Ludowy folklor związanym z magicznymi istotami od
zawsze fascynował ludzi na
wszystkich kontynentach, które miały posiadać nadnaturalne moce i dominację nad
człowiekiem. Niektóre istoty, miały być życzliwe, a inne psotliwe i negatywnie
nastawione do człowieka. Mowa o różnego rodzaju gnomach, elfach, chochlikach,
czy fairies – wróżkach, znanych głównie z obszaru Anglii, Irlandii czy Szkocji, które miały być
widywane niegdyś tańczące w kręgu i porywające
ludzi do innej rzeczywistości. Tematyka
istot dawnego folkloru została
szczegółowo przeanalizowana przez francuskiego badacza dr Jacques Valleé,
który w swojej książce Paszport do
Magonii. On UFOs, folklore, and paralel worlds,
przestawił syntezę istot dawnego folkloru i na ich
podstawie wysunął wnioski, które entuzjastów wizyt z kosmosu mogą przyprawić o
ból głowy.
Valleé na podstawie badań, stwierdził, że istoty z krainy ''Magonii''’, są właściwie tymi samymi istotami, które dziś
utożsamiamy z UFO, zachowują się podobnie jeśli nie tak samo, nie oznacza tego,
że pochodziły z głębokiego kosmosu. Valleé twierdził w swojej tezie, że
zjawisko-siła, za którym ukrywa się UFO, ukazuje swój obraz iluzoryczności
adekwatny do czasu i świadomości w której żyje człowiek i ciągle się
transformuje. Czy historie o wróżkach,
gnomach i innych kreaturach, możemy traktować poważnie, czy są tylko zbiorem zabobonów naszych przodków ? Zgłębiając
materiał dowodowy możemy powiedzieć o
nich, że - podróżowali dziwnymi ''pojazdami'', pochodzili
z ‘’nieba’’, mieli niezwykłe nadnaturalne umiejętności,
interesowali się gatunkiem ludzkim, który bardzo różnie był przez nich
traktowany, często porywali ludzi do
swojego świata, w którym czas zdawał się zachowywać zupełnie inaczej względem ziemskiego. Jacques Valleé odnalazł w publicznej bibliotece w Lyonie spektakularny zapis zdarzenia z terenu Francji,
Arcybiskupa Agobarda ( urodził się około 779 roku w Narbonnem) w książce ‘’O
Gradzie i Grzmocie’’ który dziś można zinterpretować jako klasyczne ufo abdukcje.
Zapis wskazuje magiczny obszar w którym
żyły inne istoty niczym sylfy, które
porywały ludzi i podróżowały dziwnymi po niebie statkami.
Współczesne ufo abdukcje,
są głównie przypisywane istotom z UFO, które realizują tajemniczy
program wobec ludzi od niepamiętnych czasów, który zdaje się mieć jednak zupełnie inny wymiar, niż powszechnie się uważa. Niektóre relacje z tajemniczymi zaginięciami
ludzi w okresie średniowieczna przetrwały po dziś dzień, za które miały
odpowiadać magiczne istoty. W 1572 roku, Szwajcarski kronikarz Reward Cysat, zanotował,
zdarzenie, w którym ‘’coś’’ w niezrozumiały sposób uniosło niejakiego Buchmmana
w górę, który ocknął się w Mediolanie we
Włoszech z których powrócił 2 lutego 1573 roku. Kronikarz opisujący zdarzenie stwierdził, że
sprawcą porwania był nocny skrzat. Analogiczna
sytuacja jak w przypadku Buchmanna zdarzyła się w Polsce w roku 1577. 22 lipca
miała zostać ‘’wzięta’’ kobieta w czasie burzy i powrócić po kilku dniach ?
Kronika mieszczanina krakowskiego z lat 1575-1595 tak opisuje zdarzenie w
oryginalnym języku.
‘’W roku 1577 dnia 22 miesiąca czerwca, w wigilię św. Piotra z Pawłem, panna wzięta w deszczu, łyskaniu, z ciałem i duszą , córka czarnego Pawła z Olkusza, która była u pani Mączyńskiej aptekarki na wychowaniu. Tak zginęła, jako w czym chodziła. Dnia ostatniego zasię ją przywróciło tę pannę, także w łyskaniu, trzaskaniu, w deszczu barzo wielkim, w tym wszystkim, jak ją wzięło, tak ją zasię nazad przywróciło. O czym była barzo wielka inkwizycya przez ludzie zacne, przy czym był Jego Mć ksiądz biskup kamieniecki Białobrzeski Stanisław, prałatów kilkanaście i doktorów kilka, ludzi nauczonych. Gdzie potym na ratusz przyjechał pan podstarości krakowski Palczowski, pilną inkwizycyą uczynił, tak od gospodarza, jak od onej panny pod przysięgą to zeznać musiała, jako to nie było żadne zmyślenie. Ale tak jako na pierwszy wzięciu, jako i na wtórym, żeby wszystko zeznała, cobysiekolwiek z nią działo i cokolwiek tam w tym wzięciu widziała, jakoż to i w druk potem ukazano’’.
W naszym rodzimym Polskim folklorze występują magiczne istoty, które miały być odpowiedzialne za porywanie ludzi m.in., latawce, niawki, niewidy, wiele z nich po swoich harcach pozostawiały kręgi w trawie. Leonard J. Pełka w książce ‘’Polska Demonologia Ludowa’’ przytacza ciekawostkę związaną z latawcem, który był zawsze kojarzony jako ktoś kto przebywał w ‘’chmurach’’ świecił i poruszał się w powietrzu, atakując kobiety niczym w klasycznym Bliskim Spotkaniu.
Inny słowiański demon, który przetrwał w naszej kulturze, a który poruszał się na ‘’chmurach i porywał dzieci to złowroga kania. Oskar Kolberg, tak ją opisywał:
‘’Przybywa ona otoczona obłokiem od wsi do wsi pod wieczór i tam samotnie spotkane dzieci – różnymi sposobami i łaskotkami stara się do siebie przywabić tak, iż lgną do niej jak do matki. Ująwszy je zaś, odziewa się gęstym obłokiem i uniesiona na nim ulatuje na dzikie lasy i stepy, skąd porwane dzieci nigdy już nie wracają’’.
