piątek, 17 kwietnia 2015

Kulty UFO nowa książka – recenzja.



W 2014 roku na rynku wydawniczym pojawiła się nowa książka, która może zainteresować osoby  parające  się zjawiskiem UFO.  Dość kontrowersyjny tytuł  książki a tym samym iście arcyciekawa treść może być interesującą lekturą pod kątem znanych  nam ruchów religijnych, sekt oraz channelingowych kontaktów z rzekomymi pozaziemskimi istotami.  Nie jest to łatwa książka, ale moim zdaniem obowiązkowa w każdej domowej  biblioteczce "nieznanego". Jeden z moich Czytelników Pan Gracjan, w bardzo rzetelny i precyzyjny sposób pokusił się o recenzję tej książki,  i jest to pierwsza tak szczegółowa recenzja w Internecie, która pozwoli Czytelnikowi wyrobić sobie własne zdanie czym są "Kulty UFO". Serdecznie zapraszam i jeszcze raz dziękuję Panu Gracjanowi za poświęcony czas i podzielenie się swoimi uwagami.





Kulty UFO – to praca zbiorowa pod opieką redakcyjną Piotra Czarneckiego i Anny Zaczkowskiej. Przybliża najbardziej znane parareligie i sekty, opierające swą działalność na przeświadczeniu o kluczowej roli w rozwoju ludzkości dawnych i przyszłych kontaktów z szeregowymi załogantami pozaziemskich statków kosmicznych, emisariuszami pozaziemskich cywilizacji, telepatycznych kontaktów z duchowymi przewodnikami, i pielęgnacji eklektycznych praktyk w stylu New Age, które mają mieć z bezpośredni związek z tymi istotami.

Publikacja została wydana w 2014, informacje zawarte w przypisach (daty odczytu stron internetowych) wskazują że powstawała aktywnie w 2010, 2011 i 2012 roku, a zapewne także w 2013. Jest to istotne z uwagi na fakt iż opisuje zjawisko które jest w wciąż żywe, i w pewnym stopniu stale ewoluuje. Zakładając dalszy rozwój naszej cywilizacji w obecnym  (tj. skrajnie stechnicyzowanym) kierunku, należy się spodziewać pojawienia się nowych grup o podobnym charakterze.

Artykułów (włącznie ze wstępem) jest trzynaście, autorów dziesięciu.
Ogólnie rzecz biorąc są dobrze napisane, językiem akademickim – a zatem klarownie i bez szaleństw stylistycznych, bez eksperymentów z formą, z położeniem nacisku na przekaz informacji, bez zaznaczania indywidualizmu piszącego (choć to akurat zawsze – w mniejszym bądź większym stopniu – ma miejsce). Jest jeden wyjątek – ale o tym w dalszej partii tekstu. Niektórzy autorzy troszeczkę się powtarzają, ale w tekstach nie ma żadnych błędów językowych (są niestety pewne błędy merytoryczne i nieścisłości), zidentyfikowałem jedną literówkę i jedną drobną pomyłkę, zatem pod kątem technicznym do pracy się przyłożono.

Książka podzielona jest na trzy części: pierwsza zajmuje się genezą zjawiska i pobieżnie dotyka kluczowych wątków ufologicznych, starając się dokonać ich interpretacji; druga zajmuje się charakterystyką poszczególnych ruchów parareligijnych i kształtujących się nowych systemów wierzeń, trzecia analizą dwóch  „spodkowych” motywów w doktrynie scjentologicznej i wierzeniach Nation Of Islam – specyficznego odłamu Islamu zrzeszającego czarnych wyznawców na terenie USA.  

Krótki wstęp autorstwa redaktorów publikacji dobrze sygnalizuje zmiany zachodzące w obrębie percepcji rzeczywistości XXI-wiecznego człowieka Zachodu, a także niezmienność jego pragnień, dążeń i niepokojów, oraz podejmowaną próbę adaptacji do nowej rzeczywistości. Człowieka Zachodu, ale nie tylko – Zachód bowiem rozlał się nam w ostatnich stuleciach na cały glob: zwesternizowana jest przecież i Azja i Ameryka, Afryka i Australia – zatem nasze dzisiejsze problemy natury religijnej mogą stać się wkrótce problemami reszty świata. Sprawa jest otwarta. Logiczna refleksja  i dobrze rozłożone akcenty zachęcają do zapoznania się z całością tekstu.

