekawych szczegółów. Ogólnie jest nieźle, choć są
pewne zgrzyty.
Na
stronie 191 autora nazywa Billy’ego Meiera „ufologiem” (!) potem czyni to po
raz drugi na stronie 215... Wskazanym byłoby zamienić to określenie na
„kontaktowca” (i to rzekomego kontaktowca). Określani tak w tekście panowie
okazali się oszustami i nie podchodzili do swoich rewelacji z naukowym
zacięciem; generowanie fałszywych treści i opowiadanie bajek nie ma wiele
wspólnego z rzetelną pracą dokumentacyjną ani analizą terenową... obawiam się
że autor myli pojęcia.
Na
197 pisze że Sitchin w „Dwunastej Planecie” stwierdza że Annunaki to
jaszczury... cóż – czytałem pierwsze dwa tomy jego pseudonaukowych „Kronik
Ziemi” i nie spotkałem się tam z jakimiś wskazaniami na gadoidalną aparycję
kosmitów. Czy autor czytał książki na które się powołuje? Na stronie 209 jak
się zdaje myli lewy „kanał energetyczny” z prawnym (tak wynikałoby z danych
podanych we wcześniejszych partiach tekstu).
Ostatni
rozdział tej części książki poświęcony jest polskiemu Projektowi Cheops, bardzo
sprawnie napisał go Michał Adamowski. Nie jest to typowa sekta a luźne
stowarzyszenie przywodzące na myśl XIX wieczny zamknięte grupy teozoficzne.
Ciekawa analiza. Da się na przykładzie tej grupy zauważyć jak starsze
pseudonaukowe publikację książkowe, urastają z czasem niemalże do rangi
materiałów źródłowych i wzbogacają kolejne koncepcje.
Trzecia
część książki to coś w rodzaju bonusu, składają się na nią dwa teksty – jeden
Damiana Cyrockiego, o Nation Of Islam, drugi o Scjentologii, Ewy Panas.
Ten
pierwszy opisuje wątek wierzeń w pradawnych „czarnych naukowców”, pierwszych
ludzi którzy niezmordowanie krążą nad ziemią swoimi latającymi dyskami, branymi
przez rząd USA za UFO, ten drugi zaś tyczy się wykreowanej przez Hubbarda
opowiastki o ziemskich kataklizmach o ogólnoplanetarnej skali, wojnie sprzed
milionów lat, przekazu będącym elementem ezoterycznej i jak się zdaje nieco
wstydliwej wiedzy scjentologów.
Tekst
o NOI jest bardzo dokładny, solidnie podparty materiałem źródłowym i nie można
mu nic zarzucić, świetnie prezentuje co większe absurdy i bardziej znaczące niuanse. W tekście pani
Panas są dwa zdania do poprawki – poza tym w pełni spełnia swoje zadanie.
Co
uderza w tych wszystkich ufo-sektach i parareligiach to niesamowicie
rozbudowany teatr absurdu, gigantyczne nagromadzenie kuriozów wymykających się
jakiejkolwiek logice, rozliczne dziwności i infantylności maści wszelakiej
połączone z jakimś irracjonalnym przekonaniem o możliwej do zrealizowania
utopii. Ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć, co niesie im pokrzepienie i daje
nadzieję, nic tego nie zmieni, intryguje jednak gorliwość opisywanych
wyznawców, ogromne zaangażowanie w rozwój poszczególnych przedsięwzięć i
znikoma zdolność do szczerej autorefleksji, czy też refleksji w ogóle.
Jako
pozycja religioznawcza, książka może być przydatna, choć warto by ujednolicić
formę artykułów, nieco je poszerzyć i poprawić wszystkie pomyłki jakie zrodził
pośpiech, niewiedza, i co tu dużo gadać, raczej niepoważny stosunek do fenomenu
UFO – na szczęście tak jest tylko fragmentarycznie, a większość książki jest
profesjonalna. To coś w rodzaju podręcznego zbioru podstawowych informacji,
przewodnika – nie jest to głębokie studium. Bardzo brakuje to rozbudowania
wątku mechanizmów działania poszczególnych grup, ich wewnętrznej polityki, rodzajów
manipulacji jakich się dopuszczają, faktycznych intencji i celów skrywanych.
Brakuje też sylwetek przykładowych członków (byłych i obecnych), które ożywiłyby teksty powstające głównie w
oparciu o materiały drukowane i informacje ze źródeł internetowych. Żądni
bardziej emocjonalnych dziennikarskich świadectw i pełniejszych analiz, będą
musieli pogrzebać trochę na własną rękę w internecie, poszukać archiwalnych
artykułów w prasie codziennej, albo skorzystać z podanej bibliografii, która
pełna jest różnych dokumentów i opracowań.
kwiecień
2015
Gracjan Triglav
Dziękuje za tak obszerną, skrupulatną i rzetelną recenzję :-)
OdpowiedzUsuń