Wielu oświeconych intelektów zastanawiało się nad sprawą fairies, jak choćby Szkocki duchowny z XVII wieku Robert Kirk, (1644- 1692) który był bardzo zaangażowany w ich poznanie. W rezultacie napisał manuskrypt ‘’Tajna federacja elfów, Faunów i Wróżek’’, który dopiero ponad sto lat później został wydany przez Waltera Scotta. Istoty Kirka wręcz wpisują się w współczesną wersję ufonautów, on sam twierdził, że nie miały fizycznego wymiaru, potrafiły pojawiać się w różnych kształtach emanując światło szczególną ich aktywność przypadła po zmierzchu. Kirk stwierdził, że z fairies można było zawrzeć pewien ‘’pakt’’ i przywołać ich za sprawą ceremonialnej magii, co przywidzi na myśl aspekty związane ze spirytyzmem. Podobną ocenę okrasił Walter Evans Wentz badacz i etnograf z USA, który wiele lat spędził na Wyspach i napisał fascynującą książkę w 1909 ‘’The Fairy-Faith in Celtic Countries’’, który stwierdził.
‘’Są istotami czy też inteligencjami niewidzialnymi, lecz jak najbardziej realnymi. Traktując istnienie świata czarów jak zjawiska z dziedziny chemii, stwierdza ,że jest on częścią rzeczywistości niewidzialnej, której świat widzialny tkwi zanurzony tak jak samotna wyspa pośrodku niezbadanego oceanu i która z racji swoich nieograniczonych rozmiarów i możliwości twórczych zawiera w sobie dużo więcej gatunków niezliczonych i nieskończenie zróżnicowanych żywych stworzeń niż świat widzialny. Mieszkańcy krainy czarów rzeczywiście są niezliczeni i nieskończenie zróżnicowani. Pojawiają się we wszystkich możliwych kształtach i rozmiarach. Zwykle drobnej postury, choć mogą liczyć sobie nawet powyżej dwóch i pół mera, a w dodatku dowolnie zmieniać kształty. Ze szczególnym upodobaniem przybierają postać podobną do ludzkiej i uwielbiają się wtrącać się w ludzkie sprawy. Wykorzystują czary, aby owładnąć ludźmi, potrafią u nich wywołać paraliż, podkradają rolnikom plony i znęcają się nad bydłem rzucając w nie zaostrzonymi strzałkami, a widząc, że ktoś się spieszy, podcina mu nogi. Ich pojawienie się może przynieść pecha lub nawet zwiastować śmierć. Kiedy indziej jednak są ludziom życzliwi i pomocni – przynoszą podarki i sprzątają dom. Nawet wtedy należy ich traktować z najwyższą ostrożnością, bo nie ma wśród nich takich którzy byliby jednoznacznie dobrzy, a wszyscy bez wyjątku mają trudne charaktery. W najlepszym razie są kapryśni, obrażeni zawsze się mszczą. Najogólniej określa się je jako fairies’’.
Podobne konotacje zostały dostrzeżone przez Angielskiego badacza Gordona Creightona, który odnalazł interesujące paralele pomiędzy współczesnymi ufonautami, a dawnymi arabskimi dżinnami opisanymi w Koranie, które podobnie jak w Biblii dzieli na pozytywne oraz negatywne, które mogły być m.in., niewidziane dla człowieka, przyjmować różne kształty, porywają ludzi i pozostawiają ich w innych miejscach, wykorzystują seksualnie oraz to co jest bardzo istotne w piętnastoletnich badaniach Dżinnów przez Creightona – Dżinny uwielbiały wprowadzać w błąd ludzi, byli notorycznymi oszustami i kusicielami.
Istoty z nieba – płanetnicy w Maszkowicach
W dawnych wierzeniach ludowych, Płanetnicy zwani także chmurnikami lub obłocznikami związani byli ze zjawiskami atmosferycznymi, to oni mieli kierować chmurami, deszczem czy gradem. Pewnego deszczowego i pochmurnego dnia dziwne wyglądające istoty miały zawitać do małej wioski położonej w woj. Małopolskim Maszkowic w 1907 roku, którzy wyglądali niczym współcześni ‘’obcy ‘’ , którzy przez mieszkańców byli potraktowani, jako goście z innego świata.
Mama może miała 10-12 lat, i jej mama była w domu, było zachmurzone taka mżawka troszkę leciała z nieba i patrzą się, przyszło do nich dwie drobne osoby, dwoje ludzi, takie drobne, nie grube. Twarze płaskie okrągłe, nie takie jak u nas ludzie, takie średniego wzrostu i takie więcej szczupławe. Twarze płaskie brzydkie były. Nosy miały króciutkie takie przypłaszczone. Były ubrane w jakieś szklące, obcisłe ubrania, takie spodnie, jakby na twarzy, na rękach, całe były w takim czymś ubrane – mówi to taki ferszalunek, mama to nazywała. Było to do południa, bo w domu był obiad. Pokazywały ręką, tak do ust, to im dały, ale udawały że jedzą, a wcale nie jadły, tylko mówi miały kieszenie i do tych kieszeni łyżką włożyły tego jedzenia, do jakiejś torebki… Parę dzieci poszło za nimi, patrzą a oni idą w górę, bo dom był pod górką. Poszły tam były takie krzaki, drzewa i babka woła na nich. Nie idźcie żeby was nie porwali, bo to są ludzie z innego świata, z skądinąd są. Tak się bały, ale za nimi poszły. I znów poszły tam do innych sąsiadów pół kilometra. Wszyscy się tak dziwowali, opowiadały sąsiady chodzili jedni do drugich, co to za jakieś inne planety, skąd takie ? Nie byli takie głupie, aby nic nie wiedziały, nie rozumieli. Oni weszli do góry, był taki pojazd okrągły i taka klapa nagle się otwarła i weszły tam sześcioro, sześć osób i mówi jak ruszyły to w oka mgnieniu znikły, że nie było widać, odleciały tak strasznie szybko’’.
Jeśli ktoś, sądzi, że istoty z dawnego folkloru były fantazją naszych przodków, musi się zmierzyć z współczesnymi relacjami, które występują nawet w XXI wieku. W swoim archiwum dysponuję ponad 50 przypadkami z Polski z lat 1907-2015, w których pojawia się motyw małych istot podobnych do bajkowych krasnali, jak w przypadku pewnej 10 letniej dziewczynki pasącej krowy pod Dobczycami w woj. Małopolskim, która w 1943 roku zauważyła przelatującą nad ziemią niewielką istotę z trąbką w ręku, podobną do ‘’cherubinka’’.
''To płynęło tak w powietrzu, że nie dotykało drzew, to był krasnoludek jakiś ubrany miał bluzkę czerwoną a niebieskie spodnie. Miało wysokość dziecka 6 letniego i poszło w las. Postać trzymała w ręku trąbkę złotą. Straszny szum się zrobił i dlatego ona popatrzyła do góry i krowa była przy niej blisko i zaczęła uciekać krowa jak usłyszała ten szum i wtedy ujrzała jak to w powietrzu szło… My uznaliśmy, że to wysłannik, anioł w postaci krasnoludka, bardzo ładną miało buzię taką dziecięcą, taki śliczne dziecko’’
Inna traumatyczna historia przytrafiła się pewnemu rolnikowi w wiosce Burletka (Małopolskie) około 1945 roku. Wieczorem miejscowy rolnik poszedł po krowy, które pasły się na pobliskiej łące, aby je przyprowadzić do zagrody. Kiedy dotarł na miejsce tuż obok rzeczki, zauważył na łące zapierający widok, kilku tańczących w kręgu niewielkich chochlikowatych istot, które najwyraźniej nie były do końca życzliwe i wprowadziły rolnika w pewien rodzaju trans.
‘’Rolnik usłyszał słowa: powieś się, powieś się itd. Ten chłopina miał przy sobie sznur do prowadzenia krów. Ponieważ obok nie było żadnego drzewa, tylko liche krzaki olch, przywiązał jeden koniec do krzaka tuż przy ziemi, pętlę założył sobie na szyję. Następnie położył się na ziemi. Później niedoszły samobójca opowiadał że te istoty mu kazały tak zrobić. Wtedy jeden z tych karzełków stanął u jego głowy z małymi widełkami i dźgając go nimi po twarzy, grożąc wykłuciem oczy powodował że zaciągał pętle coraz bardziej. Kiedy już brakowało mu tchu raptem uświadomił sobie co się z nim dzieje. Odzyskał własną wolę, istotki znikły. Wystraszony zabrał krowy i czym prędzej wrócił do domu’’
Motyw magicznego tańca w kręgu jest szczególnie znany z terenów Anglii - Islandii. Wejście do takiego miejsca wiązało z pewnymi konsekwencjami jak w przypadku wikariusza Harta, który przypadkiem trafił do elfiego pierścienia w wiosce Yatton Keynell leżącej w okolicy Chippenham. Brytyjski badacz folkloru John Aubrey w legendzie datowanej z 1633 - 1634 roku opisał historię Harta, który został podstępnie zwabiony przez dźwięki tajemniczej muzyki.
,,Ujrzał niezliczoną ilość małych
ludzi tańczących w kółko i śpiewających swoje melodie. Był tym bardzo
poruszony, ale, jak sam twierdził, nie mógł uciec, gdyż był, jak przypuszcza,
trzymany w jakiś czarach. Nie wcześniej elfy spostrzegły go i otoczyły ze wszystkich
stron. W tym oczarowaniu i strachu, upadł on, a wówczas mali ludzie zaczęli
szczypać go całego, wytwarzając jakieś ogłuszające dźwięki. Po czym porzucili
go i znikli. Kiedy słońce wzeszło, Hart znalazł się w samym środku elfiego
kółka”.
W 1999 roku pewien mieszkaniec Glinka na Podkarpaciu zetknął się z czymś co idealnie wpisuje się w tematykę ‘’żywego folkloru’’ Idąc wieczorem polną drogą do sąsiedniej wsi, zauważył tuż koło lasu ogromne ognisko, śpiew i dziwną muzykę. Na łunie, która widniała nad lasem, zauważył kilkadziesiąt ludzkich niewysokich cieni, które obracały się niczym karuzela. Jakież było jego zdziwienie, kiedy po przejściu około 30 metrów wszystko nagle znikło. W miejscu ogniska widniał żar, z którego nie biło ciepło, kiedy świadek przyłożył dłoń było zupełnie zimne. 8 godzin później, kiedy z powrotem wracał w miejscu żaru nie było najmniejszego śladu. W miejscu tym dochodziło do wielu niewytłumaczalnych zjawisk m.in., nagłej utraty czasu, dziwnych odgłosów, awarii motorów, telefonów komórkowych. Gro relacji dotyczących małych istot pochodzi od dzieci w różnym przedziale wiekowym, co może budzić wiele pytań i kontrowersji, jednak wiele z nich od najmłodszych lat aż po dojrzały wiek doświadcza nadal niezrozumiałych zdarzeń, które z czasem przekształciły się w odwiedziny Nocnych Gości, spotkania z UFO, bądź inne zjawiska o wysokiej dziwności. Tak jakby cały czas, stała ta sama siła, pojawiająca się pod wieloma różnymi maskami, jak w przypadku pewnej sensystywnej osoby, która opisała swoją historię z pobytu na kolonii w Rybienku Leśnym w 1975 roku.
To zdarzyło się podczas wakacji między pierwszą a drugą klasą szkoły podstawowej (więc był to pewnie 1975 rok). Byłam wtedy wraz ze starszą o 3 lata siostrą na koloniach w Rybienku Leśnym k. Wyszkowa nad rzeką Bug. Dziewczynki zakwaterowano na II piętrze, a chłopców na I piętrze. Moje łóżko stało pod ścianą w środkowej części sali. Leżąc dobrze widziałam przez okno wysokie sosny (to ważne!). Wśród nich była też latarnia, która świeciła się całą noc. Którejś nocy nie mogłam spać.. Patrzyłam w okno na oświetlone gałęzie sosen. W pewnej chwili zobaczyłam coś bardzo dziwnego! “Skrzaty” uwijające się na konarze jednej z sosen. Ścierpłam ze strachu. Byłam przerażona i dosłownie zmrożona. Wiedziałam, że one mnie nie widzą, że nie mają pojęcia że ktoś może je widzieć jak wnikają w pień drzewa i z niego wychodzą. Bardzo się śpieszyły, były zaaferowane, coś tam wnosiły, chowały... Gdyby zorientowały się, że je widzę zrobiły by mi krzywdę! Wyglądały jak 'klasyczne' skrzaty – krępe, na krótkich nogach, wysokości ok. 1,2 m. Nawet teraz, gdy o tym piszę cierpnie mi skóra... a minęło 40 lat. Obserwowałam, to dość długo, może z pół godziny. Nie był, to sen ani żaden zwid! Tego jestem pewna’’.
Jak się potem okazało te same ‘’skrzaty’’ zauważył inny chłopiec, który opowiadał swoim rówieśnikom, którzy jednak nie dali mu wiary. W 2015 roku inna sensytywna osoba tym razem mężczyzna przeżył spotkanie z małym człowieczkiem z ‘’różdżką’’ dosłownie w centrum Warszawy w biały dzień, ale najwyraźniej zdarzenie rozgrywało poza jego rzeczywistością niczym w filmie Twin Peaks, w którym reżyser David Lynch ukazuje rzeczywistość elastyczną niczym plastelina, a głównym współczynnikiem jest nasza psychika, którą można dowolnie manipulować.
W sierpniu około godziny 18-19, 20 sierpnia 2015 roku, jadąc do domu z Zoliboża do rodziców na Mokotów, wyszedłem na wysokości przed ulicą Piękną wzdłuż idąc ulicy Nowowiejskiej wchodząc w ulicę Plac Konstytucji. W odległości mniej więcej 10-20 metrów zauważyłem niską osobę wysokości około 30-40 cm. W momencie kiedy tą osobę zauważyłem był to mężczyzna, zdziwiło mnie to że wokoło mnie jak gdyby nastała cisza, te osoby które wokół mnie wiedziałem obok mnie nie zwracały w ogóle uwagi na to co ja widzę i to co robię. W momencie kiedy ja się zbliżyłem do niego jak gdyby wszystko ustało, nic nie słyszałem tylko jego słowa co on do mnie mówił. Powiedział w ten sposób ‘’chciałem Ci coś pokazać bo jestem zainteresowany takimi osobami jak ja, że lubię zwierzęta i lubię się opiekować’’. Odwróciłem się czy nikogo nie ma, ale ci co chodzili szli obok mnie i mijali mnie, jakby nie widzieli i on z za pazuchy wyjął taki patyczek , różdżkę nie wiem jak to nazwać i dotknął tym schodów tego drugiego podejścia i to się wszystko rozsunęło i powiedział choć ze mną. Tunel był wysokości około jednego metra szedłem prawie na kolanach, szedłem około 10 minut i wszystko było porośnięte takim mchem. Były po bokach takie inne wejścia jedno zarośnięte mchem, ale on powiedział, że tutaj nie wchodzimy bo tam jest wieczna zima. Odsunął ten mech i zobaczyłem spore jezioro, które było zamarznięte i lód taki, że mróz z 30-40 stopni. Zasłonił i powiedział idziemy dalej. Wszedłem w przestrzeń może 50 metrów i zobaczyłem przyrodę, ale tak fantastyczną, że nie da się tego słowami opisać. Nie ma na ziemi takiej roślinności, kwiatów, drzew. Po tym wszystkim podziękował mi odprowadził do wyjścia ja wyszedłem i nagle się to wszystko zamknęło’’.
‘’Diabeł’’ na polnej drodze
Diabły, fauny i inne kreatury, były domeną ludzi żyjących w mrocznym średniowieczu, którzy mieli wchodzić w interakcje z demonicznymi bytami. Co począć kiedy podobne historie pochodzą z współczesnych nam czasów ? W 1990 roku, w okolicach Polkowic – Głogowa na Dolnym Śląsku dwójka dzieci w wieku około 10 lat, idąc polną ścieżką, zobaczyło coś co nazwali ‘’diabłem’’.
‘’Często spędzałem razem z kuzynką całe dnie, bawiąc się razem, jak to dzieci. Tak się składało, że nasza wspólna babcia mieszkała nieopodal domu, w którym mieszkałem, więc często wędrowaliśmy z jednego domu do drugiego poprzez polne dróżki. Będąc pewnego dnia na właśnie takiej wycieczce pieszej, idąc polną dróżką od naszej babci do mojego domu, moja kuzynka nagle krzyknęła: „Co to?”, odwracając się za siebie. Niestety, ja idąc przed siebie i patrząc na wprost, straciłem cenną sekundę, aby się odwrócić. Więc widziałem tylko część tego, co kuzynka. Za nami przebiegła z zawrotną prędkością jakaś postać, przypominająca diabła. Kuzynka widział go wyraźniej, ja widziałem, jak ta postać wbiega za płot, który był przy ścieżce. Pamiętam, że widziałem wyraźnie kopyta, na których się poruszał. Cały był czarny, pokryty jakby włosami. Dodatkowo odniosłem wrażenie, że był jakby w częściowym przysiadzie. Coś w rodzaju fauna. Moją uwagę zwróciło to, że miał kopyta i takie 2-cm futro, rzadko porośnięte, nie tak jak futro niedźwiedzia. Widziałam ogon tego stworzenia, który był cienki, długi trochę, jak z bajki, na końcu z taką strzałką’’.
Podobna historia przytrafiła się młodemu mężczyźnie w okolicy Sędziszowa Małopolskiego, który jesienią 2007 roku, jadąc wieczorem na rowerze zauważył jak mówił samego ‘’diabła’’. Była to stojąca w szczerym polu wysoka istota obleczona czymś w rodzaju ‘’płaszcza’’ , jej twarz była porośnięta gęstymi włosami, a oczy jarzyły się na czerwono, które powodowały u niego hipnotyzujące i przerażające odczucie. Na głowie istota miała coś w rodzaju rogów. W swojej książce UFO nad Podkarpaciem wyd. Poligraf 2015 opisałem podobną historię dotyczącą owłosionej istoty z czerwonymi oczami, która została zauważona przez około 30 dzieci oraz nauczycieli na koloni w 1991 roku w Hucie Komorowskiej. Istota o wręcz przeszywającym wzroku, siedziała przy ognisku, które wcześniej z powodu deszczu opuściły dzieci. Pomiędzy trasą Psary-Pułtusk, dochodziło do obserwacji tajemniczych świetlistych kul, które widywano w lesie, lub na łąkach, ale to nie wszystkie dziwności. W marcu 1998 roku, pewna osoba spacerująca w lesie z mężem, zauważyła klasycznego ‘’skrzata’’, który jakby nic biegł sobie po lesie.
W pewnym momencie przykucnęłam, żeby zasznurować sobie but. I w tym momencie kątem oka zauważyłam po swojej prawej stronie jakiś ruch i automatycznie spojrzałam w tym kierunku. W tym momencie doznałam niesamowitego zdziwienia - jakieś 30 metrów ode mnie zobaczyłam małą, biegnącą postać. Istota ta przypominała w wyglądzie dokładnie bajkowego skrzata, tu zrobię opis: Wysokość około 50 cm, poruszała się, biegnąc na dwóch nogach, poruszając przy tym rękoma, tak jak człowiek, który szybko biegnie. Postać zbudowana była proporcjonalnie i ubrana podobnie jak człowiek: czapka zwisająca z tyłu i podskakująca od biegu, coś, jakby kurtka na długość poniżej pasa, spodnie i buty z zaokrąglonymi noskami. Na twarzy istota miała brodę, zupełnie jak skrzat z bajki. Całe ubranie było w odcieniach brunatnych. Istota zachowywała się tak, jakby mnie nie widziała, biegła bokiem do mnie, ale najwyraźniej spieszyła się. Cała obserwacja trwała jakieś 4 sekundy, ja cały czas byłam przykucnięta, nie poruszałam się. Po jakiś 4 - 5 sekundach zniknęła mi za drzewami. Wtedy podniosłam się i zawołałam męża. Nie odczuwałam żadnego strachu, tylko zdziwienie.
Przyjmując, że pewien procent
relacji jest rzeczywiście realny, możemy zadać pytanie kim są tajemnicze istoty. Czy w ogóle istnieją na
płaszczyźnie fizycznej czy quasi
fizycznej, a może są związani z duchami natury ? Jeden z autorytetów zajmujących
się badaniem fairies, Simon Young z Fairy
Investigation Society, w rozmowie ze
mną stwierdził, że ‘’one są bardziej
duchowe, niematerialne niż fizyczne’’, a największy procent obserwacji
stanowią dzieci i osoby sensytywne, które w momencie zmienionej świadomości,
mogą wchodzić w kontakt z różnymi
istotami czy zjawiskami o wysokiej dziwności, które jednak najprawdopodobniej
nie mają podłoża stricte fizycznego, ale stanowią pewne okno w naszą
podświadomość, które przenikają do naszej psychiki w której ktoś niewidzialnym
palcem dokonuje iluzorycznych projekcji
niczym w matriksie. Synteza magicznych
istot zawarta przez Kirka czy Wenza skłania nas do konkluzji, że mentalnie zachowują
się niczym współcześni ‘’obcy’’ o ludzkiej architekturze psychicznej ale nie do końca są życzliwi ludziom, którzy
podobnie jak dawne fairies, w pewien sposób wykorzystywały i generowały cały
potok sprzecznych i kłamliwych informacji,
podobne analogie możemy zauważyć wśród współczesnych kontraktowców, którzy są jedynie
‘’narzędziem’’ wykorzystywanym dla ‘’ich’’ własnego celu. Siła, która stoi za wszelkimi maskami, chce
pozostać anonimowa, stosując w kontaktach z ludźmi symbole wyciągnięte wprost z
naszej podświadomości, często kolektywne i indywidualne, dlatego u niektórych osób kontakt z inną
rzeczywistością może przybrać
charakter religijny jak choćby
objawienia, u innych może występować w formie chochlików, czy ‘’diabłów’’,
a jeszcze innych ‘’kosmicznych wizyt’’.
Osoby które przeżyły podobne
zdarzenia proszeni są o kontakt arekmiazga@gamil.com
Wykorzystana literatura do artykułu;
1. Jacques Valleé,
Paszport do Magonii. On UFOs, folklore,
and paralel worlds…, Chicago 1969, Wyd. Henry Regnery.
2.
Leonard J. Pełka, Polska
demonologia ludowa, Warszawa 1987, Wyd. ISKRY.
3. Walter Evans
Wentz ‘’The Fairy-Faith in Celtic Countries’’ http://bibliotheque.idbe-bzh.org/data/cle_4cle_5jonathancle_6/cle_9/The_Fairy-Faith_in_Celtics_Countries_.pdf
4.
Materiały z archiwum Arkadiusza
Miazga
Uwielbiam takie opowieści :) Ten klimat aż czuję tutaj :) To niesamowite przeżycia, ale chyba nie chciałabym tego doświadczyć na własnej skórze.. A Ty Arku, widziałeś w swoim życiu coś "paranormalnego"? Ufo czy jakieś istoty itp. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa także bardzo lubię ten klimat ;) Pytasz czy coś widziałem - przeżyłem ? Generalnie tacy ludzie jak ja nie lubią o tym mówić, ale owszem widziałem kilka razy to co nazywamy UFO pierwszy raz w 1984 roku jako 8 letnie dziecko opisałem to w pierwszej mojej książce, kiedy wykonywałem rejestracje zdjęciowe na przestrzeni 2008-2015 widywałem dziwne obiekty zarówno w nocy jak i za dnia. Była też w mojej obecności dematerializacja przedmiotu i kilka innych spraw związany z PSI. Pozdrawiam ;)
UsuńZatem robimy loop ;). Jest to o tyle ciekawe, że sam miałem zamiar zadać pytanie o związki pomiędzy tego typu spotkaniami a istotami typu elementale (żywiolaki), jednak np. w znanym także z tłumaczeń na polski cyklu "Rozmowy z istotami natury" - duchami drzew, zwierząt, rzek itp.(zarejestrowanymi przez osoby sensytywne z kręgu antropozofów w okolicy Pustaci Luneburskiej w Niemczech) takie analogie nie wynikają, wszystko jest to chyba jeszcze bardziej złożone. Co ciekawe, "obraz" części istot magicznych nie pokrywa się z teorią Vallee'go - np. w dzisiejszych czasach widuje się skrzaty czy elfy tak jak przestawia je literatura bajkowa, a z kolei tak jak w Maszkowicach przed ponad wiekiem - postaci "futurystycznych obcych" i to z pojazdem! Z kolei grzebiąc niedawno w rocznikach prasy z lat 90tych znalazłem relację (uzupełnioną rysunkiem) o spotkaniu z 1944 w Daleszycach (Kielecczyzna), gdzie 10 letni wówczas świadek - przedstawiający się po latach jako inż. Bogusław Kwiatkowski (rzecz unikalna przyznać się do takich spotkań wśród ludzi tego pokroju) - zaobserwował pewnej nocy 25-30 cm istotę stojącą na drabinie (!) nieco powyżej chłopca, ubraną zdecydowanie "niebajkowo" (w coś w rodzaju przylegającego gładko kombinezonu) o raczej proporcjonalnych kształtach i sympatycznym wyrazie twarzy ("uśmiech"), a co najciekawsze, wydzielającą zielononiebieską poświatę (!). Po dłuższej chwili osłupienia przestraszony chłopiec uciekł do domu. Świadek sądził też, że owa istota przyczyniła się do uratowania życia mieszkańcom domu, gdyż w dniu następnym rosyjski samolot zrzucił tuż obok bombę, która gdyby trafiła w zabudowania, zrównałaby je z ziemią (źródło: NŚ nr 9/1995)
OdpowiedzUsuńWitam mam prośbę czy może mi Pan podesłać na maila ten skan artykułu z istotą na drabinie arekmiazga@gmail.com z góry dziękuję. Tak system Vallee'go jest dość dziurawy jeśli chodzi o tego typy spotkania z bajkowymi postaciami pytałem go w meilu o to, ale nie odpisał.
UsuńChętnie, ale mam na razie takiej możliwości. Sugeruję natomiast, aby zwrócił się Pan do kogoś z redakcji NŚ np. Piotra Cielebiasia, gdyż tego co wiem tamte roczniki pisma zostały już zdigitalizowane i być może relacje z Dotknięcia Nieznanego są dostępne w ten sposób, chyba wyjdzie to szybciej. Pozdrawiam.
UsuńJuż mam ten artykuł od Marcina Stachurskiego, który ma jedno chyba z największych w kraju archiwów związanych z tematyką UFO i pism, które go promowały. Sama postać przypomina mi istoty z Emilcina lub Witkowic pozdrawiam
UsuńTo świetnie, notabene też zauważyłem to podobieństwo. Kto wie, ile jeszcze takich relacji z prasy wydanej w minionym 30leciu można "odkurzyć". Również pozdrawiam.
UsuńSuper Arku , bardzo ciekawy artykuł.
OdpowiedzUsuńCoś na pewno się działo to nie tak, że to tylko opowiadania, żeby postraszyć się nawzajem wieczorem przy piecu. Szukam art. o dziwnych zaginięciach i niekiedy widzę materiały jak z 1890 roku, wycinki prasowe o ludziach, którzy faktycznie żyli i coś dziwnego im się wydarzyło i są tak samo opisane, jak w opowiadaniach o folklorze. Nic innego, tutaj też widać bezradność i próba opisania tego, co się przydarzyło, no i zwalenie winy na diabła i demona itp., takie były czasy, jakże by inaczej. Jest pewna fajna austriacka strona internetowa, pełna opowieści tego typu, parę przykładów:
"Dzieci, które rano na drogę do szkoły nie zabiorą wody święconej, mogą być uprowadzone przez czarta. Tak przydarzyło się w Altenfelden (Austria). Chłopak tego dnia nie miał ze sobą wody święconej, szedł do szkoły nie razem z innymi, którzy byli chronienie przez posiadanie tego sakramentalia, lecz osobno skrajem drogi. Diabeł zabrał dziecko ze sobą i odstawił je w mieście Rohrbach"
" Syn pewnego kmiecia w Mühlviertel po zapadnięciu zmroku nie mógł wychodzić dalej niż okap chałupy. Coś dziwnego porywało go do góry, po czym szybował po niebie, całe dnie mijały, zanim wrócił do domu. Jednego dnia wraz z dziewczyną chciał się udać do Rohrbach na wesele. Na własną ochronę ręce związali sobie poświęconym wiankiem. Pomimo tego, ów coś było w stanie rozdzielić parę, a chłopak zaginął. Dopiero po 9 dniach, bardzo poszkodowany, w opłakanym stanie wrócił do domu."
Sprytu jak widać, nie brakowało:
"Młodzi chętnie się wygłupiali, tu i tam coś napsocili, taka trójka łobuziaków. Pewnej nocy zobaczyli na łące 3 źrebaki, sytuacja aż się prosiła, żeby ją wykorzystać. Gdy pierwszy z nich usiadł na grzbiecie, ten wzniósł się w powietrze, tak wysoko i szybko, że chłopakowi brakowało powietrza. Koń poniósł go nad wielką wodą, gdy dotarli nad brzeg, zrzucił go z grzbietu. Okazało się, że młodzieniec potrzebował prawie dwa dni na powrót do domu"
"Rolnik z Innviertel wracał nocą z karczmy, a że droga daleka a nogi trochę słabe, pomyślał sobie, że nawet gdyby kozioł pojawił się na drodze, to nie pogardziłby okazją podwiezienia. Nie trwało długo, gdy sam czort pod postacią kozła pojawił się na drodze. Bezczelnie usadowił się na zwierzęciu, a ten ruszył do przodu. Szczęście miał, że tyłem usiadł, bo zwierz tak gnał, że powietrza by mu brakło. Gdy nastał dzień, zwierzę znikło , a on poczuł znów ziemię pod stopami. To jednak nie koniec kłopotów — znajdował się w obcym kraju, musiało to być bardzo daleko, bo ludzie nawet o mieście Wiedeń nie słyszeli. Trzy lata potrzebował, żeby wrócić do domu"
"50-letni rolnik Hans Buchmann udał się do pobliskiego Sempach w sprawie uregulowania długu. Szedł przez las, kiedy to usłyszał coś niby muzykę albo odgłos roju pszczół. Wystraszony zaczął uciekać, w pewnym momencie poczuł, że traci grunt pod nogami. Zgłoszono zaginięcie, przeszukano także las, tam znaleziono część jego ubrania. Cztery tygodnie później, rodzina otrzymała wiadomość z Mediolanu, że Hans Buchmann znajduje się we Włoszech, on sam nie potrafił sobie przypomnieć, jak się tam dostał. Za pomocą dobroczynnych ludzi, prawie 2,5 miesiąca później wrócił do domu. Nie mógł sobie wiele przypomnieć, jego wygląd był bardzo zatrważający, stracił włosy na ciele, a twarz była tak opuchnięta, że krewni nie umieli go rozpoznać."
Mam właśnie fajną relację z miejsca zwanego Gniazdem Diabła, miejsce, które widocznie nadal jest aktywne, bo do dziś dzieją się tam dość dziwne rzeczy.
Arku super te historie, możesz podać linka do nich podobne zniknięcia opisałem z folkloru w mojej drugiej książce. Gniazdo Diabła a gdzie takie dziwo jest i jakie pochodzą relacje ? Pozdrawiam
UsuńCiekawostka: Marek Styczyński w książce "Zielnik podróżny" traktującej o związkach roślin i etnologii, a zatem ich wykorzystaniu zarówno w sposób czysto praktyczny jak i obrzędowy lub magiczny, napisał o pokutującym dawniej w różnych rejonach Europy Środkowej poglądzie, iż ludzie którzy ucinają sobie drzemkę pod krzewem czarnego bzu, uchodzącego folklorze za gęsto zamieszkały przez duchy natury, bywają za sprawą nieznanych sił przenoszeni na różne odległości. Co nie znaczy że rośliny tej trzeba się bać, wręcz przeciwnie, jest to bardzo skuteczny surowiec zielarski, a obsadzenie nim np. zabudowań gospodarskich sprawia podobno, że nie trzymają się w nich myszy.
UsuńZbierając materiały do mojego projektu, szukałem informacji o rejonie w Arkansas zwanym Gniazdem Diabła, oficjalnie to cały park się tak nazywa około 1000 hektarów. Ginęli tam ludzie i to w takich okolicznościach że widocznie jakaś siła była w to zamieszana, którą ludzie nie pojmowali i dlatego jak w tamtych czasach było — przypisano to, jak zwykle diabłu, to akurat dotyczy prawie każdego miejsca o podobnej nazwie. W każdym bądż razie często gdy ktoś po takim zaginięciu się odnalazł był bardzo odwodniony, ale to często miejsca, gdzie wody jest pod dostatkiem. Wygląda na to że teren nadal wydaje się aktywny, Paulides w swojej pierwszej książce opisuje przypadki zagadkowych zaginięć w tym rejonie, teraz wpadł mi do ręki art. o tym co w tym parku przeżył Terry Lovelace. On i jego kumpel udali się do parku narodowego, żeby zrobić sobie kemping, to właśnie w rejonie Gniazda diabła. Już pierwszego wieczoru przy ognisku zauważyli dziwne światła na niebie, a później coś w rodzaju laserów jakby skanowało ich namiot. Zaraz potem mężczyźni jakby zdalnie sterowani udali się do namiotu spać. Tobby obudził się pierwszy, twierdził, że widział małe "dzieci" w jaskrawym świetle, kłębiące się wokół nich w dużych ilościach. Samo światło było zielono-żółte i stroboskopowe , migało w kółko, było także słychać dźwięk przypominający transformator. Wszędzie było sporo "dzieci", słychać było jak poruszają się po krzakach. Nie były to jednak dzieci a typowe "szaraki", w parach wchodzili w jasne światło po czym znikali. Mężczyźni w panice uciekli do samochodu a potem pojechali prosto do pobliskiej bazy wojskowej żeby zdać relację. Obaj byli dręczeni silnym pragnieniem, byli odwodnieni, ich skóra czuła się jak oparzenie słoneczne i miejscami była opuchnięta, byli bardzo zmęczeni i wyczerpani, a ich oczy były opuchnięte i wrażliwe na światło.
UsuńPrzy zastosowaniu hipnozy Lovelace opowiadał o tym jak przebywał na pokładzie olbrzymiego ufo itd. , na ten temat jest cała książka jego autorstwa. Mnie zaciekawiło ten fakt missing time i że byli odwodnieni, to właśnie pojawia się tak często w przypadkach tajemniczych zaginięć.
Ja mam od lat w podświadomości coś,co mnie utwierdza w przekonaniu, że coś kiedyś było, coś się wydarzyło, ale nie wiem co.. Nie mówiłam o tym nikomu, bo nie mam takiej potrzeby, zresztą wolę to trzymać dla siebie. Wiem na pewno, że było to coś nie z tego świata, coś mnie spotkało jako małe dziecko. Pamiętam sytuację, gdy zobaczyłam Szaraka w telewizorze to doznałam tak ogromnego przerażenia, że bałam się zostać sama, bałam się ciemności itp. Dodam, że to było jak byłam małym dzieckiem, max 10latnim. Mogłam oglądać inne okropne potwory, ale tylko gęba Szaraka mnie panicznie przerażała. Było kilka takich sytuacji, że uważam, że to nie był sen, ale 100% pewności nie mam.. Mój Tata też miał kilka sytuacji co najmniej dziwnych i nie wytłumaczalnych. Kilka tyg. temu przybiegł do mnie i powiedział, że właśnie wraca ze spaceru (mamy za domem las i pole) i chyba widział UFO. Kula wystrzeliłam w ułamku sekundy.. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSuzi jeśli masz ochotę i czas może opiszesz swoja historię w meilu, chętnie się z nią zapoznam i obserwacja twojego taty jeśli masz ochotę to meila zapewne znasz pozdrawiam ciepło ;)
UsuńOstrożnie można założyć, że w przypadku Pani Suziii jest "coś na rzeczy", albowiem reakcje silnym lękiem na wizerunki Obcych (nie tylko Szarych) to dowód pośredni na być może ukryte podświadome wspomnienia kontaktu; czasami też lęk wywołują opisy tego typu spotkań. Lisa Oakman, o której kiedyś tu wspomniałem, a która twierdzi, że widuje wiele typów Obcych, w tym "magicznych istot", napisała, jak ongiś po raz pierwszy wzięła się za lekturę klasycznej już pracy Johna Macka "Abductions" (pol. "Uprowadzeni", wyd. 1996) i przeżyła taki szok, iż nie była w stanie czytać. Ale to już sprawa dla badaczy jak Autor, którzy niestety w Polsce mają ograniczone możliwości działania.
UsuńTak ma Pan rację w tym co pisze, mam nadzieję, ze Suziii napisze do mnie i zajmę się tą sprawą na ile będę mógł.
UsuńBardzo fajnie że ukazało się to w formie artykułu. Lecz z tego co mnie pamięć nie myli wszystko to zawiera sie w twojej ostatniej książce. Czy na przestrzeni ostatnich lat dotarły do ciebie jakies nowe relacje godne publikacji ?
OdpowiedzUsuńTak to prawda, ale nie wszyscy może mają moją książkę dlatego warto przypomnieć te historie zresztą kiedyś do sprawy z Maszkowic i Burletki w osobnym artykule powrócę bo to dłuższa sprawa. Tak dotarły w ostatnim czasie trzy takie zdarzenia ( diabliki gargulce) liczę właśnie po takich artykułach na więcej.
UsuńDo Anonimowy18 października 2020 18:50 tak słyszałem o tego typu roślinach, które używano w różnych obrzędach, które bardzo często zmieniały świadomość i pozwalały wchodzić w inną ''rzeczywistość'' jedną z takich roślin jest Ayahausca która sprawia wyrażenie, że ludzie mają widywać istoty o charakterze anantropijnym, gady, zdolność latania, inne światy oraz istoty, które przypominają ‘’kosmitów’’.Pablo Amaringo Peruwiańczyk bardzo dokładnie opisywał i potem przelewał swoje wizje na obrazy. Zmienne stany świadomości DMT to klucz byc może do świata ''bajkowych istot'' ?
OdpowiedzUsuńO, "rośliny i grzyby mocy" to temat rzeka i faktycznie może być to kluczem, do wglądu "obce światy". Sam ich bynajmniej nie próbowałem ;) ale w kto wie czy kiedyś... Faktem jest, że są one obecne na każdym zamieszkałym kontynencie i w większości kultur. Ale wizje wywołuje się także innymi technikami: deprywacją sensoryczną (odcięciem od wrażeń zmysłowych np. poprzez przebywanie w jaskiniach), specjalnym oddychaniem, tańcem w rytm bębna, głodowaniem czy nawet samookaleczaniem. Oczywiście zawsze zostaje kwestia interpretacji tego co wówczas się dostrzega i przeżywa. Pewnie ten temat jeszcze będzie powracał w kontekście Obcych.
UsuńMyślę go poruszyć w mojej nowej książce nad którą pracuję pozdrawiam
UsuńUwielbiam takie artykuły. Pokazują czarno na białym, coś, co jest bardzo logiczne, a czego tysiące ludzi pasjonujących się ufo nie widzi. Mianowicie jakby tak wgłębić się w spotkania trzeciego stopnia, to każdy obcy jest inny. I to mocno inny. Nawet po spopularyzowaniu przez filmy szaraków, szaraki pojawiły się masowo w relacjach, ale i tak mocno się różnią od siebie. Dla mnie jest oczywiste, że ta siła, która za tym stoi, zakłamuje zmysły albo rzeczywistość i ad hoc tworzy obrazy obcego, dopasowując się do wyobrażeń ludzi (i na pewno nie są to przybysze z obcych planet, bo nieprawdopodobne jest, żeby było ich tysiące ras ukrytych przed nami). Dlatego każdy widzi ich inaczej, dlatego w historii pojawiają się wróżki, diabły z kopytami i ogonem w kształcie ostrza, itd.A jak oni naprawdę wyglądają? Nie wiadomo, może wcale nie wyglądają...
OdpowiedzUsuńDamian
Dokładnie Damianie mam taką samą opinię pozdrawiam ;)
UsuńPrzypomniała mi się pewna informacja z lat mniej więcej dziewięćdziesiątych, jaką powiedział znajomy z pracy o chłopcu który zamierzał popełnić samobójstwo przez powieszenie. W pewnej chwili pojawiła się przy nim postać szaraka, albo istoty o zielonej barwie skóry(nie pamiętam dokładnie) która pomagała mu założyć pętlę na szyję. Musiał się wystraszyć co spowodowało że odstąpił od zamiaru. To było w Lublinie gdzieś w rejonie ulicy Lubartowskiej. Gdybym spotkał kiedyś tego znajomego to dopytam.
OdpowiedzUsuńCiekawa sprawa koresponduje z tym zdarzeniem o którym pisałem w artykule gdybyś dowiedział się czegoś bliższego proszę o kontakt pozdrawiam ;)
Usuń