Pierwszy artykuł autorstwa Katarzyny Bajki (nomen omen – jak się za chwilę okaże) „Historia i geneza kultów UFO” sensownie zarysowuje zjawisko styczności z domniemanymi przybyszami z odległych światów, jednak między wierszami idzie wyczytać że nie ma tu miejsca na inną wersję niźli ta iż wszystko co podlega krytycznej analizie autorki jest fikcją. Ogólnie, uwagi i przemyślenia są sensowne, odzwierciedlają stan faktyczny, bo zjawisko w dużej mierze wykreowaliśmy sobie sami bez pomocy kosmitów czy innych bytów o nieznanej proweniencji (których natury domyślać się mógłby chyba tylko sam Charles Fort), niemniej pozostaje duży margines przypadków niewyjaśnionych, nieweryfikowalnych, których automatyczne spychanie do pojemnika z imaginacją, oszustwami, pomyłkami itd. – jest zwyczajnie bezpodstawne, nienaukowe i pochopne – zwłaszcza kiedy przesłanki wskazują na to że coś jest na rzeczy, bądź wprost sugerują że mimo pozorów fantastyczności obcujemy z jakimś nowym fenomenem. Nie chodzi tu o naiwne dawanie wiary we wszelkie przejawy oszołomstwa, ale otwartość na to że możemy się niekiedy stykać z czymś czego natura nie jest nam jeszcze znana. W kosmosie są miliardy galaktyk, poważnie brana jest pod uwagę wielowymiarowa konstrukcja wszechświata, poza tym całej fizyki od A do Z jeszcze nie znamy, wciąż są obszary pozostające tematem spekulacji – trzeba być otwartym na niespodzianki.
Niezbyt po gentelemeńsku zakpiłem sobie (skądinąd uroczego) nazwiska pani Bajki, ale wynika to z szeregu błędów jakie znalazły się w jej artykule, a które nie świadczą dobrze o znajomości tematu z którym bierze się za bary: strona 22 – autorka twierdzi że baza w Roswell to Strefa 51, tymczasem baza lotnicza gdzie stacjonowała 509 grupa bombowa we wschodnim Nowym Meksyku nie ma nic wspólnego z bazą wojskową w południowej Newadzie (te stany nawet ze sobą nie graniczą, dzieli je Arizona!); strona 28 – padają tu słowa, że na podstawie „wspomnień niejakiego Whitleya Striebera, powstał [...] film fabularny” (Comunnion, 1989 r.), „niejaki” to trochę niefortunne określenie wziąwszy iż facet przed publikacją „Wspólnoty” (1987) na której bazował reżyser, wydał osiem jak się zdaje całkiem poczytnych książek, mniejsza o ich jakość – gnioty nie gnioty, jeśli ktoś znajduje wydawcę/wydawców na osiem pozycji musi też mieć czytelników; na stronie 29 padają słowa iż w fenomenie wzięć popularne jest zjawisko podmiany ludzi na ich klony, coś w stylu ludowych odmieńców jak mi się zdaję... zapewne można natknąć się w literaturze na takie świadectwa, ale ja się z nimi nie spotkałem – a tym bardziej jako normy (według moich notatek, gdzieś w okolicach tych stron jest też o tym że duże czarne oczy służą szarakom do hipnozy, co jest jakąś fatalną nadinterpretacją); strona 35 – autorka pisze o „boliwijskich piramidach” i „malowidłach z płaskowyżu Nazca” – czyżby XX-wieczny odkrywca Fawcett znalazł swoje zaginione miasto  Zet? Autorka myli zapewne tamtejsze kamienne platformy z zabytkami azteckimi i majańskimi z Meksyku i  Gwatemali, co się tyczy zaś „malowideł” – chodzi o pustynne ryty w podłożu (to jednak dwie różne rzeczy, a biorąc pod uwagę skalę przedsięwzięcia, rozmach i związany z nim trud, wyjątkowość na skalę światową – bo twór to jednak nietuzinkowy – sugeruje to iż autorka kompletnie nie wie o czym pisze... o ile wcześniejsze uwagi można od biedy zbyć biadoleniem jakiegoś ufo-entuzjasty czy innego popaprańca, tutaj mowa o czymś co jest kulturowym dziedzictwem ludzkości, niezależnie od zainteresowań natury ufologicznej wypada wiedzieć co to jest – podobnie jak w przypadku innych zabytków starożytności, z Azji czy Europy); strona 36 – pada kilka nazw typów obcych, obok siebie wymienieni są Reptilianie i Reptoidzi... jak podpowiada etymologia to jedno i to samo, a określeń tych można używać wymiennie (brzmi to trochę jakby powiedzieć że na Ziemi żyją homo sapiens i ludzie...); strona 37 – pada tu określenie „planeta Annunaki” – nazywana tak z uwagi na zamieszkującą ją rasę... pierwszy raz się z tym spotykam... może błędnie zapadło pani Bajce w pamięć określenie „planeta Annunakich”? Tłumaczenie mezopotamskiego terminu czyni to sformułowanie bardzo dziwnym, jest tam też o tym, że w wyniku kolizji planet DNA Annunakich znalazło się na Ziemi... Sitchin jak mi się zdaję tak tego nie ujmował, nawet jeśli tworzył sobie własne historyjki... tego chyba tam nie zawarł; strona 41 – autorka za panem Douglasem E. Cowanem, kanadyjskim religioznawcą, powtarza że wizje Danikena stały się podstawą dla Gwiezdnych Wojen czy Matrixa (ciekawe czy bracia Wachowscy i George Lucas coś o tym wiedzą?).
Najuczciwiej byłoby wziąć do ręki ołówek i robić notatki na marginesach aby kolejny czytelnik nie przyswajał błędnych informacji. Nie wiem na ile niezasłużenie oberwało się w artykule Icke’owi, gdyż nie śledzę jego rewelacji, ale zapewne i tu doszło do jakichś pomyłek. Mimo tylu błędów – artykuł jest całkiem dobry. Ogólnie wyłożone w nim tezy, obserwacje, analizy – trzymają się kupy i mają sens – na pewno mogą być uznane za wartościowe. Nie sądzę aby książka ta kiedykolwiek doczekała się drugiego wydania (z uwagi na swój niszowy charakter), ale gdyby autorka decydowała się na jakiś przedruk w prasie fachowej – warto by to i owo poprawić.
Wyszły na naszym rynku dwie książki których angielskie tytuły są zupełnie inne niż polskie adaptacje, a które mogą być wartościowym poszerzeniem zasygnalizowanych fenomenów: stawiająca wiele pytań „UFO: Dary Bogów. Przybysze z kosmosu” (Gift of the gods? Are UFOs alien visitors or psychic phenomena?) z 1994, autorstwa Johna Spencera i “Encyklopedia wiedzy o UFO” (Cosmic Test Tube. Extraterrestrial Contact, Theories & Evidence) Randalla Fitzgeralda, wydana cztery lata później, gdzie jest kilka wartościowych esejów.

Drugi artykuł z pierwszej części książki to „Wiara w UFO z perspektywy społeczno-regulacyjnej teorii kultury”. Pada tu sporo wartościowych myśli, niestety obszerne partie artykułu mogą przywodzić zwykłemu zjadaczowi chleba bełkot, lepiej byłoby zdecydować się na rezygnację z naukowego żargonu, zwłaszcza w takim zagęszczeniu. Robiąc to na rzecz bardziej przystępnych konstrukcji myślowych, autor stworzyłby tekst lepiej pasujący do koncepcji książki. Jest to dopełnienie myśli pani Bajki.

W drugiej części książki – jak wspomniano wyżej – umieszczone są analizy i charakterystyki poszczególnych UFO-kultów. Pierwszy tekst jest autorstwa Anny Janickiej i traktuje o historii i działalności amerykańskiego UNARIUSA, new age’owej akademii rozwoju duchowego powstałej w 1954. Bardzo dobry tekst, są pewne powtórki – ale poza tym mamy solidnie odwzorowane kto, co i jak. Tekst sam mówi za siebie, solidna robota. Zadziwia potworna infantylność i naiwność samego systemu przekonań.

Kolejny tekst poświęcony jest Aetherius Society wywodzącym się z UK, został napisany przez Emilie Kupiec – podobny ruch, również w stylu New Age, również założony w latach pięćdziesiątych. Tekst ma taką samą strukturę jak artykuł poprzedniczki – wszystko zgrabnie opracowane, można  prześledzić historię grupy od początku, jej genezę, i przeanalizować dalsze losy, zastanowić się nad perspektywami. Kolejny dobry tekst, może nie wyczerpujący – ale jako szkic w pełni zadowalający (o to zresztą w tej publikacji chyba chodziło).

Trzeci tekst jest pióra redaktora publikacji, tyczy się międzynarodowego Ruchu Raeliańskiego, zapoczątkowanego we Francji. Łączy w sobie wszystkie zalety dwóch poprzednich tekstów, posiada analogiczną strukturę. Zdecydowanie najzabawniejszy tekst w monografii – ciężko bowiem zachować powagę kiedy czyta się że ze zwolennicy Raela organizują pikietę pod hasłem „TAK DLA MASTURBACJI!” i twierdzą że sam Jezus Chrystus propagował onanizm mówiąc „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. Urocze. Tekst jest niekiedy śmieszny bo opisuje z pełną powagą dosyć wariackie, i co tu dużo gadać nie trzymające się kupy koncepcje. I tak na bazie kontrastu – wywołuje uśmiech na twarzy. Nie on jeden, ale ten najbardziej. (Nawiasem mówiąc, jedyny tekst w książce gdzie możemy znaleźć literówkę – jak dobrze poszukamy – szkoda, że tak jak do kwestii technicznych, korekty, nie przyłożono się do weryfikacji samej treści).

W czwartym artykule Damian Cyrocki pisze o amerykańskim Heavens Gate, tekst ciekawy, ale mniej klarowny niż poprzednie. Interesująco kreśli zarysy historii jednej z najgłośniejszych grup religijnych USA, której członkowie popełnili zbiorowe samobójstwo aby – jak wierzyli – opuścić Ziemię. Czuć po lekturze pewien niedosyt. Dramat tych ludzi zasługuje na szersze omówienie, choć nie jest to łatwe z uwagi na hermetyczność grupy i brak większej partii materiału do analizy.

Piąty rozdział traktuje o polskim Antrovisie, napisał go Tomasz Niezgoda, skupia się on głównie na wyłożeniu wierzeń  tej wspólnoty, nie ma tu zarysu historii, chronologicznego zaprezentowania dziejów organizacji – brakuje bowiem rejestracji takich faktów, i zwyczajnie nie ma na czym bazować. Autor analizuje irracjonalne wierzenia  dolnośląskiego ruchu, który jak się zdaje nie wytrzymał próby czasu. Nic w tym dziwnego, bo tak prostackich i idiotycznych pomysłów próżno szukać gdzie indziej. Człowiek aż zadaje sobie pytanie o sens naukowej analizy tego bełkotu.

O rosyjskiej Cerkwi Inglingow pisze współredaktorka książki, skojarzenie z tolkienowskim klubem Inklingów jest jak najbardziej zasadne, gdyż tamtejsi wyznawcy kosmicznego porządku świata połączyli swoje słowiańskie korzenie i wątek SF z motywami mitologii germańskiej; to echo wareskich wątków historii, pochodzących z czasów wczesnego średniowiecza kiedy Swionom chciało się wyprawiać na ich rzeki. Pływać nimi na południe, spacerować brzegami, organizować społeczeństwo, handlować i kantować. Anna Zaczkowska pisze o wierzeniach grupy, nie kreśli jednak jej historii. Ruska ziemia bogata jest w rozliczne grupy kultowe, i chyba zna wszelkie możliwe dziwactwa, o czym donoszą już kolejne pokolenia podróżników i dziennikarzy odwiedzających „głubinkę”, stepy i syberyjskie pustkowia. Na tle innych tamtejszych sekt, ta nie jest niczym szczególnym.

W swoim drugim tekście Czarnecki pisze o czeskich wielbicielach Plejadian. Tekst napisany w takim samym stylu jak jego poprzedni – mamy tu analizę wierzeń, historię założyciela i sporo ciekawych szczegółów. Ogólnie jest nieźle, choć są pewne zgrzyty.
Na stronie 191 autora nazywa Billy’ego Meiera „ufologiem” (!) potem czyni to po raz drugi na stronie 215... Wskazanym byłoby zamienić to określenie na „kontaktowca” (i to rzekomego kontaktowca). Określani tak w tekście panowie okazali się oszustami i nie podchodzili do swoich rewelacji z naukowym zacięciem; generowanie fałszywych treści i opowiadanie bajek nie ma wiele wspólnego z rzetelną pracą dokumentacyjną ani analizą terenową... obawiam się że autor myli pojęcia.
Na 197 pisze że Sitchin w „Dwunastej Planecie” stwierdza że Annunaki to jaszczury... cóż – czytałem pierwsze dwa tomy jego pseudonaukowych „Kronik Ziemi” i nie spotkałem się tam z jakimiś wskazaniami na gadoidalną aparycję kosmitów. Czy autor czytał książki na które się powołuje? Na stronie 209 jak się zdaje myli lewy „kanał energetyczny” z prawnym (tak wynikałoby z danych podanych we wcześniejszych partiach tekstu).

Ostatni rozdział tej części książki poświęcony jest polskiemu Projektowi Cheops, bardzo sprawnie napisał go Michał Adamowski. Nie jest to typowa sekta a luźne stowarzyszenie przywodzące na myśl XIX wieczny zamknięte grupy teozoficzne. Ciekawa analiza. Da się na przykładzie tej grupy zauważyć jak starsze pseudonaukowe publikację książkowe, urastają z czasem niemalże do rangi materiałów źródłowych i wzbogacają kolejne koncepcje.

Trzecia część książki to coś w rodzaju bonusu, składają się na nią dwa teksty – jeden Damiana Cyrockiego, o Nation Of Islam, drugi o Scjentologii, Ewy Panas.
Ten pierwszy opisuje wątek wierzeń w pradawnych „czarnych naukowców”, pierwszych ludzi którzy niezmordowanie krążą nad ziemią swoimi latającymi dyskami, branymi przez rząd USA za UFO, ten drugi zaś tyczy się wykreowanej przez Hubbarda opowiastki o ziemskich kataklizmach o ogólnoplanetarnej skali, wojnie sprzed milionów lat, przekazu będącym elementem ezoterycznej i jak się zdaje nieco wstydliwej wiedzy scjentologów.
Tekst o NOI jest bardzo dokładny, solidnie podparty materiałem źródłowym i nie można mu nic zarzucić, świetnie prezentuje co większe absurdy i  bardziej znaczące niuanse. W tekście pani Panas są dwa zdania do poprawki – poza tym w pełni spełnia swoje zadanie.

Co uderza w tych wszystkich ufo-sektach i parareligiach to niesamowicie rozbudowany teatr absurdu, gigantyczne nagromadzenie kuriozów wymykających się jakiejkolwiek logice, rozliczne dziwności i infantylności maści wszelakiej połączone z jakimś irracjonalnym przekonaniem o możliwej do zrealizowania utopii. Ludzie wierzą w to, w co chcą wierzyć, co niesie im pokrzepienie i daje nadzieję, nic tego nie zmieni, intryguje jednak gorliwość opisywanych wyznawców, ogromne zaangażowanie w rozwój poszczególnych przedsięwzięć i znikoma zdolność do szczerej autorefleksji, czy też refleksji w ogóle.

Jako pozycja religioznawcza, książka może być przydatna, choć warto by ujednolicić formę artykułów, nieco je poszerzyć i poprawić wszystkie pomyłki jakie zrodził pośpiech, niewiedza, i co tu dużo gadać, raczej niepoważny stosunek do fenomenu UFO – na szczęście tak jest tylko fragmentarycznie, a większość książki jest profesjonalna. To coś w rodzaju podręcznego zbioru podstawowych informacji, przewodnika – nie jest to głębokie studium. Bardzo brakuje to rozbudowania wątku mechanizmów działania poszczególnych grup, ich wewnętrznej polityki, rodzajów manipulacji jakich się dopuszczają, faktycznych intencji i celów skrywanych. Brakuje też sylwetek przykładowych członków (byłych i obecnych),  które ożywiłyby teksty powstające głównie w oparciu o materiały drukowane i informacje ze źródeł internetowych. Żądni bardziej emocjonalnych dziennikarskich świadectw i pełniejszych analiz, będą musieli pogrzebać trochę na własną rękę w internecie, poszukać archiwalnych artykułów w prasie codziennej, albo skorzystać z podanej bibliografii, która pełna jest różnych dokumentów i opracowań.



kwiecień 2015


Gracjan Triglav


1 komentarz:

  1. Dziękuje za tak obszerną, skrupulatną i rzetelną recenzję :-)

    OdpowiedzUsuń

Napisz komentarz: